fot. BARTEK GOLDYN WOOPA.PL
Czy rodzice mogą kłócić się przy dziecku? Moim zdaniem tak. Tłumaczę poniżej dlaczego, choć to tylko takie gdybanie, bo my z mężem jeszcze NIGDY nie pokłóciliśmy się ze sobą w ŻADNYCH okolicznościach. 😉 #żartonishka
Do rozmyślam nad tym tematem zainspirowało mnie przedstawienie szkolne wystawione w gimnazjum mojej córki. Tematem spektaklu była rodzina.
Rodzina kłócąca się: nieszczęśliwa i dysfunkcyjna?
Oto w pierwszej scenie widzimy rodziców kłócących się:
– Mam tego dość! – krzyczy wściekła matka.
– Ja też! – odpiera rozjuszony ojciec.
– Nie mam ochoty z tobą rozmawiać!
– Ja tym bardziej, zejdź mi z oczu!
Temu wszystkiemu przysłuchuje się dziewczynka.
– Mamo, popatrz, co narysowałam – mówi do mamy i wręcza jej kartkę papieru.
– Nie mam teraz do tego głowy – odpiera matka.
Następnie widzimy dziewczynkę w kolejnych etapach życia: jako nastolatkę wśród znajomych, jako dorosłą w miejscu pracy. Na każdym etapie ma duże problemy w komunikacji z rówieśnikami, jest zagubiona, niepewna siebie, nieasertywna, wycofana.
Pani prowadząca zajęcia teatralne zwróciła się do publiczności z prośbą o opinie i refleksje. Padło sakramentalne pytanie:
– W którym momencie popełniony został błąd?
Wszyscy zgodnie stwierdzili, że w pierwszej scenie: kłótni rodziców.
Aktorzy zagrali więc scenę jeszcze raz.
Rodzina niekłócąca się: szczęśliwa?
Widzimy uśmiechniętą, przytuloną parę rodziców przyglądających się dziecku.
– Mamo, popatrz, co narysowałam – dziewczynka mówi do mamy wręczając jej kartkę papieru.
– Och jak pięknie, kochanie – zachwyca się matka.
Cała rodzina siada i radośnie kontempluje talent plastyczny dziecka.
W przyszłości, również jako dorosły dziecko jest szczęśliwe, osiąga w życiu same sukcesy.
W tym momencie chciałam wstać i wypowiedzieć swoje zdanie na ten temat, ale córka wyszeptała:
– Mamo, błagam, nic nie mów! Nie wdawaj się w dyskusje.
Uszanowałam to, ale na blogu nie odpuszczę, mój blog, moje podwórko! 🙂
Otóż gdyby to ode mnie zależało, jak przebudować ten epizod, efekt byłby taki:
Kłótnie w rodzinie: normalna sprawa.
Początek scenki identyczny jak w scenie odegranej przez uczniów. Dodałabym tylko jedno zdanie na końcu.
Oto w pierwszej scenie widzimy rodziców kłócących się.
– Mam tego dość! – krzyczy wściekła matka.
– Ja też! – odpiera rozjuszony ojciec.
– Nie mam ochoty z tobą rozmawiać!
– Ja tym bardziej, zejdź mi z oczu!
Temu wszystkiemu przysłuchuje się dziewczynka.
– Mamo, popatrz, co narysowałam – mówi do mamy i wręcza jej kartkę papieru.
– Nie mam teraz głowy do tego głowy – odpiera matka. – Ale za chwilę, jak się uspokoję, bo jak słyszałaś pokłóciliśmy się właśnie z tatą, chętnie przypatrzę się twojemu rysunkowi – dodaje.
Nie widzę nic złego w kłóceniu się rodziców przy dziecku.
Dziwi mnie wysyłanie dzieci do swoich pokojów podczas rodzicielskich kłótni. Przecież nie raz w życiu zetkną się z sytuacją, w której ludzie będą ujawniać różnice zdań, prowadzące do konfliktów.
Niemożliwe jest osiągnięcie „jednomyślności rodziców”. Mama i tata to dwie odrębne istoty, ze swoimi opiniami, przemyśleniami, światopoglądem, bagażem życiowym itd.
Fakt, że czasami ich zetknięcie powoduje polemikę, dyskusję, spór, kłótnię jest naturalny i nie rozumiem, dlaczego niektórzy chcą na siłę udawać, że mama i tata mówią zawsze jednym głosem. Ja i mąż jesteśmy nerwusami i mimo, że staramy się pracować nad sobą, często dochodzi u nas do ostrej wymiany słów. Emocje buzują, siekiery wiszą w powietrzu, uniesione głosy, wrogie spojrzenia, cedzenie słów przez zęby.
Co robią wtedy nasze dzieci, które zwykle są świadkami tych kłótni?
Czy kiwają się wtedy przerażone w kąciku?
Czy drżą z niepokoju BO RODZICE ZNOWU SIĘ KŁÓCĄ?
Czy mają potem wielogodzinną traumę?
NIE.
Bo wiedzą, że rodzice za jakiś czas i tak pogodzą się. Wiedzą, że kłótnia, spór, nie oznacza dramatu i tragedii. Konflikt jest elementem każdej żywej relacji. Złość jest jedną z emocji.
Co więcej nasze dzieci często włączają się w tych momentach w dyskusję i wnoszą swoje argumenty w sporze. Oczywiście to nie jest łatwe, czasem bardzo korci, żeby powiedzieć dziecku:
– Nie wtrącaj się w naszą dyskusję! To są sprawy dorosłych!
Ale staram się, choć nie zawsze mi się to udaje, tego nie robić. Dlaczego mam zabraniać dziecku wyrażać własnego zdania? Dlaczego mam mu bronić dostępu do uczestniczenia w dyskusji rodziców? Wprost przeciwnie, niech czuje, że jego zdanie jest ważne.
Oczywiście awantura również musi mieć swoje granice. W grę nie mogą wchodzić rękoczyny, pogarda, deprecjonowanie drugiej strony, wyzwiska, obelgi.
Jak powiedział kiedyś Rousseau: (byliśmy razem na kawie w starbaksie):
– Obelgi to argumenty tych, którzy nie mają argumentów.
Są oczywiście tematy tabu. np. dzieci nie powinny być świadkami kłótni związanych z bliskimi i znanymi osobami: dziadkami, teściami, rodzeństwem, życiem seksualnym lub tematami, które mogłyby zdeprecjonować rodzica w oczach dziecka. („nic nie robisz, jesteś leniem, mało zarabiasz”).
Na kłótnię rodziców można spojrzeć jak na lekcję wychowawczą, pewnego rodzaju życiową naukę, np. tego, że:
– czasem trzeba postawić na swoim;
– czasem warto ustąpić;
– warto być asertywnym;
– warto wyrażać własne zdanie itp.
Jednym ze sposobów uniknięcia kłótni są tzw. ciche dni. Byle daleko od takiego sposobu rozwiązywania sporów!
To cicha masakra teksańską piłą motorową. Niby spokój, ale to tylko złudzenie. Spór wisi w powietrzu. Czuć martwotę, obcość, napięcie, które nie ma ujścia. Dziecko, które czuje konflikt lojalności: odzywając się do mamy, czuje jakby zdradzało tatę i odwrotnie. Niby razem, a oddzielnie. Lepiej „rzućmy” partnerowi prosto w twarz to, co nas boli, denerwuje, drażni, martwi, przeraża, niż trwajmy w tej swojej milczącej wojnie.
♥
Ten tekst opublikowałam na blogu dwa lata temu i w związku z tym, że wciąż jest aktualny i że wielu Was wtedy jeszcze ze mną nie było, pozwalam go sobie przypomnieć. Tytułowe zdjęcie możecie kojarzyć z fanpejdżu Złej Żony, który prowadzę na fejsbuku i do którego polubienia Was zapraszam 🙂
♥
Podsumowując: moim zdaniem nie ma nic złego w kłóceniu się przy dzieciach, o ile nie dochodzi do obrażania i deprecjonowania siebie nawzajem. No i oczywiście nie zapomnijmy w pewnym momencie pogodzić się 🙂