Sprawy higieny: czasem ręce opadają

Fot.Bartek Goldyn

Z jednej strony jestem zwolenniczką maksymy, o której pisze Marysia Górecka w tekście: Psychotest: czy jesteś matką terrorystką?, czyli: Nil mirari, nil indignari, sed intellegere. Nie dziwię się, nie oburzam, ale staram się zrozumieć. Z drugiej strony przyznam, że czasem kusi mnie, żeby dać głośno wyraz swojemu zbulwersowaniu, zwłaszcza gdy sprawa dotyczy tzw. dbania o higienę.

Na przykład gdy widzę, że ktoś nie myje po skorzystaniu z toalety rąk. I potem wraca do stolika i bierze tymi rękoma pizzę. I oblizuje palce z sosu. Mmmm. Pychota..

Albo gdy ktoś nie używa dezodorantu.

Albo gdy dziecko liże w autobusie poręcz lub w sklepie klamkę.

Kiedyś znajoma dziewczynka była świadkiem sytuacji, w której inna dziewczynka wytarła gruszkę o … firankę w przedziale pociągu.

Nie była w stanie powstrzymać się od zrobienia miny, którą można byłoby wyrazić hasztagiem #szokiniedowierzanie, na co ta druga, zajadając gruszkę odparła:

– Oj, już nie bądź taką pedantką.

 

Gdybyście teraz weszli do mojego domu, to zastalibyście widok, który i ja zastanę za kilka godzin, gdy tam wrócę, czyli: rzucone na fotelu tony suchego prania, niesprzątnięte po śniadaniu naczynia, chaos w dokumentach na parapecie. Gdybyście otworzyli szafkę z garnkami to najprawdopodobniej jakiś by z niej wypadł.

Ale w tym wszystkim nie znaleźlibyście w lodówce rozkładającego się, zgniłego jedzenia, zachlapanej majonezem podłogi. W szafce natrafilibyście na byle jak wstawione szklanki z różnych parafii, ale na pewno: czyste. (niniejszym chciałam pozdrowić nasza zmywarkę).

Nie mam fioła na punkcie porządku, ale unikam brudu.

Podobnie z dbaniem o siebie. Zwykle moja fryzura pozostawia wiele do życzenia, czasem nie chce mi się prasować bluzki, ale nie przypominam sobie dnia bez prysznica. Chyba, że na wyjeździe z dala od cywilizacji, ale takie rządzą się innymi prawami 🙂

W łazience mam byle jak ustawione kosmetyki, niedbale rzucony na szafce szlafrok. Na podłodze pewnie jakiś patyczek do uszu, bo ktoś nie trafił do kosza. Trzy otwarte szampony (bo ktoś nie zauważył, że są już dwa). Okulary córki za pińćset złotych leżą na skraju szafki, o co robię jej co rano awanturę. Słowem: chaos.

Jednak jedno jest pewne: każdy z nas umyje ręce po skorzystaniu z toalety i każdy z nas codziennie umyje całe ciało.

Przyznam, że zastanawiałam się, czy opublikować ten tekst. Pisanie o tego typu sprawach trąci truizmem i oczywistością. Hej, bo jak to brzmi?

Po skorzystaniu z toalety zawsze należy myć ręce.
Codziennie trzeba brać prysznic lub kąpiel.
Należy używać antyperspirantów.

Cytując Alexisa de Tocquevill’a:

Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.

Tak więc jeżeli Ty nie chcesz regularnie myć się i używać dezodorantu i chcesz żyć zgodnie z naturą i sądzisz, że masz do tego prawo,  to wybacz, ale Twój zapach jest inwazyjny dla mojej wolności, więc de facto zagraża jej. Jeżeli nie myjesz rąk po skorzystaniu z toalety, a potem podajesz mi ją na powitanie, to też niezbyt mi się to uśmiecha.

Piszę sobie ten tekst, zastanawiając się wciąż, czy go na pewno opublikować, kiedy to otrzymuję powiadomienie z fejsbuka. Wchodzę i na stronie głównej wyświetla mi się post Ani Bazylii, która linkuje do tekstu Jak długo nie zmieniasz piżamy? „Dopóki partnerka nie powie, że śmierdzi”.

Otóż przeciętny mężczyzna zmienia piżamę… co 13 dni, kobieta co 17 dni. Fakt, że badanie było robione w Anglii, napawa nadzieją, że może w Polsce jest trochę lepiej? Choć niestety moja socjologiczna intuicja podpowiada mi, że tzw. przeciętny Polak również nie należy do czyścioszków czy tam jakichś pedancików, phi.

Dobrych nawyków: tzw. dbania o higienę uczymy się głównie w domu rodzinnym.

Dzieci rodziców, którzy kąpią się trzy razy w tygodniu, którzy zmieniają piżamę co dwa tygodnie, w zestawie codziennych kosmetyków nie mają dezodorantów, którzy przymykają oko, gdy dzieci nie umyją zębów, którzy nie uczą, że po każdym korzystaniu z toalety należy umyć ręce: same z siebie tych nawyków nie wykształcą.

Do dzisiejszego tekstu zainspirował mnie dialog, który rozbrzmiał wczoraj w naszym domu:

Młodsza córka opowiada zaniepokojona, że dziewczynka, którą zna ze szkoły nie myje po skorzystaniu z toalety rąk. Na co starsza córka z miną mędrca:

– Słuchaj. Niektórzy rodzice albo nie mają czasu albo wiedzy, i nie uczą dzieci, że należy dbać o takie sprawy. Powiedz jej tak: MHM.
(myśli, duma jak skonstruować komunikat)
To musi być mocne, żeby oddziałało na jej wyobraźnię… Powiedz jej tak: bakterie kałowe. Kałowe. Na jej rękach. Rękach, które potem trafiają do jej buzi. I to chyba powinno wystarczyć.
(po chwili zdegustowana dodaje).
Dziwni, dziwni są niektórzy rodzice. Jak można nie powiedzieć tego swoim dzieciom?

*

Ja wiem, że Wasi znajomi przestrzegają zasad higieny. Ale kto wie, może znajomi znajomych nie do końca? Pamiętajcie, każde udostępnienie tego tekstu to o jeden czysty obywatel więcej!
To pisałam ja, Wasza Nishka Higienishka 🙂

Komentarze: