Wszyscy wokół bębnią: ucz się angielskiego! A ja wczoraj doznałam iluminacji i przejrzałam na oczy. Zrozumiałam, że nauka języka angielskiego jest niewskazana zarówno dla dzieci, młodzieży jak i dla dorosłych. Jestem przekonana, że się ze mną zgodzicie. Dziś zdekonstruuję najpopularniejsze mity, jakie wyrosły wokół zachęty do nauki angielskiego.
1.Warto uczyć się angielskiego, bo to najpopularniejszy język obcy. Na świecie 1,5 miliarda ludzi włada angielskim, więc gdziekolwiek się znajdziesz, trafisz na osobę, z którą będziesz potrafił się dogadać.
Czyżby? Tylko że najwięcej ludzi na świecie mówi w języku chińskim. Czy to oznacza, że mam się uczyć chińskiego? 落在一棵樹上
2.Warto uczyć się angielskiego, bo będziesz miał dzięki temu drzwi otwarte na świat: będziesz mógł uczyć się, pracować i rozwijać przyjaźnie w dowolnym zakątku świata, bo dziś każdy zna angielski.
A po co mam uczyć się lub pracować za granicą, skoro mogę w Polsce? A dlaczego, gdy chcę rozmawiać z obcokrajowcami, to JA mam się uczyć angielskiego, a nie oni polskiego?
3.Warto uczyć się angielskiego, bo ułatwi ci to komunikację podczas wyjazdów wakacyjnych: w hotelu, barze, dyskotece, sklepie, restauracji itd.
Ha, mój ulubiony argument. Uświadommy sobie wreszcie, że współcześnie KAŻDY ma przy sobie smartfon, czyli telefon z dostępem do internetu i może tam wpisać DOWOLNY tekst i przetłumaczyć go na KAŻDY język.
Jestem np. w londyńskiej kawiarni i zorientowałam się, że zapomniałam wziąć z hotelu ładowarki i zaraz wyładuje mi się telefon. Widzę, że chłopak z sąsiedniego stolika ma ładowarkę. Co robię? Wchodzę sobie na tłumacz Google i wpisuję tekst:
Proszę, żeby program to przetłumaczył i po ćwierć sekundzie już to mam. Nie muszę nawet znać wymowy, bo wystarczy, że wcisnę tę ikonkę z głośnikiem i zbliżę do rozmówcy telefon i rozebrzmi każde słowo czy zdanie, jakie tylko chcę. Nie muszę odezwać się nawet słowem. Jeżeli mam możliwość skorzystać z tak prostego, szybkiego i łatwego rozwiązania, po co mam się wysilać i uczyć angielskiego?
Poza tym w języku angielskim jest mnóstwo słów, które brzmią bardzo podobnie do polskiego i naprawdę łatwo się domyślić, co oznaczają, np.:
irony – ironia
sarcasm – sarkazm
itp. itd.
i naprawdę nie rozumiem za bardzo, po co uczyć się angielskiego, skoro w polskim mamy dużo słów takich samych jak w angielskim. Ale wiadomo, czasem zdarza się, że nie pokrywają się i nie wiemy, co oznaczają. Na przykład jak jestem w kawiarni i widzę na tablicy napis, którego częściowo nie rozumiem:
Promotion. Sandwich with cheese plus coffee in the price of a sandwich!
wpisuję więc to sobie w tłumacz i już wiem:
Awans? Mhm. Może to taka promocja dla ludzi, którzy właśnie zdobyli awans w pracy? Ja akurat nie, więc promocja mnie nie obowiązuje. Cóż, właściwie nie byłam głodna. Wypiję tylko kawę.
4. Warto uczyć się angielskiego, bo nauka języka obcego jest świetnym ćwiczeniem intelektualnym zwiększającym moce mózgu dla osoby w każdym wieku.
Fakt, coś o tym słyszałam, a zapamiętałam, bo zajmował się tym kanadyjski psycholog Ellen Bialystok, który ma nazwisko jak moje miasto, mianowicie zauważył, że osoby uczące się języków obcych osiągają lesze wyniki w standardowych testach (zarówno w matematycznych, jak i językowych) niż ich rówieśnicy, którzy posługują się tylko językiem ojczystym. Ponadto osoby dwujęzyczne są kreatywniejsze, elastyczniejsze umysłowo, lepiej radzą sobie z rozwiązywaniem problemów i mają większą wiedzę na temat tego, jak radzić sobie w zmieniającym się świecie. Badania innych naukowców pokazały, że uczenie się języków obcych zmienia szare obszary mózgu.
Powiem Wam szczerze, że ja to wolę jednak, żeby mój mózg nie rozwiązywał żadnych problemów i nie musiał zmieniać swoich obszarów na jakieś inne kolory.
5. Warto uczyć się angielskiego, bo będziesz miał szansę zrozumieć dialogi w filmach i serialach oraz teksty piosenek.
Serio? A czy nie mogę ściągnąć sobie napisów? Albo obejrzeć filmu z lektorem? Albo po prostu wybrać polski serial lub film? Koniecznie musi być Game of Thrones, jakbyśmy nie mieli Korony Królów?
*
Komu, jak komu, ale Wam przesłania mojego tekstu tłumaczyć nie muszę. 🙂
Wiadomo, że zawsze można znaleźć dziesiątki argumentów na to, żeby czegoś nie robić. Zawsze można iść po linii najmniejszego oporu albo w ogóle nie iść i zostać na zawsze w swojej strefie komfortu. Idąc tym tokiem myślenia, po co w ogóle się uczyć i zdobywać wiedzę, skoro wszystko można wygooglować? Po co uczyć dzieci mówić, skoro można wszystko napisać? Po co pisać, skoro można wszystko zakomunikować w formie emotikonów lub symboli graficznych dostępnych w naszym bystrym telefonie?
Moje córki znają angielski (oczywiście jeszcze nie perfect) i wszyscy w domu traktujemy ten fakt, że angielski trzeba znać, jako oczywistą oczywistość. Owszem, współczesne technologie umożliwiają nam porozumienie się w każdym języku bez znajomości tegoż, ale ile zyskamy w relacji i komunikacji mogąc porozmawiać z cudzoziemcami bez używania google transalatora.
The more languages you know, the more you are human.
jak pięknie powiedział kiedyś Tomáš Garrigue Masaryk.
Znajomość angielskiego jest w pewnym sensie przepustką do świata, dlatego bez wahania wyposażyłam w nią swoje córki i zamierzam wyposażyć syna.
Ale kusi mnie, że jeszcze rozprawić się z jednym mitem.
6. Warto uczyć się angielskiego, bo to łatwy do nauki język.
Łatwy język? Serio? Zwłaszcza gramatyka z tymi „a” i „the” i różnymi dziwnymi czasami, conditionalami itd?! No dramat!
I wtedy, cała na biało, wchodzi Arlena Witt, której fanką jestem od lat ze swoją świetną książką o gramatyce języka angielskieg GRAMA TO NIE DRAMA, która w ciekawy i bardzo przystępny sposób tłumaczy najróżniejsze zawiłości angielskiego.
Jeżeli dla siebie lub Waszej młodzieży szukacie książki, która wyjaśni Wam gramatykę języka angielskiego – w sumie 100 najważniejszych zagadnień, a tuż po tym zaproponuje dużo ćwiczeń i w tym wszystkim zapewni dużo frajdy i rozrywki (Autorka ma ogromne poczucie humoru i nie wahała się z niego korzystać podczas pisania książki), to właśnie trafiliście na tę książkę!
Polecam z ręką na sercu: napisana solidnie, ciekawie, lekko, tak, że ucząc się i przyglądając różnym przykładom, które podaje Arlena, człowiek uśmiecha się pod nosem i często, doznawszy iluminacji, wzdycha:
– „Ach, to o to chodzi , to wtedy używa się Past Perfect – wreszcie ktoś to dobrze wytłumaczył!”
Więcej o książce przeczytacie TUTAJ – zajrzyjcie!
I nie słuchajcie takich pogromczyń mitów jak Nishka, bo znajomość języka angielskiego to podstawa! 🙂