Jednym z prezentów, które dostaliśmy od orka Mikołaja były bilety do kina na kolejną część ekranizacji „Hobbita”. Kilkanaście godzin przed seansem, starsza córka coś sobie uświadomiła i krzyknęła:
— Mamo! Przecież ty nie dość, że nie byłaś ze mną i tatą rok temu w kinie na pierwszej części „Hobbita”, to jeszcze nie czytałaś tej książki!
— To prawda — przytaknęłam.
Nastolatka czym prędzej pobiegła do naszej domowej biblioteczki, chwyciła „Hobbita” Tolkiena i niemal rzuciła we mnie książką.
— Czytaj! Przeczytaj chociaż do strony 118!
Książka czy film?
Westchnęłam, był sobotni wieczór, miałam inne plany. Ale jeżeli człowiek całe życie na pytanie „książka czy film?”, bez wahania wykrzykuje, że książka i z przekonaniem rozwodzi się nad tym, że jeżeli film jest ekranizacją książki to najlepiej najpierw przeczytać książkę i potem najwyżej w ramach eksperymentu skonfrontować swoją wyobraźnię z wyobraźnią i wizją reżysera, scenarzysty, scenografa itd, to głupio było odmówić!
Tak się składa, że raczej nie czytuję literatury fantasy ani science fiction (z wyjątkiem Lema, vide: Ludzie, którzy na zawsze pozostają młodzi) i zdecydowanie bliżej mi do literatury pięknej (zwłaszcza rosyjskiej: Dostojewskiego, Tołstoja, Nabokowa, albo współczesnego Pielewina). Dlatego po „Hobbita” sięgnęłam z pewną taką nieśmiałością.
Burzenie czwartej ściany
Uwielbiam, gdy pisarz prowadzi z czytelnikiem grę, na przykład gdy burzy czwartą ścianę, dotychczas/zwykle ich odgradzającą. Pojęcie „czwartej ściany” w języku teatru oznacza symboliczną granicę, która dzieli widzów od aktorów, tak by mogli skupić się na swojej grze i zapomnieć o tym, że są obserwowani. Burzenie czwartej ściany to moment, w którym aktorzy nagle publiczność zauważają i w taki czy inny sposób zwracają się do niej. Podobnie w filmie czy serialu, gdy aktor nagle spogląda wprost kamerę, czyli w oczy widza. W języku literatury to moment, w którym pisarz, jako narrator zwraca się do czytelnika. Najbardziej lubię styl, w którym autor robi to niespodziewanie. Inaczej mówiąc, ma się wrażenie, że jest narratorem ukrytym, czyli wydarzenia jakby opowiadają się „same”, gdy WTEM! nagle ujawnia się i masz wrażenie jakby wyszedł z książki i wskazał na Ciebie palcem. Ha! jestem tu, czytelniku!
Książka „Hobbit”: czy warto?
Taki właśnie jest Tolkien, snuje sobie całkiem na poważnie swoją opowieść, żeby nagle wprowadzić czytelnika w zadziwienie lub śmiech. Nie mogę powstrzymać się i nie zacytować tu kilku fragmentów. (Wszystkie cytaty pochodzą z książki J.R.R. Tolkiena „Hobbit, czyli tam i z powrotem”, wydawnictwo Iskry 1997.)
— Właśnie miałem siąść do podwieczorku, proszę cię, wejdź i napij się ze mną herbaty. — Brzmiało to może trochę oschle, Bilbo miał jednak najlepsze intencje. Cóż byś ty zrobił na jego miejscu, gdyby jakiś krasnolud nieproszony przyszedł do ciebie i powiesił swój płaszcz w twojej sieni, nie usprawiedliwiając się ani słowem?
Piękne! Uwielbiam takie wchodzenie na piąte stopnie abstrakcji. No właśnie, a Ty co byś zrobił? Tak, tak, do Ciebie mówię 😉
„Hobbit” jest też bardzo dowcipnie napisany (przynajmniej w pierwszej części książki).
Spójrzmy, co dzieje się dalej, czyli po tym jaki nieproszeni goście odwiedzają Hobbita, który proponuje im HERBATĘ.
— Co tam masz? Herbatę, nie dziękuję. Co do mnie, proszę o kropelkę czerwonego wina.
— Ja też – powiedział Thorin.
— I o konfitury malinowe, i o szarlotkę.
— I o paszteciki z mięsem, i o ser.
— I o gulasz wieprzowy z sałatą.
— Jeszcze ciastek, jeszcze piwa, jeszcze kawy, jeśli łaska — wołały inne krasnoludy zza drzwi jadalni.
— Bądź tak dobry i ugotuj kilka jajek! — krzyknął Gandalf w ślad za hobbitem, który już kuśtykał w stronę spiżarni. — A przy okazji przynieś na zimno kurczęta pieczone i pomidory.
Czyż to nie jest genialne? Czuję się prawie jak u siebie w domu rano, kiedy każde z moich dzieci oraz mąż, pies, kot i do niedawna jeszcze rybki, życzą sobie na śniadanie każdy czego innego! A ja mimo to podaję wszystkim li tylko herbatę 🙂 Trochę to też przypomina mi sytuację, w której przyjmuję w domu gości, a lodówka pusta (vide: Co zrobić gdy odwiedzą nas niespodziewani goście).
Czy tłumacz książki ma znaczenie?
Mogłabym tak cytować i cytować, ale nie ma to większego sensu, jeżeli Was to zainteresowało to po prostu przeczytacie książkę. Dodam, że według mojego męża (fana książek fantasy i SF) bardzo ważny jest tłumacz Tolkiena, jego ulubienicą jest Maria Skibniewska. Gdy na Gwiazdkę kupiłam starszej córce inną powieść Tolkiena „Władcę Pierścieni” i po powrocie z księgarni wróciłam do domu i pokazałam ją mężowi, ten oburzył się:
— Mam nadzieję, że masz rachunek?! — spytał mnie poddenerwowany.
— Mam, ale o co ci chodzi? Popatrz, jak pięknie wydana książka, twarda obwoluta, ładne rysunki..
— Wróć do Empiku i wymień to wydanie na jakiekolwiek inne, byle tłumaczone przez Skibniewską!
Czy macie coś na temat do powiedzenia? Zdarzyło Wam się czytać książki, które np. były słabo albo wybitnie dobrze przetłumaczone?
Film Hobbit: czy warto?
Jasne, że warto! Film „Hobbit” to wspaniała trzygodzinna uczta pełna emocji, uniesień i wzruszeń.
Poza tym, im więcej obcowania z kulturą i sztuką, tym wyższy status społeczny 🙂 (vide: Do jakiej klasy społecznej należysz?) A kino to również obcowanei ze sztuką. Uwielbiam chodzić do kina i jestem w nim nie rzadziej niż raz na kwartał.
Od jakiego wieku można oglądać Hobbita?
Tak jak rok temu stwierdziliśmy, że nasza 7-letnia wówczas córka jest za mała na oglądanie Hobbita, tak w tym roku tak bardzo nas o to prosiła (tym bardziej, że w międzyczasie oglądała u sąsiadów pierwszą część Hobbita), że stwierdziliśmy, że weźmiemy ją do kina. Mam nadzieję, że nie odbiorą mi za to praw rodzicielskich 🙂 Owszem były momenty, że bała się orków, ale ja też ich się bałam mimo, że mam już 32 lata!
Czy w kinie wypada jeść popcorn?
Nie! Nie! I jeszcze raz nie! Dlaczego? Dlatego, że to pożywienie jest zbyt inwazyjne dla pozostałych widzów. Popcorn wydziela bardzo intensywny zapach, zaś konsumowanie go niezwykle irytujący odgłos chrupania i szeleszczenia. Zawsze mam takie szczęście, że ląduje w sali kinowej obok kogoś pożerającego popkorn. Wczoraj również tak było, przez kilka minut walczyłam ze sobą, żeby nie zwrócić pani złośliwej uwagi, ewentualnie grzecznie poprosić ją, by przestała jeść. Doszłam jednak do wniosku, że jeżeli ktoś nie widzi problemu w kupowaniu do kina popkornu, to ani moje prośby, ani uwagi nic nie zdziałają.
Może powinnam odpalić kampanię społeczną? 😉