Nie ukrywam, że gdy zakładałam ten blog, chciałam co jakiś czas pokazywać Czytelnikom zdjęcia moich córek, tym bardziej, że urokliwe z nich dziewczęta. Obie stanowczo zaprotestowały, a ja to uszanowałam.
Zamiast zdjęć moich dzieci, pokazuję Wam ich matkę trzymającą rysunki dzieci 😉
W dużym stopniu wynikało to z tego, że moje córki były już na tyle duże (7 i 12 lat), że miały świadomość, że mogą mi odmówić. Gdyby były młodsze, nie zdawałyby sobie sprawy z tego, że mają takie prawo.
„Nie ma dzieci – są ludzie”
Od kiedy moje dzieci były małe, dopuszczałam je do tzw. głosu, czyli pozwalałam śmiało wyrażać własne zdanie, wchodzić z dorosłymi w polemikę, dyskusję, negocjować. Dziś są osobami świadomymi siły słowa, swoich praw i możliwości.
Gdy podjęłam decyzję o założeniu bloga najpierw skonsultowałam to z córkami. Nie widziałam innego wyjścia: wiedziałam bowiem, że znaczna część publikowanych tu treści będzie zawierała fragmenty ich wypowiedzi.
— Mamo, zgoda, możesz nas cytować. Ale nie możesz publikować naszych zdjęć — rzekła starsza córka, a w ślad za nią poszła młodsza.
Z jednej strony, czasem mi żal, bo publikując zdjęcia córek, miałabym tzw. atrakcyjniejszy content bloga: oprócz tekstów, zdjęcia dzieci, na które miło „sobie popatrzeć” i które przyciągają dużą ilość osób.
Z drugiej strony, oddycham z ulgą, że moje dzieci są już na tyle duże i świadome, że nie dały mi zgody na publikację zdjęć swoich twarzy, bo gdyby nie to, pewnie skusiłabym się na pokazanie ich Wam co jakiś czas.
Uchylam drzwi do świata moich dzieci, ale wyłącznie słowem, resztę pozostawiam Waszej wyobraźni.
Cytuję wypowiedzi córek, co nie co opowiadam Wam o nich, ale w związku z tym, że nie obrazuję tekstów fotografiami ich bohaterów, czyni to moje historie uniwersalnymi, a bohaterów anonimowymi. Dopuszczam możliwość pokazania np. rysujących lub ustawiających klocki rączek dziecka, ale wyłącznie tak, by na zdjęciu pozostało nierozpoznawalne.
To, że upubliczniam swój wizerunek, nie upoważnia mnie do tego, żeby żonglować wizerunkiem moich dzieci.
Szanuję prawo moich dzieci do prywatności, dlatego nie ujawniam ich twarzy i imion.
Celebryci dzielą się na tych, którzy chętnie pokazują się z dziećmi np. na okładkach gazet i takich, którzy skrzętnie wizerunku dzieci chronią. Gdybym była celebrytką (ejże, trochę jestem, sami zobaczcie: Nishka Celebrytka) zdecydowanie należałabym do drugiej grupy. Jest też trzecia grupa celebrytów (jak np. Agelina Jolie i Brad Pitt) która godzi się na sesje fotograficzne wyłącznie za bardzo wysokim wynagrodzeniem.
— W sumie za pięciocyfrową sumę to mogłabym się na pokazanie twarzy zgodzić… — rozmarzyła się któregoś dnia moja nastoletnia córka.
*
Nie chcę, żeby mój tekst został odebrany jako krytyka blogerów publikujących zdjęcia swoich dzieci. Każdy ma prawo robić co chce. Piszę dziś o swoich odczuciach i doświadczeniach i odnoszę je do siebie i swojej sytuacji. Zresztą podejrzewam, że gdybym była w ich sytuacji, czyli miała małe (bo nie spotkałam się jeszcze z blogerem publikującym zdjęcia dużych dzieci) – w domyśle: nieprotestujące dzieci – najprawdopodobniej również skusiłabym się na ujawnienie ich wizerunku.
*
I jak zwykle: zapraszam Was do dyskusji. Czy brakuje Wam na blogu Nishki zdjęć jej dzieci? Czy publikujecie zdjęcia dzieci w Internecie? Przyznam, że kiedyś publikowałam zdjęcia dzieci na Facebooku, ale ze statusem „dla znajomych”, jakiś czas temu jednak wszystkie te zdjęcia usunęłam. W Internecie niestety nic nie ginie, a wiele zdjęć zaczyna żyć własnym życiem. Zainteresowanym polecam lekturę założeń kampanii Fundacji Dzieci Niczyje Pomyśl, zanim wrzucisz realizowanej wprawdzie prawie dwa lata temu, ale wciąż aktualnej…
*
Moje dzieci w walce o poszanowanie swoich praw idą jeszcze dalej 🙂 Przykładowa sytuacja:
Proszę, żeby starsza córka zrobiła mi zdjęcie. Ta składa oficjalne oświadczenie:
— Ok, mamo. Zrobię ci zdjęcie, ale przed publikacją na blogu będziesz musiała spytać mnie o zgodę. W końcu to będzie zdjęcie MOJEGO autorstwa.