Hu, hu, ha! Szkoła dla 6-latków zła!

Czy rodzice 6-latków, które za tydzień idą do szkoły, powinni się bać?!

Nie bójcie się. Wiem, trudno się nie bać, skoro zewsząd bombardują Was informacje o nieprzygotowaniu szkół, chaosie w systemie, niebezpieczeństwie, na które narażone są sześciolatki skazane na towarzystwo dzieci starszych od siebie o rok, z którymi mają przez następne lata dzielić ławki. Nękają Was myśli: czy moje dziecko na pewno jest gotowe do podjęcia obowiązku szkolnego?

Spokojnie. Najpierw przeczytajcie sobie ten tekst Sześciolatki w szkole – błagam, bez paniki. Miejcie też świadomość, że w dużej mierze zamieszanie spowodowane 6-latkami jest wynikiem rozgrywek politycznych, szkoda, że maluchy stały się punktem przetargowym.

Szkoła jest demonizowana. I słusznie. Polska szkoła pozostawia wiele do życzenia. Wyraz swojemu niezadowoleniu dałam w tekście Jak szkoła niszczy talenty dziecka? Jest wiele pracy, jest potrzeba wielu zmian. Ja to wiem, Ty to wiesz, ale nie mów o tym dziecku, nie projektuj na nie swoich lęków, nie odbieraj mu radości z pójścia do szkoły. Bo oprócz tych wszystkich problemów jest też wiele pozytywnych aspektów szkoły! Są koledzy i koleżanki, jest zdobywanie wiedzy, uczenie się literek, cyferek, prace plastyczne, zdobywanie ciekawostek o świecie, zdarzają się też bardzo fajni nauczyciele, serio: szkoła nie jest aż tak sroga i okrutna, niczym zła zima z wiersza Konopnickiej 🙂

Dlaczego się boisz?

Jeżeli boisz się to powiedz mi, czego się boisz? Tego, że nie jest na to gotowy polski system szkolnictwa czy tego, że nie jest na to gotowy Twój 6-latek? Jeżeli to pierwsze, rozumiem Twoje lęki: nie chcesz wchodzić w system funkcjonujący w wersji „beta”. Nie chcesz testować rozwiązań na swoim dziecku, chcesz mieć pewność, że wszystko będzie funkcjonować bezbłędnie. Jeżeli jednak uważasz, że Twój 6-latek jest za mały na szkołę, niegotowy emocjonalnie i intelektualnie, to może przyjrzyj się, czy nie masz przypadkiem zapędów rodzica helikoptera? 🙂

Szkoła nie skraca dzieciom dzieciństwa

2,5 roku temu napisałam na blogu tekst, w którym wyraziłam poparcie dla inicjatywy „Ratuj maluchy”, której celem było ostateczne odwołanie przez rząd reformy obniżenia wieku szkolnego: Ratuj maluchy – daj im święty spokój. Dziś, bogatsza o doświadczenia, przemyślenia i refleksje stwierdzam, że moim zdaniem maluchów nie trzeba ratować, bo maluchy wcale nie są zagrożone.

Aż tak bardzo nie odbiegam od swoich przemyśleń, bo w tamtym tekście odwoływałam się przede wszystkim do tego, by dać dzieciom spokój, by nie wyścigować się i zwolnić. I to nadal podtrzymuję. Pisałam :

Nie pomagajmy na siłę niemowlęciu w stanięciu na własnych nogach lub postawieniu pierwszego kroku. Nie stymulujmy go, żeby „nie zapóźniło się w rozwoju”. Nie każmy mu „trenować czystości”, by jak najszybciej pożegnało się z pieluszkami. Ono zrobi to wszystko w najlepszym dla siebie momencie. Zaufajmy indywidualnemu rytmowi dziecka. Nie fundujmy kilkulatkowi masy dodatkowych pozadomowych zajęć, nie wypełniajmy mu szczelnie tygodniowego grafiku: salsą, tenisem, taekwondo, czteroma językami obcymi, grą na flecie. Jedno wystarczy.

 Rozbraja mnie tak często podawany przez przeciwników wprowadzenia obowiązku szkolnego argument o utracie dzieciństwa przez dzieci. Oczywiście, że dzieciństwo powinno być okresem luzu. Jednak fakt, że dziecko pójdzie do szkoły w wieku 6 lat nie spowoduje, że przestanie być dzieckiem. Może warto skupić się na tym, co się dzieje PO szkole, czyli od godziny 15-17? Niepokojąca jest współczesna moda na szczelne zapełnianie dzieciom grafiku zajęć pozalekcyjnych. Rodzice stają się taksówkarzami dzieci wożącymi je z jednych zajęć na drugie. Czy to nie jest odbieranie dzieciom dzieciństwa?

Polecam artykuł w Polityce: Dziecko: poradnik dla programistów.

Wrzesień, początek wojny tej co zawsze. W ramach walk o przyszłość własnych dzieci tysiące rodzicielskich aut wyjadą na ulice. Ruszą na zajęcia dodatkowe dla dzieci. Floret, język chiński, tai-chi, joga z elementami medytacji. Byle nie zostać z własnymi dziećmi w tyle za innymi rodzicami. Żeby niczego nie zaniedbać. Nie stracić szans. Rodzice będą wozić z poświęceniem, bo te kilkulatki i gimnazjaliści są ich centrum świata.

Na świecie normą jest posyłanie 6-latków do szkoły

Na świecie, spośród 202 państw, 134 wysyłają 6-latki do szkół. Również w Europie posyłanie 6-latków do szkół jest standardem, w 22 krajach występuje obowiązek wysyłania 6-latków do szkół (Hiszpania, Portugalia, Liechtenstein, Francja, Włochy, Belgia, Luksemburg, Irlandia, Niemcy, Czechy, Węgry, Austria, Chorwacja, Słowenia, Rumunia, Grecja, Słowacja, Cypr, Malta, Norwegia, Dania i Słowenia). Czy sądzicie, że oni wszyscy się mylą i popełniają błąd posyłając swoje szkraby do szkoły? 🙂

Strach, że 6-latki spotkają się z 7-latkami

Innym częstym argumentem padającym w dyskusji o 6-latkach jest zaniepokojenie rodziców, że ich maluchy spotkają się w jednej klasie z 7-latkami. Aż tak bardzo wierzycie w „typowego 6-latka” i „typowego 7-latka”? A potem 10- i 11-latka? Sądzicie, że w klasach, w których uczą się wyłącznie rówieśnicy, dzieci są na równie jednolitym co wiek poziomie intelektualnym, emocjonalnym, fizycznym? Nie. Różne dzieci rozwijają się w różny sposób, jest to uzależnione od genów, sposobu wychowania, poziomu przedszkola do którego wcześniej uczęszczały, ba tego, czy dzieci w ogóle chodziły do tego przedszkola. Znam 5-latki, które wymieniają się błyskotliwymi spostrzeżeniami na temat życia, znam też takie, które czują się beztroskimi szkrabami, które mogą godzinami taplać się w swojej dziecinności. Podobnie jest na każdym następnym etapie. Znam 15-latki, z którymi można porozmawiać o polityce i miłości i takie, którym „fiubździu w głowie”. Pisał też o tym Blog Ojciec w tekście Dlaczego zamierzam posłać 5-latka do szkoły.

Wiek nie jest główną zmienną określającą możliwości dziecka. W cytowanym przeze mnie jakiś czas temu wywiadzie, którego profesor Gruszczyk-Kolczyńska, pedagog, udzieliła dla Gazety Prawnej Szkoła to rzeźnia talentów:

Różnice w rozwoju umysłowym dzieci wynoszą nawet cztery lata. To oznacza, że dziecko 7-letnie może być na poziomie 5-latka, ale są i takie, które dorównują 9-latkom.

Zamiast szukać powodów, szukajmy sposobów

Moja siostra cioteczna mieszka w Bolzano i ma dwóch synów przedszkolaków. We włoskich przedszkolach nie ma grup jednolitych wiekowo, czyli rozwiązania stosowanego w Polsce: grup 3-latków, 5-latków itd, bowiem dzieci są wiekowo „wymieszane”. Każdy maluch dostaje się pod skrzydła starszaka, który staje się jego opiekunem, pomaga mu, tłumaczy, doradza itd. Potem, gdy ten maluch dorośnie, stanie się opiekunem kolejnego, przedszkolnego nowicjusza. Wszystko po to, by uczyć dzieci współdziałania, opieki nad młodszymi, chęci niesienia pomocy itp.

Zamiast  straszyć swojego 6-latka wizją szkoły może warto uświadomić go, że jeżeli będzie miał z czymś problem, niech nie boi się prosić o pomoc nauczycielkę lub kolegów. Naucz go też, żeby chętnie niósł pomoc innym dzieciom. Zawsze mówiłam swoim dzieciom:

– Jeżeli masz z czymś problem, nie bój się prosić o wsparcie. Jeżeli ktoś ma z czymś problem, nie wahaj się mu pomóc.

Moje córki osiągają bardzo dobre wyniki w nauce, co nie znaczy, że nie miały żadnych problemów. Miały, ale nie bały się sygnalizować, że je mają i próbować pokonywać trudności.

„Chcę decydować o swoim dziecku!”

Formułowanie pytania, które ma paść w referendum, o brzmieniu „czy dzieci powinny iść do szkoły w wieku 6 lat, czy powinna to być decyzja rodziców”, jest moim zdaniem bardzo źle zadanym pytaniem. Wiadomo przecież, że każdy rodzic chce sam decydować o swoim dziecku, w końcu to jego dziecko! 

Ale jakie mają być kryteria tych oceny? 

Jak pisze Ewa Wilk w artykule dla Polityki:

A czyż nie zdarza się, i to niezwykle często, że rodzice przeszacowują lub nie doszacowują dzieci? Tysiące z nas są tym, kim są, wbrew rodzicielskim planom – wygórowanym, zaniżonym, nietrafionym.

Równie trafny komentarz, który czytelnik zostawił na moim fejsbuku:

„Uważam, że rodzice nie powinni mieć wyboru czy puszczają swoje dzieci czy nie do szkoły bo są nie obiektywni. To tak jak z rodzicami grubych dzieci: myślą, że sprawiają radość swoim dzieciom kolejną paczką cukierków czy chipsów, a tak na prawdę robią wielką krzywdę.”

Dlatego moim zdaniem jedyną możliwością, w której można podjąć decyzję o niepuszczeniu 6-latka do szkoły jest decyzja psychologa o odroczeniu dziecka od obowiązku szkolnego, słowem skierowanie go do Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej. I jeżeli specjalista stwierdzi, że warto jeszcze poczekać, czekaj.

*

Rodzicu 6-latka, wiem, że chcesz dla swojego dziecka jak najlepiej. Rozumiem, że się boisz. Może więc podniesie Cię na na duchu fakt, że jak wynika z badań, 87 proc. ankietowanych rodziców, którzy posłali swoje dzieci w wieku 6 lat do szkoły, zauważyło u nich pozytywne zmiany. 79 proc. rodziców ponownie podjęłoby decyzję o wcześniejszym rozpoczęciu nauki przez ich dzieci.

Zobaczysz, za rok też tak powiesz, głowa do góry 🙂

Komentarze: