fot. Mały Kadr
Ten moment, w którym siadasz ze swoim dzieckiem przy oknie życia. 😉
Kiedyś matki miały łatwiej: żyły w małych społecznościach z silnymi więziami, miały wsparcie w innych członkach wspólnoty, mogły liczyć na poradę, na bieżąco wymieniać się doświadczeniami i korzystać z bazy wiedzy skumulowanej w głowach innych pań. Rodziło się wiele dzieci, były więc dostępne na każdym kroku i każdym etapie rozwoju, wystarczyło zapukać do odpowiedniej chaty lub wejść do namiotu tipi.
Dziś z pewnością o to trudniej. Ludzie krążą w społeczeństwie niczym samotne atomy, często jedyne, co wymieniamy z naszymi sąsiadami to grzecznościowe „dzień dobry” – jak więc w takich okolicznościach rozmawiać o porodzie, połogu czy karmieniu piersią? A jak już się otworzymy i zaczniemy mówić lub pisać, choćby na fejbsuku o swoim dziecku to często słyszymy:
– Tylko dziecko ci w głowie. Nie możesz opowiedzieć o czymś innym?
Nie ma w tym nic dziwnego, że młoda stażem matka skupia się w największej mierze na dziecku – zostanie rodzicem jest naprawdę mocnym doświadczeniem i rodzic chce je skonfrontować z doświadczeniem innych rodziców. Oswoić, zrozumieć, porównać, współodczuć.
To wyjątkowe szczęście, gdy przyjaciółka ma dziecko w tym samym wieku i można wymienić się z nią doświadczeniami i wspólnie to przeżywać. Gdy zaszłam w ciążę, namawiałam co najmniej trzy bliskie znajome, żeby poszły moim śladem, ale niestety żadnej nie udało mi się przekonać, a tak się starałam. 😉
Tym bardziej więc jestem otwarta na kontakt z innymi kobietami, które są w podobnej sytuacji życiowej, co ja.
Rok temu rozmawiałam z Anką Grzywacz: o edukacji seksualnej w Polsce (tutaj nasza rozmowa), a po roku Anka skontaktowała się ze mną, gratulując mi narodzin synka i informując, że dokładnie w tym samym momencie – dosłownie z kilkudniową różnicą – również urodziła syna. Od tego czasu, wymieniłyśmy już kilka listów, w których raportujemy, jak się czujemy, jak się mają nasze ciała i ciała naszych dzieci. 😉
Paulina odezwała się do mnie, gdy była w ciąży: dokładnie w tym samym momencie co ja, termin porodu miałyśmy bardzo zbliżony. I teraz co jakiś czas korespondujemy ze sobą. Nie zapomnę, jak rozczulił i rozśmieszył mnie list, który kilka tygodni temu otrzymałam od niej. Oto jego fragment:
Łatwiej mi się wstaje do nocnego karmienia z poczuciem, że gdzieś tam na świecie też są kobiety z niemowlętami, które z zaspanymi, podkrążonymi oczami zmieniają pieluchy i budzą się z mokrymi koszulkami o zapachu psującego się mleka.
Tak mi to przemówiło do wyobraźni, że teraz ilekroć wstaję w nocy do dziecka, współodczuwam ze wszystkimi innymi matkami karmiącymi i od razu jest mi łatwiej. 🙂
I chciałabym wesprzeć wszystkie matki niemowląt: za każdym razem, kiedy Wam źle, kiedy Wam samotnie, kiedy porównujecie się do swoich bezdzietnych koleżanek lub tych, które mają już odchowane dzieci, więc jest im nieco łatwiej, wiedzcie, że nie jesteście same: że jest z Wami choćby taka Nishka, która doświadcza tego, co Wy, która również się nie wysypia, która ciągle musi mieć oczy szeroko otwarte na swojego berbecia i na razie główną rolą, jaką przyszło jej pełnić, jest bycie jego poddaną. 🙂
Kusiło mnie, żeby jako główne zdjęcie wybrać to i zatytułować tekst:
„Ten moment, w którym siadasz ze swoim dzieckiem przy oknie życia” 🙂
„Zawsze nakładam taki sam kolor bluzki jak kolor śpioszek mojego syna”
Tu jestem w bluzce dla mam karmiących z Cool Mama – jego twórczyni: Kasia Barabasz, matka dwojga wpadła kiedyś na pomysł, by stworzyć ubrania dla kobiet w ciąży i matek karmiących, tak by były i wygodne i praktyczne i ładne i znosiły dużą ilość prań, czyli były dobrej jakości. I to jej się udało. Mam kilka kolorów, bardzo je sobie cenię i noszę się od kilku miesięcy tylko w nich (na zdjęciach wystąpiłam w nich tu, tu, tu) , polecam! 🙂 Warto wspierać polskich producentów, bo w konkurencji z sieciówkami mają ciężko.
wszystkie zdjęcia w tekście: Mały Kadr
Nie mamy wiosek z mnóstwem mam dostępnych na wyciągnięcie ręki, ale mamy internet, gdzie bardzo łatwo o kontakt z osobami znajdującymi się w podobnej sytuacji życiowej.
Dwa tygodnie temu zaczęła mnie boleć pierś: pojawił się w niej guzek. Niestety zbagatelizowałam to. Po kilku dniach mała dolegliwość przerodziła się w duże zapalenie. Dramat! To było gorsze od porodu – bo on jak wiadomo przynajmniej kończy się nagrodą. A tu nic: potworny ból i żadnych nagród, wyłącznie kara. Ukojenie i realne wsparcie dały mi konsultacje ze znajomymi blogerkami: przede wszystkim z Hafiją – absolutnie polecam jej blog dla wszystkich matek karmiących, niewyobrażalna skarbnica wiedzy, podana w ciekawy sposób, Marysią z Oczekując oraz Magdą: psycholożką i autorką bardzo ciekawego bloga Wymagające o High Need Baby i nie tylko.
Internet jest na wyciągnięcie ręki i nietrudno znaleźć w nim „pokrewne dusze”. Czasem jednak warto też wyjść z internetu i poszukać ludzi w rzeczywistości analogowej. 🙂
Co wtorek chodzę na spotkania mam niemowląt „Być mamą”, o którym dowiedziałam się przeprowadzając wywiad z psychologiem i psychiatrą, który opublikowałam tutaj. Szukajcie podobnych ofert w swoich miastach – warto spotykać się z ludźmi, którzy są w podobnych momentach życiowych, co my. Dziś odwiedzam Żudit, która dwa tygodnie temu urodziła swoją pierworodną. Oczywiście idę razem z synem: bo kto wie, może on też potrzebuje jakiegoś wsparcia u innego niemowlęcia! 😉
Do czego dążę?
Drodzy świeżo upieczeni rodzice (zawsze, gdy używam tego związku frazeologicznego, oczyma wyobraźni widzę dopiero co wyjętych z piekarnika rumianych ojca i matkę): rozmawiajmy, dzielmy się swoimi obawami, lękami, radościami, pytajmy, porównujmy. Łatwiej jest przejść przez nowe doświadczenia z kimś, kto również ich doświadcza. Z poczuciem wspólnoty przeżyć i doświadczeń łatwiej żyć. Otwierajmy się na ludzi. I w internecie i w realu.
A na koniec na poprawę humoru, bardzo polecam parodie dwóch piosenek w wykonaniu Małgorzaty Urlich: zawsze się śmieję, ilekroć je oglądam 🙂
Ku pokrzepieniu Matek Karmiących Piersią:
Ku pokrzepieniu Matek i Ojców Śpiących z dzieckiem w łóżku:
EPILOG 😉
[Dopisane dzień później]
Kiedy wyszłam ze spotkania „Być Mamą” i doszłam do auta, przeszłam do najmniej przyjemnej czynności: wkładania syna do fotelika samochodowego. Nie znoszę tego. Zawsze, ilekroć się za to zabieram, pragnę jak najszybciej mieć to za sobą: zapinanie, układanie, zastanawianie się, czy nie za mocno go ścisnęłam, czy nie jest za bardzo wygięty itp. Brrr.
– Uff, w końcu. To teraz, jedziemy, chłopaku, do Żudi i jej córeczki! – krzyknęłam, zamknęłam drzwi z jego strony i przeszłam do swoich, kierowcy, drzwi.
Chwyciłam za klamkę, pociągnęłam je, a tu nic, ani drgną. Zamknięte. Pociągnęłam drugie drzwi, tak mocno, jakbym chciała je wyrwać. I nic.
Przez szybę zauważyłam, że na tylnym siedzeniu tuż obok fotelika dziecka leżą klucze od samochodu.
– Nie, nie, nie, nie, nie! – wyszeptałam przerażona. Dawno nie czułam takiego strachu.
Próbowałam szybko ustalić, co się stało. A więc zapinając go w foteliku, rzuciłam klucze od auta na siedzeniu i przypadkiem pewnie wcisnęłam zablokowanie auta, które wciskam, gdy je zamykam i odchodzę.
– Nie, nie, nie! – moja panika rosła, traciłam oddech, oczy miałam wilgotne.
Sięgnęłam do kieszeni po telefon. Kieszeń pusta. Zerknęłam przez szybę do wnętrza auta. Telefon leżał na fotelu. Tuż obok mojego 2,5-miesięcznego syna i tego cholernego klucza.
Zaczęłam machać do przejeżdżającego obok samochodu, składając ręce jak do modlitwy. Modliłam się, żeby się zatrzymał.
– Czy. Może. Mi. Pan. Pożyczyć. Telefon. Moje. Dziecko. Zamknięte. W. Samochodzie. Niemowlę. Muszę. Zadzwonić. Do. Męża. – ledwo wypowiadałam każde słowo. Czułam, że tracę oddech.
– Ojej, ja nigdy nie biorę do sklepu telefonu, bo po co, myślę: przecież tylko po bułki pojechałem, i tak z nikim nie odbędę w takich warunkach rozmowy telefonicznej – odparł mi starszy pan. – Ale ja tu obok mieszkam, zaraz przyniosę pani! – rzekł i odjechał.
Pomachałam do kobiety, która przejeżdżała obok. Gdy zatrzymała się, wycedziłam do niej tę samą formułkę.
– Oczywiście, proszę bardzo, niech pani dzwoni – odparła, wręczając mi swój telefon.
– Proszę, powiedz, że jesteś w Białymstoku – wymamrotałam, gdy mąż odebrał telefon. Było bardzo prawdopodobne, że mógł być gdzie indziej.
– Tak, jestem.
Zrelacjonowałam mu co, się stało. Opowiadał mi potem, że byłam tak przerażona, że w pierwszej chwili miał wrażenie, że mieliśmy wypadek samochodowy. Teraz widzę, że może rzeczywiście zbyt się przejęłam, ale powiem Wam, że świadomość, że Twoje dziecko jest ZAMKNIĘTE, jest niby na wyciągnięcie ręki, bo tuż za szybą, ale Ty nie masz do niego dostępu, była DRUZGOCZĄCA. Ale najgorsze było poczucie, że nic nie możesz zrobić.
– Mogłaś w sumie zbić szybę – zareagowała przyjaciółka, której to wczoraj opowiadałam.
– Też tak pomyślałam! Ale jak tu zbić szybę? Skąd wziąć cegłę? Łom? Jak zbić, żeby nie zaszkodzić dziecku?
Po 20 minutach przyjechał mąż, a za nim Pan Od Takich Incydentów. Po 20 sekundach było po wszystkim. Weszłam do auta i przeprosiłam syna za to, że ma taką głupią matkę. Syn nie słyszał tego, bo spał. 🙂
*
– Proszę pani! Mam dla pani telefon! – podbiegł do mnie starszy pan, wręczając mi starą jak świat Nokię.