To niewiarygodne: ponad połowa dzieci, zanim rozpocznie naukę w szkole podstawowej, przejawia wysokie, a wręcz wybitne, uzdolnienia matematyczne. Po ośmiu miesiącach nauki, już tylko o co ósmym uczniu można powiedzieć, że jest zdolny.
Dowiedziałam się o tym wczoraj, oglądając w telewizji (TVP Info) ciekawy wywiad z prof. Edytą Gruszczyk-Kolczyńską, która opowiadała o tym, jak szkoła niszczy matematyczne uzdolnienia dzieci. A jest się czego bać: w zeszłym roku co trzeci maturzysta nie zdał na egzaminie matematyki. Wywiad możecie obejrzeć tutaj.
Jak to się dzieje, że szkoła podstawowa zabija matematyczne zdolności u przedszkolaków?
Zdolni lepiej niech siedzą cicho
Zdolne dzieci uparcie szukają rozwiązań, jak jedno nie działa, eksperymentują z drugim, ciągle chcą chłonąć nowych wiadomości, ich umysły dosłownie pędzą ku nowej wiedzy.
Tymczasem wielu nauczycieli (nie twierdzę, że wszyscy) woli mieć ciche, „grzeczne” dzieci, które nie męczą pytaniami, nie wyrywają się do odpowiedzi, nie chwalą się głośno swoją wiedzą lub przemyśleniami, tylko posłusznie siedzą w szeregu, czekając aż zostaną wskazane do odpowiedzi. Wiele z nich, wciąż uciszanych, w pewnym momencie traci zainteresowanie. Poza tym uczą się że lepiej wolno rozwiązywać zadania, bo jak zrobi się to szybko to czeka je nuuuuuda.
Pułapka uśredniania, czyli każdy przegrywa
Programy szkolne skrojone są na miarę średniego ucznia. Tak jakby istniało założenie, że dzieci w tej samej grupie wiekowej mają podobne możliwości rozwojowe. Tymczasem to nieprawda, jak opowiada pani profesor w wywiadzie dla Gazety Prawnej Szkoła to rzeźnia talentów:
Różnice w rozwoju umysłowym dzieci wynoszą nawet cztery lata. To oznacza, że dziecko 7-letnie może być na poziomie 5-latka, ale są i takie, które dorównują 9-latkom.
„Uśrednianie” poziomu jest błędnym kołem: dla słabszych wszystko jest za trudne, dla uzdolnionych zbyt banalne.
Z jednej strony ucisza się zdolnych uczniów, z drugiej strony nie opiekuje się dziećmi, które mają problemy z matematyką. Dzieci zaczynają UDAWAĆ, że wszystko rozumieją, a system im w tym pomaga. (jak, o tym opowiada pani profesor w wywiadach, do których linkuję).
Zaburzanie dziecięcego poczucia sensu i logiki
Kilkuletnie dzieci posiadają doskonałą umiejętność wychwytywania absurdów i wysoko rozwinięte poczucie sensu dotyczącego liczby i miary. Przykładowo, dzieci uzdolnione, dostając zadanie w stylu: „Statek przewozi zwierzęta: pięć kur, trzy krowy i pięć koni. Ile lat ma kapitan?” parskają śmiechem, mówiąc że nie da się tego policzyć. Mniej odważne zliczają wszystkie liczby i odpierają, że 13…
Słabej jakości podręczniki
Zarówno profesor Gruszczyk-Kolczyńska, jak i wielu nauczycieli (vide „Nasz Elementarz” dostał słabą trójkę od nauczycieli) wytyka mnóstwo błędów merytorycznych w najnowszym podręczniku do pierwszej klasy szkoły podstawowej, np. źle wymyślonych, nielogicznych, wprowadzających w głowie dziecka chaos i zdezorientowanie.
W wywiadzie dla Gazety Wyborczej Jak nie uczyć matematyki jako przykład błędu pani profesor wskazuje naukę liczb. Otóż podczas prezentacji wybranej liczby, np. piątki, na jednej stronie, obok siebie, narysowany jest:
– zbiór, np. pięciu jabłek
– zegar wskazujący godzinę piątą
– moneta pięciozłotowa
Jest to wymieszanie trzech odrębnych zakresów pojęć, wprowadzających w głowie dziecka zdezorientowanie. Każdemu z tych elementów towarzyszy przecież inna logika:
– równoliczności zbiorów
– ustalania godziny (na dodatek pomiar czasu liczony jest przecież w innym układzie: godzin, minut, sekund)
– umownej wartości pieniądza (za „5 złotych” czasem można kupić 5 jabłek, czasem 9, a czasem dwa i pół, nie ma reguły).
Wszystko to nie ma ze sobą związku. Dzieci tego nie ogarniają, ale udają że tak (skoro tak jest w książce i pani nauczycielka to pokazuje), przyswajając sobie taki nielogiczny sposób myślenia. To zaburza dziecięce poczucie sensu, które jest na bardzo wysokim poziomie, często wyższym od naszego: dorosłego! Zamiast utrzymać tę naturalną skłonność dzieci do logicznego myślenia, dezorientuje się je.
Rozwijanie błędnych schematów myślowych
Podczas edukacji wczesnoszkolnej rozwijają się schematy myślowe, którymi będziemy w dużym stopniu posługiwać się przez resztę życia. Jeżeli dziecko będzie miało duże problemy z matematyką, w następnym latach najprawdopodobniej równie ciężko będzie mu przyswoić inne przedmioty ścisłe: chemię, biologię, fizykę. Nie uda mu się nadrobić straconych lat.
Niepodlewana, niepielęgnowana tzw. umiejętność myślenia matematycznego (którą przypomnijmy: ma prawie 60% dzieci na poziomie przedszkola i tylko co ósme dziecko w szkole): USCHNIE. Tak jak uschła u mnie, piszącej ten tekst..
Czasem strach wysyłać do szkoły
Moje córki mają to szczęście, że w szkole podstawowej trafiły na dobrych nauczycieli nauczania wczesnoszkolnego. Obie bardzo lubią matematykę, od lat startują w międzynarodowym konkursie matematycznym „Kangurek”, zdobywając wyróżnienia. Co, gdyby trafiły na kiepskich nauczycieli?
(Nie mogę nie dodać, że oprócz szkoły ważny jest też styl wychowania, czyli uczenie odwagi w wyrażaniu własnych opinii, co też warto pielęgnować, o czym pisałam np. tutaj).
Co robić, jak żyć?
Profesor Gruszczyk-Kolczyńska opracowała specjalny program, który – realizowany przez kilkanaście polskich szkół – daje już dobre efekty. Na podstawie wywiadu w Gazecie Prawnej pt. Szkoła to rzeźnia talentów wypisałam:
główne założenia programu nauczania prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej
♦ uczenie samodzielności w myśleniu: zamiast dawania wiedzy gotowej, na tacy, skłania się dzieci, żeby same dochodziły do niej
♦ zakaz korzystania z pakietów edukacyjnych z matematyki w pierwszej klasie (!)
♦ jak najrzadsze korzystanie z podręczników i jak najrzadsze rozwiązywanie zadań (!!) również na dalszych etapach nauki:
♦ za to każdy uczeń pisze swoją własną książkę „Moja matematyka” 🙂
♦ dopuszczanie różnych poziomów kompetencji, a nie jak teraz, wszystko równa się do średniej
♦ bardziej uzdolnione dzieci pomagają tym mniej uzdolnionym (dziecko często szybciej wytłumaczy coś innemu dziecku niż nauczyciel)
♦ gdy uczeń udzieli złej odpowiedzi, zamiast poprawiania, naprowadza się go delikatnie tak, by samo zrozumiało, o co chodzi
♦ zamiast nauki za pomocą słów, sytuacje zadaniowe: odpowiednio dobrane zabawy i gry, na podstawie których dzieci same formułują wnioski
Brzmi świetnie, prawda? Jakiś czas temu został przedstawiony Ministerstwu Edukacji, i co? I nic, działa tylko w kilkunastu szkołach!
Winna jest bylejakość systemu a nie uczniów
Jest groźnie. W ubiegłym roku co trzeci maturzysta nie zdał matury. CO TRZECI. Przerażające, prawda? Jasne, można zrzucać winę na młodzież: leniwa, nie uczy się, siedzi w ogłupiającym internecie. Moim zdaniem, takie liczby wskazują jednak na nieudolność systemu, a nie uczniów. Ciekawe, jak matury pójdą uczniom w tym roku.
Jeżeli nic się w systemie szkolnym nie zmieni, jeżeli nie będzie słuchać się fachowców takich jak profesor Edyta Gruszczyk-Kolczyńska, lecz polegać na specjalistach od wszystkiego (i do niczego), to będzie gorzej. Jeżeli podręczniki nadal będą przygotowywane byle jak, niechlujnie, oby szybciej (aktualny „Mały Elementarz” powstał w pół roku), to kto wie, może czeka nas zwiastowana kilka lat temu w jednym z amerykańskich filmów IDIOKRACJA. Co irytuje mnie zwłaszcza dlatego, że dzieci są mądre, to system je ogłupia!
Oby edukacja przyszłych pokoleń stawiała na jakość, a nie zakładała, że jakoś będzie. Ć ma znaczenie 🙂