W myśl zasady, że jak rodzic nie ma czym się pochwalić, to chwali się swoimi dziećmi, muszę Wam dziś o czymś donieść. Otóż dziś rano dowiedziałam się, że moja starsza córka, uczennica pierwszej klasy gimnazjum, ma najwyższą średnią ocen w szkole: powyżej 5,5! 🙂
fot. Philippe Put
Obie córki od lat kończą szkolne semestry z bardzo dobrymi wynikami, zdarza im się wygrywać w konkursach. Oczywiście wysokie oceny i duża ilość punktów na testach nie zawsze świadczą o inteligencji i odwrotnie: niskie o jej braku. Przecież liczy się to, co ma się w głowie, a nie w dzienniku szkolnym. Jednak w przypadku moich córek bardzo dobre oceny idą w parze z bystrością, błyskotliwością i wiedzą o otaczającym świecie. Kto je zna, wie, że mądre z nich dziewczyny. I wbrew pozorom żadna z nich ani nie wygląda, ani nie zachowuje się jak „typowy kujon” niewyściubiający nosa spod książek. Są wyluzowane, lubią się bawić, żartować, leniuchować, tracić czas na tablecie itd.
Zastanawiając się, jak to możliwe, doszłam do wniosku, że ich tato przekazał im „inteligencję” w genach, a ja… ja zapewniłam tzw. warunki środowiskowe 🙂 Oto one:
1. Zdrowe jedzenie
Jakość jedzenia ma wpływ na kondycję intelektualną. Pamiętam, jak niedawno opowiadałam znajomej, że najbardziej męczącym aspektem macierzyństwa jest dla mnie organizowanie jedzenia dzieciom. Moje dzieci codziennie jedzą obiad i nie są to kanapki. Codziennie mam z tyłu głowy poczucie, że muszą zjeść coś wartościowego. Zwykle dwa razy w tygodniu udaje mi się skorzystać z uprzejmości mojej mamy i teściowej, wychodzi więc na to, że średnio pięć razy w tygodniu gotuję im sama. Przygotowując posiłki, staram się, by jedzenie było jak najmniej przetworzone, zawierało jak najmniej konserwantów, zwracam uwagę na skład produktów, dbam o to, by miały zapewnioną wystarczającą ilość białka, warzyw, owoców, produktów pełnoziarnistych itp., słowem: żeby było zdrowo i pożywnie. Jasne, zdarza się czasem, że na obiad jemy frytki, ale wtedy przykładam wagę do tego, by zjadły wartościową kolację. Pozwalam im jeść słodycze, ale staram się ze sklepowej półki wybierać te „zdrowsze” (np. czekolada zamiast cukierków nafaszerowanych konserwantami i barwnikami). Nie chodzi o to, że spędzam w kuchni godziny. Nie, zdrowe food może być przygotowane fast 🙂
2. Sen
Deficyt snu źle wpływa na sprawność intelektualną dziecka, więc warto dbać o to, by dziecko „zdrowo się wyspało”, nawet jeżeli mówi, że w ogóle nie chce mu się spać. Sama śpię po około 6-7 godzin, dzieciom nakazuję (bo niestety zwykle taką formę to przybiera: kazania udania się do łóżka) spać dłużej. W tygodniu mają zwykle pobudkę około 6.30. Staram się więc, żeby młodsza córka leżała w łóżku najpóźniej o 21. Nie zawsze mi się to udaje i gdy zbliża się 22, a ona jest jeszcze na nogach, łapią mnie wyrzuty sumienia, dlatego nie dopuszczam do tego, by pojawiły się też następnego dnia 🙂 Ze starszą córką mam ostatnio coraz większy problem, bo o położeniu się spać wcześniej niż o 23 nie ma mowy, często błąka się po domu dłużej. A moim zdaniem powinna spać co najmniej 8 godzin. Pracujemy nad tym, na razie na szczęście zbliżają się wakacje.
3. Świeże powietrze
Pobyt na świeżym powietrzu dotlenia mózg, dzięki czemu funkcjonuje sprawniej. Jestem przekonana, że fakt, że moje dzieci, odkąd pojawiły się na świecie, miały zapewnioną regularną dawkę tlenu ma wpływ na ich sprawność intelektualną i fizyczną. Dzieci znajomych lubią do nas przyjeżdżać na wakacje, ferie zimowe i weekendy, bo mamy dość duży dom, a w nim wiele zakamarków, w którym można bawić się w chowanego, ale …. jest też pewne ALE. Otóż mama Nishka każe wychodzić im na podwórko! Oczywiście nie cały czas, łaskawie pozwalam też być w domu, ale co jakiś czas wymownie spoglądam na drzwi wyjściowe 🙂
W tygodniu, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym codzienne spacery są często niewykonalne, bo gdy wracamy do domu, jest już ciemno, ale wiosną, latem – spacer popołudniowy lub po prostu zwykły pobyt na podwórku obowiązkowy. A już weekendów, przerw świątecznych, ferii zimowych, czy wakacji bez codziennej dawki tlenu: nie wyobrażam sobie!
4. Budzenie chęci do zdobywania wiedzy
Warto zaszczepić dzieciom myśl, że bycie inteligentnym i posiadanie wiedzy o otaczającym świecie jest „cool” i „trendy” :) Już od bardzo wczesnego dzieciństwa, angażowałam córki w różnego rodzaju intelektualne gry i zabawy. Gry w skojarzenia słowne, rymy, „co by było gdyby”, podsuwałam książeczki, encyklopedie, słowniki, przekazywałam różne ciekawostki związane ze światem przyrody, historii. Zawsze starałam się łączyć tzw. przyjemne z pożytecznym, czyli naturalnie wplatałam w zabawę zdobywanie wiedzy (vide Opowiadaj dziecku o świecie, bo wychowasz „nie kumam, nie ogarniam, nie lubię). Chciałam, by zdobywanie wiedzy o świecie kojarzyło im się z czymś przyjemnym, a nie z przymusem.
Zachęcam, by odrabiały pracę domową tzw. „dla chętnych” czyli ponadprogramową, żeby czytały dodatkowe, czyli nieobowiązkowe lektury szkolne, żeby brały udział w konkursach matematycznych, ortograficznych itp. Oczywiście nic na siłę, sztuką jest doprowadzenie do tego, że dziecko samo rwało się do tego, by brać udział w takich konkursach 🙂 To, co istotne, to że nigdy nie podkreślam roli rywalizacji, czyli „bądź lepsza od innych”, nie, po prostu próbuję je przekonać, że warto być mądrym.
5. Budzenie poczucia, że nauka to ich obowiązek
Jestem przeciwniczką eksploatowania dzieci i angażowania ich w dziesiątki zajęć pozalekcyjnych. Za to jestem zwolenniczką tego, żeby opanowały materiał szkolny najlepiej jak potrafią i żeby miały poczucie, że jest to ich obowiązek. Chcę, by wyniosły ze szkoły co najlepsze, czyli żeby nauczyły się (i polubiły) czytać, opowiadać, by zdobyły wiedzę o przyrodzie, biologii, historii, geografii, chemii itd.
Z drugiej strony, podkreślam, że to ICH obowiązek, czyli same mają o to dbać. Nie pomagam dzieciom odrabiać lekcji, nie krążę nad nimi i ich zeszytami (vide Rodzic Helikopter: sprawdź, czy nim jesteś), od początku chciałam wzbudzić w nich poczucie, że to ICH sprawa. Że jeżeli nie odrobią lekcji, to poniosą tego konsekwencje w postaci złej oceny. Że jeżeli nie nauczą się do klasówki, mogą dostać jedynkę, którą potem będą musiały poprawić. Nie znaczy to, że nie zdarza mi się przypomnieć im o tym, jasne, czasem muszę. Ale są to zwykle tego rodzaju dialogi:
— Mamo, mogę pograć na tablecie?
— Nie, najpierw odrób lekcje.
(chwilę później)
— Mamo, proszę, mogę trochę pograć na tablecie przed odrabianiem lekcji?
— Nie, najpierw odrób lekcje.
(za moment)
— A mogę pograć w trakcie odrabiania lekcji? Proszę!
*
Jestem bardzo ciekawa, jak to wygląda u Was, co sądzicie o moich „TOP 5 punktów na inteligentne dziecko” ;), czy pokrywają się z Waszymi, czy coś byście dodali? Przy okazji zapraszam też do lektury tekstu Jedenaście wskazówek jak wychować przedsiębiorcze dziecko, czyli dziecko, które będzie potrafiło spełnić swoje marzenia.
*
Teoria teorią, a w praktyce wygląda to często tak, że wymienione powyżej punkty stoją ze sobą w sprzeczności. Kilka dni temu starsza córka przy śniadaniu, zaspana, oznajmiła mi:
— Poszłam wczoraj spać o pierwszej.
— Dlaczego?
— Bo uczyłam się do klasówki z biologii.
— A dlaczego nie uczyłaś się w ciągu dnia?
— W ciągu dnia? To marnotrawstwo czasu!