Fotografowałyśmy dziś z młodszą córką dwie książki. Oczywiście jak zwykle, gdy aparat fotograficzny poszedł w ruch, przypałętały się do nas zwierzęta. To dobra okazja, żeby od razu podzielić się z Wami kilkoma dialogami, które w moim notesie widnieją pod hasłem: „książka”.
Młodsza córka przegląda słownik ortograficzny. Nagle zasmucona stwierdza:
— Mojego imienia oczywiście w słowniku nie ma 🙁
*
Córka trzyma w ręku „Karolcię”: lekturę szkolną drugiej klasy szkoły podstawowej i zbulwersowana wykrzykuje:
— To niesprawiedliwe!
— Co? Dlaczego? — pytam.
— Koleżanki przyniosły dziś swoje książki do szkoły. Karolcia Weroniki ma 160 stron, moja 140, a Agnieszki tylko 120!
*
Chętnie podaję pomocą dłoń osobom, które poświęciły życie swojej pasji. Magda jest jedną z takich osób. Razem z mężem założyła rodzinne wydawnictwo. Gdy zwróciła się do mnie z prośbą o recenzję dwóch wydanych przez nią książek – zadrżałam. Bynajmniej nie z podekscytowania, ale z niepokoju. Co jeśli te książki okażą się słabe? Jak ja jej to napiszę, skoro prosi mnie o szczerą opinię? Mam problemy z przekazywaniem ludziom niemiłych informacji, a jednocześnie nie mam w zwyczaju robić czegoś wbrew sobie, np. chwalić książek, które mi się nie podobają.
Do jakości książek przywiązuję olbrzymią wagę. W mojej biblioteczce nie ma miejsca dla kiepskich książek. Gdy po lekturze pierwszych kilku zdań czuję, że mam do czynienia z grafomanem, odkładam książkę na bok. Taką samą zasadę wprowadziłam również na półce dziecięcej. Nieporadnie skonstruowane zdania, wątpliwej treści przekaz (np. wyzywanie bohaterów od głupków), brzydki język, okropne obrazki, niechlujne wydanie – to elementy, które książkę dyskwalifikują.
Pisałam o tym niedawno w tekście 11 wskazówek, jak wychować dziecko, które będzie potrafiło spełnić swoje marzenia:
Dbajmy o jakość książek: dobrze wydane, zawierające ciekawe i mądre treści oraz ładne ilustracje. Przed zakupieniem lub wypożyczeniem warto zajrzeć, co jest w środku, niestety często zdarza się, że książki dla dzieci są napisane nieciekawym językiem i niosą dziwny, niezrozumiały przekaz. To dobra droga do zniechęcenia dziecka do książek.
Moja starsza córka już to najwyraźniej zrozumiała, czego wyraz dała TUTAJ. („Mamo, nie! Absolutnie! Książki Holly Web o jakiś dziwnych kotkach i pieskach są infantylne i źle wpływają na psychikę dziecka!! Nie zgadzam się, żeby moja siostra czytała takie książki!”).
Książki, które otrzymałam od Wydawnictwa Raducha są godne polecenia i zarówno ja, jak i moja starsza córka dajemy młodszej zielone światło na ich lekturę 🙂
Niosą ze sobą wartościowe treści. Są napisane ładnym językiem. Mają elementy humoru. Zawierają ciekawą fabułę, puentę oraz dialogi, których uczestnicy, mimo że są zwierzętami, zwracają się do siebie z szacunkiem i kulturą osobistą. A w tym wszystkim mają solidny papier, ładne rysunki i ciekawą grafikę.
Na moje oko, przygody z serii „Zagadki jeża Pepe”, bo o nich dziś piszę, najbardziej trafią do dzieci w wieku 6-9 lat. Cofam do tyłu wstecz tę sugestię. Odezwało się co najmniej kilkoro rodziców o wiele młodszych dzieci, którzy rekomendują tę książkę również dla 3 i 4-latków 🙂 Informacje, gdzie można te książki kupić znajdują się na stronie wydawnictwa raducha.pl.
Na koniec ostatni dialog z hasłem „książka”, który już kiedyś cytowałam na Facebooku, ale wiem że nie każdy z Was korzysta z tego portalu, a nawet jak korzysta to mógł przegapić 😉
*
Ośmiolatka przychodzi do mnie zatroskana:
— Co się stało? — pytam.
— Bo pani z biblioteki dała mi strasznie starą książkę, jeszcze z tysięcznego roku, i porwała mi się jedna kartka…
*
Ach, to pokolenie dzieci urodzonych w zupełnie innym niż rodzice tysiącleciu 🙂