„Gdybym była ojcem córki, mówiłabym jej, że ją kocham.” – wzruszające historie o relacji ojca i córki

To najlepszy tekst, jaki kiedykolwiek napisałam, bo to tekst utkany z opowieści moich Czytelniczek o ich ojcach.

Chciałam napisać tekst poświęcony relacji ojca i córki, ukazując różne jej oblicza i przeplatając go wypowiedziami innych kobiet: moich Czytelniczek. Kiedy jednak wczytałam się w opowiedziane mi historie, zrozumiałam, że niepotrzebny jest mój komentarz. Wystarczy, że je opublikuję. Mówią o tym wszystkim, co chciałam napisać, samo przez się.
Dziękuję za wszystkie opowieści. Chciałabym Was wszystkie uściskać. Te, które miały szansę zbudować z ojcami więź i dobrą relację i te, które nie miały tego szczęścia, bo dzieliła Was z tatą emocjonalna przepaść.
Zapraszam wszystkich do lektury, zwłaszcza, że wiem, że niejedna z Was, czytających ten tekst, odnajdzie w nich siebie i wzruszy się tak, jak ja.  

Mój tata nigdy nie oceniał tego, co robię. Zawsze słuchał, a gdy nie podobały mu się moje wybory, mówił, że zrobiłby inaczej, ale to moja decyzja. Zawsze wspierał mnie w obranej drodze, niezależnie od swojej opinii. Pokazywał mi świat, uczył używać narzędzi i budować dom. Nigdy mnie nie rozpieszczał ani nie traktował jak księżniczkę – zawsze jak partnera i równorzędnego człowieka, nawet gdy ledwo odrosłam od ziemi. Był jedyną osobą, której powiedziałabym wszystko (mamie nigdy ) i która potrafiła to przyjąć z należytym spokojem. Kojarzy mi się z rozłożystym dębem. Gdybym była ojcem swojej córki, byłabym jak mój ojciec.

Brakowało mi potwierdzenia, że jestem piękna i ważna. Wciąż wydawało mi się, że muszę na to zapracować „dobrym sprawowaniem”.

Jestem wdzięczna mojemu tacie przede wszystkim za to, że właściwie wychował mnie sam. Odkąd skończyłam 6 lat, moja mama wyjechała „za chlebem” do Niemiec i tak jest już do dziś, a mam 25 lat. Przyjeżdżała bardzo sporadycznie.
Mój tata dawał mi dużą swobodę, jeśli chodzi o „odnalezienie siebie”. Nigdy nie krytykował mnie za to, jak wyglądałam/ubierałam się w czasach szkolnych, a przechodziłam przez różne okresy i style. Usłyszałam kiedyś od niego, że póki ja sama ze sobą czuje się dobrze i jestem szczęśliwa, to jest dla niego najważniejsze. Dał mi też duży kredyt zaufania, jeśli chodziło o wyjazdy weekendowe, nocowanie u koleżanek czy też pierwsze randki,  dlatego chyba mój „wiek buntowniczy” był praktycznie nieodczuwalny. Oczywiście były kryzysowe sytuacje, ale mój tata zazwyczaj starał się do mnie podejść jak do dojrzałej osoby, która jak każdy może popełnić błędy, ale najważniejsze, aby wyciągała z nich wnioski.

Jestem mu bardzo wdzięczna za to, bo patrząc z perspektywy na to wszystko, dzięki temu, że dał mi świadomie podejmować własne decyzje, służył pomocą, kiedy powinęła mi się noga i dawał mi „rękaw do wypłakania się” kiedy uważałam, że wszystko jest beznadziejne … czuję, że w pełni wyrobiłam sobie własny charakter, nie byłam dzieckiem, które musiało spełniać marzenia swoich rodziców, ale mogłam realizować siebie i swoje pomysły. Dzięki temu wiem, czego chcę od życia, związku, samej siebie i wiem, że dzwoniąc do niego o 3 nad ranem, nie usłyszę poczty głosowej, tylko „No co tam, córcia, u Ciebie nowego ?”

Kochał mnie z pewnością na swój sposób, ale nigdy nic przy mnie nie robił. Kąpanie mnie czy przewijanie czy karmienie było mu obce. Nie interesowało go to wcale.
Gdy podrosłam, najważniejsze było, jak się uczę. Czemu 3 nie 4, czemu 4 nie 5, czemu 5 nie 6. Nigdy nie interesowało go jakich mam przyjaciół czy jestem może zakochana. Jakie mam hobby. Potem pretensje, czemu takie studia, a nie inne. Że kierunek beznadziejny i nic nie warty (jestem po psychologii). Naciski, by robić prawo jazdy, choć tego nie chciałam.
Nie umiemy ze sobą rozmawiać szczerze i o wszystkim. Do dziś właściwie jest zainteresowany tylko tym, co sam ma do powiedzenia. 

Między rodzicami też różnie bywało w przeszłości. Często się kłócili przy mnie. Tata potrafił wyjść i przez 3 lub 6 miesięcy nie pokazać się. Mieszkał w swoim drugim mieszkaniu. Nawet ze mną wtedy nie utrzymywał kontaktu. Potem się godzili i było ok aż do kolejnego razu.

Myślę, a wręcz jestem pewna, że to też bardzo się odbiło na mnie i moim zaufaniu do mężczyzn. Do dziś nienawidzę się kłócić i z moim mężem zawsze godzimy się szybko po jakiejś sprzeczce. Mój mąż długo za mną chodził i długo się o mnie starał, bo byłam nieufna i wycofana w relacjach z facetami. Zawsze zazdrościłam koleżankom, gdy opowiadały, że ich ojcowie są dla nich przyjaciółmi i mogą gadać o wszystkim i wspólnie spędzać czas.

O swojej relacji z tatą, mogłabym opowiadać godzinami. W tym najważniejszym momencie był dla mnie mamą, tatą, przyjacielem. Rozumiemy się bez słów. A najbardziej zadziwia mnie fakt, że wystarczy, że spojrzy na mnie nawet przez szybę samochodu i widzi, że jestem zła, smutna czy szczęśliwa. Nigdy nie ocenia, nie narzuca swojego zdania i kocha mimo wszystko. Jestem typową córusią Tatusia, która ma już męża, dziecko w drodze, ale przytulenie się do taty czy siedzenie choć chwilę na jego kolanach 🙂 dalej sprawia mi ogromną przyjemność.

Tato nigdy nie zrobił niczego złego, problem tkwił w tym, że niewiele robił dla domu, rodziny. Nie był zaangażowany, dlatego podziwiam moją mamę, że dała sobie radę z wychowaniem piątki dzieci przy tak ograniczonym uczestnictwie taty.
Jako ważne pamietam, że tato nigdy nie przeklinał, a dopóki nie przeszedł na emeryturę nie wiedział, ile kosztuje piwo. To zawsze wspominam z podziwem. Dla mnie ojciec powinien być przede wszystkim partnerem dla współmałżonki. Nie pomagać żonie, bo tu nie chodzi o doraźną pomoc: ma dzielić z nią opiekę nad domem i dziećmi! Powinien być zaangażowany. Gdybym była ojcem córki, to poprzez dbanie o żonę próbowałabym pokazać córce, jak mężczyzna powinien traktować kobietę.

Za rzadko mówił, że mnie kocha. Nie wiem, czy w ogóle mówił. Dopiero jako dorosła zrozumiałam, że kocha nad życie, chociaż o tym nie mówi.

Gdybym była ojcem córki, mówiłabym jej jak najczęściej, że ją kocham. Mówiła. Nie tylko gesty, które wskazują, że ją kocham, ale też słowa. Mi tego bardzo zabrakło i dopiero po 30-tce odkryłam, że brak tych słów: wprost wyrażających bezwarunkową miłość taty, kładło się cieniem na każdym moim związku. I jeszcze gdybym była ojcem córki, to nawet gdybym nie wiem jak pokłóciła się z jej matką albo nawet rozeszła, to nigdy nie okazałabym matce mojego dziecka braku szacunku i nie pozwoliłabym, żeby rozstanie czy konflikt negatywnie odbił się na córce.

W tej relacji najbardziej brakuje mi bliskości. Tato dał mi… pieniądze na edukację, co bardzo pomogło i wyzwoliło na wielu poziomach. Ale nie było go. Było i jest dyplomatycznie. Wszelkie próby walki o naszą relacje, kończą się klęską. Bo tak po ludzku brakuje ciepła i zaangażowania emocjonalnego. Patrzę na jego życie i widzę ten sam skrypt – nieobecny tato. Książka Bradshawa („Powrót do swego wewnętrznego domu. Jak odzyskać i otoczyć opieką swoje wewnętrzne dziecko?” – przyp. Nishki) też pozwoliła zobaczyć w moim tacie małe dziecko, które też miało tylko hologram ojca. Empatycznie już podchodzę do tego kim jest, bo rozumiem co go stworzyło. Wszyscy z nas to pokaleczone dzieci. Warto się tego oduczyć i odprogramować. Mój tato niestety swoje rany maskuje, a relacje nie mogą wejść na wyższy poziom. A szkoda, bo mam wrażenie, że czas nam w tym ucieka, a pozostają w naszej relacji mili sekundy przebłysku ciepła.

Jestem mojemu tacie bardzo wdzięczna za obecność. Mimo pracy, wkładał ogrom wysiłku w to, żeby naszej czwórce poświęcić swój czas i zainteresowane. Zwłaszcza, że jego ojciec był totalnym ojcem widmo, i im jestem starsza, tym bardziej widzę ten trud wyłamania się ze schematu.

Gdybym była ojcem córki, to przede wszystkim właśnie bym BYŁA. Obecna, świadoma swojej roli, aktywna. I dużo przytulała, zrobiłabym wszystko, aby poczuła się ważna i warta miłości taka jaka jest, by nie musiała nigdy szukać akceptacji u kogoś, kto jej nie szanuje, czy źle traktuje.

W moim życiu tata odegrał chyba większą rolę niż mama. Jestem przekonana, że poprawna relacja ojciec-córka gwarantuje córce późniejsze dobre relacje z mężczyznami. Mojego tatę cenię przede wszystkim za poczucie bezpieczeństwa, które okazywał mi i moim siostrom, zresztą nadal to robi. To jest taka mocna więź, coś, czego nie da się stworzyć z mama, chociaż mamę bardzo kocham i również cenię za wszystko. Ojcowska miłość to dla mnie ostoja, spokój i takie mocne poczucie bezpieczeństwa, że będzie zawsze, choćby nie wiem co się działo.

Gdybym była ojcem córki, okazywałabym miłość, szacunek i podziw jej matce. Swoje kobiece poczucie wartości córka zbuduje przede wszystkim na tym, jak ojciec traktował jej matkę. 

Gdyby była ojcem córki, nigdy nie uczyłabym jej, że musi być uległa wobec mężczyzny. Nigdy nie dałabym jej odczuć, że musi zasługiwać na miłość. Nigdy bym jej nie uderzyła, nie zabroniła wyrażać swojego zdania, nie dotknęłabym jej wbrew jej woli. Nie mówiłabym jej, że jest ładna – mówiłabym jej, że jest mądra. Że ma fantastyczny charakter. I dobry gust.

Gdybym była ojcem córki… dałabym jej miłość i swoją obecność. To dwie rzeczy, których nigdy nie dostałam od swojego ojca. Gdyby tylko był, choć na chwilę, gdyby tylko okazał odrobinę uczuć, dał mi tyle serca, ile daje moim przyrodnim siostrom, wszystko byłoby inne. A może to ja powinnam otoczyć go miłością i swoją obecnością?

Mojemu tacie jestem wdzięczna. Za życie, za imię (bo wybrał mi je 7 lat przed moimi narodzinami, miała być Kaśka i koniec), za to, że zawsze miał dla mnie czas nawet zmęczony. Za to, że rozumiał moje pasje, moją miłość do zwierząt i woził mnie do schroniska, bym mogla tam zostawić jakieś stare koce, ręczniki itp. Za to, że nie oceniał mnie, tylko przyjmował taką jaką jestem. Za to, że mogłam na niego liczyć i gdy przeginałam, stawiał mnie do pionu. Za to, że nigdy nie użył wobec mnie siły (chyba że siły perswazji słownej).
Mój tata nie żyje od 16 lat. Nie poznał swoich wnuków, bardzo tego żałuję. Wiem, że byłby ze mnie dumny. Zawsze był.

Chwalił mnie za oceny, za wyniki sportowe, ale nigdy nie widział jak biegam i jak zdobywam medale… Jak myślę o tym z perspektywy 35-letniej matki córki i syna, to właśnie tego mi najbardziej brakowało, jego udziału w moim życiu. Nigdy nie rozmawiał ze mną o życiu, o moich problemach. Był od dawania zgód i zakazów. Jeśli byłabym ojcem córki, uczestniczyłabym w jej życiu szkolnym i pozaszkolnym, rozmawiałabym z nią o jej ważnych sprawach, które nam rodzicom wydają się banalne. Pozdrawiam (no i się poryczałam…)


Brakowało mi poczucia bezpieczeństwa, oparcia i zrozumienia. Mój tato jest alkoholikiem przemocowym i nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo robił nam krzywdę. Chciałabym mieć tatę, na którego zawsze można liczyć i który staje murem za mną. Nie mam pojęcia, jak powinna wyglądać prawidłowa relacja ojciec-córka. 🙁

Nie wiem, co jest nie tak z moją relacją z ojcem. Nie umiem z nim rozmawiać, a jak chcę mu coś powiedzieć, zaczynam płakać. Mam 25 lat i nie umiem zwrócić mu uwagi albo porozmawiać na poważne tematy, bo zaczynam płakać, on zaczyna mnie uspokajać, a ja już nie chcę z nim rozmawiać. Mam ogromne poczucie, że mnie kocha, wiem, że wypruwa sobie dla mnie żyły, wiem, że jest wrażliwy, ale nie umie pokazywać emocji i ciężko nawiązać kontakt. Na samą myśl, że mam do niego powiedzieć KOCHAM CIĘ albo DZIĘKUJĘ za to, że dałeś mi to wszystko, już mam łzy w oczach.

Od taty dostałam przekonanie, że jestem sprytna i zawsze sobie poradzę. Do tego nauczył mnie, żeby nie podążać za tłumem i zawsze mieć swoje zdanie i na pewno morze pewności siebie. 

Tacie jestem wdzięczna za siłę, pokazał mi że można poradzić sobie ze wszystkim. Nieważne, że wiatr w oczy i niesprzyjające warunki. Motto „chcesz, znajdziesz sposób, nie chcesz – znajdziesz powód”. Poza tym jest Tatą w 100%. A nie jesteśmy biologicznie spokrewnieni. To chyba na mnie robi największe wrażenie, że jestem jego, a on jest mój i skoczyłabym za nim w ogień, a on za mną, choć przecież czasem moglibyśmy się pozabijać. My siebie – tak. Ktoś z zewnątrz? Nigdy.

Nigdy nie powiedział, że jest ze mnie dumny, że mnie kocha. Nie pogratulował, gdy coś mi się udawało, tylko pytał, co dalej. Po zdaniu egzaminu na technika masażystę, pytał kiedy obronie mgr, po obronie pytał kiedy odbiorę dyplom itp.
To, za co mu jestem wdzięczna to poczucie, że zawsze mogę go poprosić o pomoc. Jestem mu wdzięczna za wszystkie razy kiedy powiedział mi że to moje życie i moje decyzje i że to ja w razie czego poniosę konsekwencje.

Nie dostałam od ojca przekazu o tym, że mężczyzna (i w ogóle człowiek) powinien szanować innych ludzi i mega mi tego brakuje w dorosłości. Bardzo dużo energii kosztowało mnie nauczenie się, że ludzi trzeba szanować i że mi też należy się szacunek i że nie trzeba na niego wcale zapracować, że należy się on każdemu 'z urzędu’. Ojciec strasznie wszystkimi pomiatał/pomiata nadal, a szczególnie dziećmi i ludźmi, którzy wydają się być słabsi od niego. Myślę, że to jest ważne: dostać od ojca przekaz, że mimo że jest się silniejszym, to nie wolno wykorzystywać swojej przewagi względem innych i każdego trzeba szanować bez względu na to czy jest słabszym czy nie.

Żałuję, że mój ojciec nie mówił mi „jesteś piękna, mądra, dobra, taka jaka jesteś”. Dla niego liczyły się osiągnięcia, to, czym można się pochwalić przed znajomymi. Mój mąż naszym córkom mówi to, czego ja nie słyszałam i wiem, że dzięki temu wyrosną na silne, wierzące w siebie kobiety. Dziewczynki potrzebują też czasu jeden na jeden z tatą, który ich słucha z uwagą. Mój tata, choć nie umiał okazywać uczuć, jako jedyny wysłuchał kiedyś jak opowiadałam o swoim wielkim marzeniu, podróży na koniec świata (nie napiszę gdzie, by pozostać anonimowa). Wysłuchał. I zabrał mnie tam. Tamtych kilka dni zmieniło wszystko w moim myśleniu i tym jak ważne są marzenia. To, że potraktował mnie tak serio, to, że da mi tamten czas, to najlepsze, co dla mnie zrobił i dla naszej relacji.

Gdybym była ojcem córki…brałabym ją na kolana i mówiła jesteś wyjątkowa i piękna.


Gdybym była ojcem córki mówiłabym: jestem z ciebie dumny, jesteś wystarczająca, kocham cię, warto spróbować, utwierdzałabym ją, że jej wygląd nie świadczy o jej wartości i głośno i wyraźnie mówiła WIERZĘ W CIEBIE. Nie zabierałabym jej wakacji na rzecz opieki nad młodszymi siostrami „bo jesteś najstarsza i taki twój zakichany obowiązek” i nie kazała po siebie jeździć co weekend lub częściej, kiedy zachlałabym mordę, gdyby zrobiła prawo jazdy i nie powiedziałabym „zapłaciłem, to masz po mnie jeździć” oraz nie śmiała się z niej po pijaku do kumpli, że „takiego mam szofera hehe zapłaciłem za prawo, jazdy to mam”. Przytulałabym ją i dużo rozmawiała. Motywowała w hobby i tym, co dla niej ważne. Nie skreślałabym jej każdego chłopaka od razu, na pierwszy rzut oka, albo nawet go jeszcze nie widząc. No i przede wszystkim NIGDY, ALE TO NIGDY, nie powiedziałabym jej jako ojciec, że jest gruba. Czy że coś z jej wyglądem nie tak. Zwłaszcza kiedy ma 8 lat. Ale to nie ważne, po prostu nigdy. Nigdy. Bo gdy się to słyszy od takiego autorytetu jak ojciec, to kończy się z tym na terapii. No i nie gderałabym całe życie, że tak chciałem mieć syna, a mam 3 córki, ehhh.. To byłoby na tyle. Jak coś sobie przypomnę, albo wymarzę, to dopisze.

Od ojca brakowało mi uznania i zaakceptowania faktu, że z dziecka staję się dziewczynką, później nastolatką. Zupełnie sobie z tym nie poradził, zatrzymał się mniej więcej na rozrywkach dla 6-8 latków i nie był w stanie zaakceptować, że mając lat 14 czy 16 interesują mnie już inne rzeczy. Jako tata dziecka sprawdził się świetnie, jako tata dorastającej córki: już kiepsko. Może gdybym była chłopcem, byłoby łatwiej, ale świat nastolatek był mu zupełnie obcy i nie chciał go nawet spróbować poznać.

Jeżeli chodzi o ojca, to przed moim urodzeniem wszyscy obstawiali, że będę chłopcem (bo drugi zawsze chłopak, a miałam już starszą siostrę), do tego stopnia, że kiedy w szpitalu moja mama dowiedziała się, że jednak będzie miała drugą córkę, to do męża dzwoniła z płaczem. Jako dziecko miałam zawsze z tatą dobry kontakt, bo był „luzacką” przeciwwagą dla bardzo wymagającej matki. Tyle, że tatuś pieszczotliwie zwracał się do mnie per „synuś”, przez co do dzisiaj mam problemy ze swoją kobiecością, przez wiele lat nie pozwalałam się chłopcom przepuszczać w drzwiach, mam problem z biżuterią, kobiecymi strojami itd… dzisiaj to już tylko delikatny dyskomfort, ale mam 24 lata… wszystko to dlatego, że chciałam mu się przypodobać, żeby mnie lubił i był ze mnie dumny. To samo dotyczy oczywiście wszystkich innych mężczyzn w moim życiu (czy też wcześniej chłopców). Zawsze wydaje mi się, że nie jestem „wystarczająca”, że zawsze mogłabym zrobić coś jeszcze, żeby „lubił mnie bardziej”. Więc jeżeli miałabym być ojcem to zdecydowanie zaakceptowałabym moją córkę taką, jaką jest, łącznie z jej kobiecością i tym, jak ona chce ją wyrażać. Chciałabym dać jej wsparcie i poczucie bezpieczeństwa.

Gdybym była ojcem córki, nigdy bym nie pozwoliłabym, by poczuła się jak dziecko drugiej kategorii (ze względu na płeć). Jest to bardzo smutne, ale w moim środowisku w rodzinach, w którym są dziewczynki cały czas czeka się na chłopca i głośno się o tym mówi. Co mnie doprowadza do furii.

Mój ojciec swoim przykładem dobitnie pokazał, z jakimi mężczyznami nie warto się wiązać. Dzięki temu, że ciągle mnie oszukiwał i brał na pijackie imprezy jako małą dziewczynkę, zostawiając na pastwę obcych ludzi, nauczyłam się tego, że nikt nie zadba o mnie lepiej, niż ja sama. Paradoksalnie, nie ucząc mnie niczego, dostałam od niego najcięższą życiową lekcję i być może najważniejszą. Dziś, będąc w ciąży ze swoim dzieckiem doceniam, jakiego mam wspaniałego i dobrego męża. Dzięki ojcu – psychicznemu katowi, nauczyłam się doceniać dobrych ludzi i jakich ludzi unikać. Po takich „lekcjach” jestem silniejsza. Przetrawiłam przeszłość, dzisiaj piszę o tym kompletnie beznamiętnie tak, że jestem w stanie o tym mówić publicznie. 🙂

Mój tato nauczył mnie, czym jest partnerstwo. Zawsze udawało mu się znaleźć dla mnie czas, robiliśmy wspólnie wiele fajnych rzeczy, pod wieloma względami bardzo mi imponował i jako dziewczynka, pragnęłam być taka jak on. To była wielka i kojąca przeciwwaga dla zaborczej, bardzo wymagającej i często niezadowolonej mamy. Tata pozwalał mi popełniać błędy, chodzić po drzewach i przybijać gwoździe 🙂 Zawsze czułam się przy nim bezpieczna i kochana. 

Gdybym była ojcem córki, starałabym się nie być nadopiekuńcza, nie martwić się na każdym kroku, że córka uderzy się, przewróci, coś jej się nie uda. Niech próbuje, odnosi sukcesy i porażki.

Na tacie mogę polegać. Wdzięczna jestem za odbieranie mnie z imprez o 2 rano, za załatwianie niemożliwego, za asystę we wkraczaniu w dorosłość, za cierpliwość, za udowadnianie że wszystko się da załatwić, wszystko się da naprawić i nie ma co się spinać.

Mój tato nauczył mnie jak być porządnym mężczyzną. I w sumie nie wiem czy teraz być wdzięcznym czy mieć żal.  ?


Nigdy nie usłyszałam od niego, że jestem ładna, że „jestem jego księżniczką”. Słyszałam, że mam krzywe nogi, że nie mam słuchu i przez to nawet nie próbowałam śpiewać, a kiedyś okazało się, że mam fajny głos, ale już nigdy w to nie uwierzyłam … moja kobiecość nigdy tak naprawdę nie rozkwitła, do tej pory jestem bardziej kumplem niż kobietą ...

Gdybym była ojcem córki, robiłabym wszystko, aby kiedyś powiedziała, że chce mieć męża takiego jak tata. ?

Mój ojciec – pedagog, był ojcem tragicznym – popełniał wszystkie możliwe błędy wychowawcze, od pamiętnych klapsów, przez ignorowanie, słowne poniżanie. Mieszkając pod jednym dachem potrafiliśmy nie rozmawiać ze sobą dosłownie latami. Dziś jest dziadkiem – idealnym. Jak to możliwe? Wiem, że nie jestem jedyna. Wielu niedoskonałych ojców staje się cudownymi dziadkami. Mam do niego żal tylko o jedno. Stracony czas.

Gdybym była ojcem córki… po prostu bym była. Nie znam swojego ojca, żyję z brakiem jakiejkolwiek wiedzy o nim już 37 lat i ów brak miał i ma ogromny wpływ na moje życie. I dlatego tylko tyle: po prostu bym była, wspierała i kochała. Niby nic, a dla niektórych aż tyle. Gdybym była ojcem córki nie dopuściłabym do tego, aby wieczna tęsknota zawładnęła jej życiem.

Mam wspaniałego Tatę.. jestem mu wdzięczna za wszystko! Nie wiem, jak to zrobił, ale wychował mnie na zadowoloną z życia, szczęśliwą kobietę. Po prostu zawsze akceptował i kochał bezwarunkowo. Wspierał, ale przede wszystkim dawał mi dużo wolności i poczucie, że mi ufa. Nawet, jak byłam głupiutką nastolatką, to zawsze wiedziałam, że mogę mu o wszystkim powiedzieć, bo jest po mojej stronie.

Gdy zobaczyłam Twój wpis pomyślałam, ze może to jedyna szansa by wylać to, co bolało mnie całe życie. Gdybym była ojcem córki, nigdy nie pozwoliłabym, żeby szukała w innych mężczyznach, tego czego nie dostała od ojca. Mój ojciec klasycznie całe życie pracował, by nie brakowało nam rzeczy materialnych, ale nigdy nie dostałam od niego ciepła. To takie niematerialne i trudne do zmierzenia: CIEPŁO i OBECNOŚĆ. Świadomość, że tam za Twoimi plecami stoi mężczyzna, który jest i będzie cokolwiek się nie stanie. To na szczęście dała mi mama.

Jestem niezwykle wdzięczna za to, że mój Tata stworzył Dom pełny ciepła i radości, do którego zawsze chce się wracać. W naszej Rodzinie płakało się i ze szczęścia i ze smutku, ale zawsze blisko siebie. Znosiło się swoje wady i doceniało życzliwości dnia codziennego. Nasz Tato uczy nas życia nie tylko przez słowa bez pokrycia, a przez bycie dobrym przykładem. Zaraz skończę 22 lata i mam świadomość tego, że gdyby nie On, nie osiągnęłabym tego, z czego mogę być dumna. Kocham go bardzo i jestem ogromnie wdzięczna za wszystko, co robi (i czego nie). Jeżeli w przyszłości znajdę faceta, choć w połowie tak zajebistego jak mój Tata, będę największą szczęściarą! Życzę każdemu, by mógł powiedzieć to samo.

 


Mój post na FB i IG z prośbą o wysyłanie mi Waszych przemyśleń wyświetlił się niewielkiej liczbie osób, a mimo to otrzymałam aż kilkadziesiąt odpowiedzi i każda miała ogromną wartość. Za wszystkie jeszcze raz bardzo dziękuję. Jeżeli wśród Was, czytających ten tekst, są osoby, które również chcą podzielić się swoją częścią historii, piszcie śmiało w komentarzach. Jeżeli chcecie pozostać anonimowi, wpiszcie w polu komentarza jakikolwiek pseudonim. 

Komentarze: