8 nawyków Japończyków i ich dzieci sprawiających, że są najzdrowsi i najszczuplejsi na świecie

Japończycy od wielu lat zajmują pierwsze miejsce w rankingach ukazujących najdłuższą długość życia w zdrowiu oraz najniższy odsetek osób otyłych i z nadwagą. Jaki jest sekret najzdrowszego narodu świata?

Żeby nie było wątpliwości: to nie będzie tekst o tym, jak być Fit Rodzicem i Fit Dzieckiem. Prawdę mówiąc niepokoi mnie współczesny trend bycia „idealnym” i uzależnianie swojego samopoczucia od sylwetki, ale najbardziej zatrważający jest fakt, że polskie nastolatki są najbardziej na świecie (!) niezadowolone ze swojego wyglądu. Temu poświęcę inny tekst. Jestem daleka od popadania w obsesję badania wagi swojego dziecka i zbyt pochopnego doszukiwania się w nim nadwagi czy niedowagi.

Jednak tak jak martwi mnie obsesja bycia „perfekcyjnym”, już nawet nie szczupłym, lecz chudym, z dopracowanym każdym kawałkiem ciała, tak równie mocno irytuje mnie kultura śmieciowego jedzenia, wszechogarniające reklamy słodyczy, słodkich napojów, fast foodów i chipsów. Czy dacie wiarę, że przeciętne dziecko w wieku 3-5 lat (!) ogląda około tysiąca reklam niezdrowej żywności w ciągu roku?

Czy dacie wiarę, że aż 2,1 miliarda ludzi, zarówno dorosłych, jak i dzieci, zmaga się z nadwagą, w tym znaczna część również z otyłością? Oznacza to, że prawie co trzecia osoba na świecie waży za dużo. W Polsce 19,8% dzieci ma nadwagę, z czego 6,4% jest otyłych. Najgorzej jest w Kuwejcie: 34,8% nadwaga, 17,7% otyłość.

Japończycy od wielu lat zajmują pierwsze miejsce w rankingach ukazujących najdłuższą długość życia w zdrowiu oraz najniższy odsetek osób otyłych i z nadwagą. Jaki jest sekret najzdrowszego narodu świata?

Na to pytanie odpowiedzi pomogła mi znaleźć książka „Zdrowy jak japońskie dziecko”, która kilkanaście dni temu trafiła w moje ręce. Autorzy: Naomi Moriyama i William Doyle zrobili małe „śledztwo” i przyjrzeli się, co takiego robią japońscy rodzice, że jako naród od lat królują w rankingach na najzdrowszych i najszczuplejszych. Swoje doświadczenia i obserwacje przepletli ciekawostkami z różnych badań naukowych. Czyta się ją miło i przyjemnie.

Na podstawie lektury tej książki wyodrębniłam osiem „sposobów” (w książce jest ich więcej), które warto byłoby ściągnąć od Japończyków. Mój tekst oczywiście nie wyczerpuje tematu i zainteresowanych pogłębieniem zachęcam do lektury tej książki.

Pozwól dziecku zdecydować, ile zje.
Nie przekarmiaj go

Japońskie powiedzenie mówi: „Jedz, aż będziesz w 80% syty”. Zdaniem mieszkańców Kwitnącej Wiśni brzuszek nie musi być pełen, lecz prawie pełen i dziecko ma prawo samo zdecydować, ile zje.

Odpowiedzialnością rodzica jest wybranie i przygotowanie potraw, a obowiązkiem dziecka jest zdecydowanie, ile i czego zje z tego, co miało do wyboru.

mówi dietetyczka i psychoterapeutka, z którą rozmawiają autorzy książki.
„Zachodni” rodzice mają skłonność do przekarmiania dzieci, proponowania im za dużych porcji. Tymczasem dziecko, zwłaszcza małe, do 4-5 roku życia potrafi samodzielnie regulować sobie ilość przyjmowanego jedzenia i zwykle, gdy otrzymuje więcej, po prostu przestaje jeść (potem niestety ta zdolność znika). Dzieci wiedzą, ile im trzeba, i możecie im zaufać – powtarzają Japończycy.

Tymczasem w Polsce jest wręcz przeciwnie: zapychamy brzuszki naszych dzieci. Gdy moje córki były małe (przy synu, czyli moim trzecim dziecku, jako mądrzejsza i bardziej świadoma tego błędu nie popełnię) ciągle miałam poczucie, że zjadły za mało. Nakładałam im na talerz za duże porcje i zamartwiałam się, że wszystkiego nie zjadły. U moich dzieci to akurat nie poskutkowało nadwagą, tylko wprost przeciwnie: niedowagą. Nic dziwnego, skoro jedzenie kojarzyło im się ze stresem. I tu płynnie mogę przejść do następnego punktu:

Celebruj radość z jedzenia

Japończycy jedzenie roztaczają dobrą aurą. Starają się nie zmuszać dzieci do jedzenia, nie wywierać presji, nie naciskać. Niech posiłek nie zmienia się w pole bitwy, lecz jest przyjemnością, podczas której zapominamy o stresie dnia codziennego, zatrzymujemy się, by celebrować miłe chwile. Warto jeść wolno, niespiesznie i traktować każdy posiłek jak ważną (ale bez spiny!) i przyjemną uroczystość.

Rytuał codziennych wspólnych rodzinnych posiłków 

Japończycy uważają, że nie ma nic smutniejszego niż samotny posiłek. Cytowana w książce japońska dietetyczka mówi:

Przygotowuj posiłki z miłością, a będzie ona rezonowała w sercu dziecka. Poczuj radość jedzenia wspólnie z nim.

Takie rodzinne rytuały wspierają wspólnotę. Tu akurat mogę być z siebie dumna, bo zawsze jemy wspólne obiady – oczywiście o ile jesteśmy akurat wszyscy w domu. Jedyne, z czym od czasu do czasu muszę walczyć, to żeby usunąć z pola widzenia wszelkie telefony, gazety i telewizory, co by nie próbowały konkurować z towarzystwem biesiadników. Bardzo lubię te nasze rodzinne obiady i fakt, że ten zwyczaj wszedł nam w krew.

Nie demonizuj niezdrowego jedzenia:
zamiast surowych restrykcji, elastyczna powściągliwość

Japończycy, mimo, że mają fioła na punkcie zdrowego jedzenia, nie robią tragedii, gdy czasem ich dzieciom zdarzy się zjeść coś niedobrego. Przede wszystkim jednak trzymają się zasady „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”, czyli po prostu nie kupują niezdrowej żywności, nie ma więc co ich i ich dzieci kusić. W odróżnieniu od „zachodnich” rodziców, którzy kupują w supermarketach tonami junk food, a potem nerwowo chowają je w szafkach i zakazują dzieciom konsumowania tychże. A gdy je zjedzą, robią z tego aferę, wbijając pociechy w klamry ZNOWU ZJADŁEŚ TO STRASZNE NIEZDROWE JEDZENIE.

Podobny problem mają rodzice dzieci otyłych i z nadwagą – zupełnie unikają chodzenia do kina, bo przecież tam czeka na nie popcorn, wymigują się z dziecięcych imprez typu urodziny, żeby odciąć dzieci od lodów, ciastek i tortu. Tymczasem może warto czasem wyluzować i odpuścić i zrobić dziecku tzw. cheat day, w którym może sobie zjeść, co chce, za to na co dzień nie oszukiwać. Nic strasznego się nie stanie jak od czasu do czasu dziecko zje coś słodkiego lub niezdrowego. Kluczem jest OD CZASU DO CZASU.

W różnorodności produktów siła 

Japończycy jedzą średnio 100 produktów tygodniowo, dla porównania Amerykanie: 30, Europejczycy: 45. Na pewno nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w japońskiej diecie dominują ryby, ryż, warzywa, owoce, ziarna, a mało jest mięsa, cukru i soli.

Tu również oddycham z ulgą, bo moja dieta jest bardzo japońska i uwielbiam mnogość produktów i jem bardzo dużo warzyw, np. do mieszanki warzywnej złożonej z marchewki i groszku dodaję brokuły, selera, fasolkę szparagową, kapustę, paprykę itd. A do surówki i marchewkę, i pora, i pestki ze słonecznika, i orzechy, i oliwki. Dziś kasza gryczana, jutro jęczmienna, a pojutrze ryż itd. Do tego dużo ryb i tofu.

Warto uczyć dzieci (na luzie i bez presji) czerpać radość ze smakołyków i przekąsek. Zamiast miski z chipsami przynieść talerzyk, a na nim pokrojone jabłka, gruszki, mandarynki, banany, marchewki, seler naciowy itd.

Angażuj dziecko w czynności związane z przygotowywaniem jedzenia 

Badania zrealizowane przez naukowców wykazały, że angażowanie dzieci w przygotowywanie posiłków, zwiększa ilość spożywanych przez nie warzyw. Słowem, warto nadać dziecku rolę nie tylko klienta domowej restauracji, ale również kucharza, kelnera i sprzątacza. 🙂
Ha, już widzę, że spodobał Wam się zwłaszcza ten ostatni punkt! Powinniśmy jednak postarać się to aranżować na luzie i tak, żeby te czynności przynosiły przyjemność, a nie kojarzyły się z przykrym obowiązkiem.

Pozwól dziecku być w ruchu 

 Ruch jest naturalną aktywnością człowieka. Dziecko uwielbia być w ruchu. Dziecko w ruchu = zdrowe dziecko. Dokładnie rok temu pisałam o tym w tekście Status dziecka: w ruchuBiegające i szalejące dzieci doprowadzają nas czasem do szewskiej pasji, tymczasem powinniśmy się z tego cieszyć, bo to oznacza, że z naszymi dziećmi wszystko w porządku. Nie bez znaczenia jest fakt, jaki przykład płynie z góry. Rodzic leżący na kanapie, ze smartfonem w jednej ręce i tłustym chipsem w drugiej ręce, zrzędzący: 
– Idź pobiegaj – może zbyt wiele nie zdziałać. 🙂

 Używaj oszczędnie słowa „zdrowy” 

Wiecie, jak brzmi jedna z podstawowych rad, na to, jak pomóc pokochać dzieciom zdrowe jedzenie?
Unikać nazywania go zdrowym jedzeniem. 😀 Otóż badania mówią, że szufladkowanie jedzenia jako „zdrowego” albo „dającego dużo siły” może sprawić, że dziecko skupia się na stawianiu oporu przed tym „wyzwaniem”. Gdy to przeczytałam, w pierwszej chwili zdziwiłam się, jednak, rzeczywiście, gdy się temu przyjrzeć, ma to sens. Dziecko słysząc domowe ogłoszenie parafialne: „od teraz będziemy zdrowo się odżywiać”, może zamiast poczucia wygranej, mieć poczucie straty. Oto nastała nowa era, żegnamy się z tym NIEZDROWYM JEDZENIEM, a ile razy słyszało, że słodycze, czyli najlepsza rzecz pod słońcem jest niezdrowa.
Mhm, skoro niezdrowa = najlepsza, to zdrowa = najgorsza, ratunku!
Tak więc mniej mówmy o zdrowym stylu życia, a więcej go róbmy. 🙂

Komentarze: