Miłość jak narkotyk: uzależniająca moc zakochania

fot. Pikolina 

Dziś Dzień Osób Na Haju. 🙂 Bo miłość jest jak narkotyk: uśmierza ból jak morfina, dodaje skrzydeł jak kokaina, energii jak amfetamina, wprowadza w ekstazę jak tabletka extasy, czyni świat derealnym jak LSD. Od stanu zakochania można uzależnić się tak samo jak od używek.

W latach 70. ubiegłego wieku, czyli czasów dzieci kwiatów, hippisów, rozkwitu narkotyków i eksperymentów z różnymi używkami, naukowcy chcący zmierzyć się z narastającym problemem narkomanii, zaczęli szukać analogii między zakochaniem a działaniem narkotyków. Jednym z takich naukowców był profesor George Koob. Po serii badań i eksperymentów nie miał wątpliwości: stan zakochania jest podobny do stanu upojenia narkotykowego, od jednego i drugiego można się uzależnić.

Zakochanie jak narkotyk, a wszystko przez dopaminę

W skrócie, i oczami Nishki nie będącej chemicznym asem wygląda to tak, że jeżeli mocno czegoś pragniemy i wreszcie dostajemy to, to fragmenty naszego mózgu zalewają się dopaminą. Dopamina to neuroprzekaźnik, zwany potocznie hormonem szczęścia i motywacji, wyzwalający w nas entuzjazm, radość, uniesienie, podniecenie i uczucie, że ach, moglibyśmy góry przenosić!

Gdyby zrobić zawody, kto ma największy poziom dopaminy, złoty medal otrzymałaby Drużyna Zakochanych, bo to w ich organizmach najwięcej się jej wydziela. Na czym polega działanie większości narkotyków? Na stymulowaniu wydzielania dopaminy w mózgu!

Tak mi dobrze, że zwiększę dawkę

Dopamina uzależnia: jak już raz się spróbowało, ciężko się bez niej obejść. Kontakt z osobą, w której jesteśmy zauroczeni powoduje w nas zalew dopaminy, czujemy się tak wspaniale, tak nam dobrze.  Kto by nie chciał powtórzyć tego doznania? Umawiamy się więc na następnego spotkanie. Chcemy mieć coraz bliższy kontakt z obiektem naszej miłości. Potrzebujemy coraz większych dawek. Randki raz na kilka dni przemieniają się nagle w codzienne, a potem nie wiadomo kiedy okazuje się, że właściwie to już razem mieszkamy. Bez obiektu zakochania jest nam źle, pusto, czujemy głód. Wpadliśmy po uszy, jesteśmy uzależnieni.

Nie działa już na mnie, ale nie potrafię bez tego żyć

Osoby uzależnione od alkoholu lub narkotyków zażywają tych substancji nie z powodów, dla których robią to na początku, czyli żeby czuć się dobrze, lecz po to, by nie czuć się źle. Mimo że stosowanie narkotyku, który na początku dodawał skrzydeł, wyostrzał umysł, teraz coraz częściej działa wprost przeciwnie: przytępia zmysły i percepcję rzeczywistości, uzależniony nie przestaje go stosować w strachu przed tym co będzie, gdy go odstawi.

Często podobnie rzecz wygląda w związku: na początku miłosny haj, podekscytowanie, euforia, eksplozja szczęścia. Potem, z każdym kolejnym półroczem: coraz większe uodpornienie na uroki miłosnego partnera (pisałam o tym w tekście Nie przejmuj się, gdy zakochanie mija). Kontakt z obiektem uczuć nie powoduje już produkcji ogromnych działek dopaminy, co nie oznacza, że produkcja tego neuroprzekaźnika zupełnie ustaje. Wciąż trwa, choć nie dostarcza już tak silnych doznań, dlatego niełatwo jest się tak po prostu z naszym ukochanym dilerem rozstać.

Zrywam z tym nałogiem

Pojawia się strach przed definitywnym rozstaniem i negatywnymi konsekwencjami dla samopoczucia, które wystąpiłyby po rozstaniu z człowiekiem lub odstawieniem używki.

Po odstawieniu narkotyków, po zakończeniu związku wiele osób doświadcza poczucia bezsensu życia. Miłosny tudzież narkotykowy głód, złe samopoczucie, natłok pytań w stylu: „Po co mi to było? Po co przerywałem to?” Źródełko dopaminy, na którym płynęli przez życie zostało ucięte…

Zakochanie nie takie straszne jak narkotyk

Jednak istnieje główna i pokrzepiająca różnica między uzależnieniem od stanu zakochania a uzależnieniem od narkotyków. Zakochanie nie powoduje degeneracji mózgu. 🙂

Sztucznie, czyli psychoaktywnie, dostarczana przez narkotyki dopamina wpływa na mózg destrukcyjnie: tak, że bez niej nie jest w stanie już sam jej wyprodukować. Natomiast naturalny, endogenny „narkotyk miłości”, czyli zakochanie i pożądanie, naszego mózgu nie psuje. Poza tym bez zakochania, a mimo to w związku da się żyć, zwłaszcza gdy się zrozumie, że po zakochaniu może przyjść kolejny etap miłości. Miłości, którą można przeżyć na trzeźwo. 🙂

Komentarze: