Krnąbrne dziecko to powód do radości

Czy lubisz, gdy ktoś wydaje Ci rozkazy, wywiera na Ciebie presję lub nacisk?
Bo ja nie znoszę. Nie dziwi mnie więc, że moim dzieciom również to się nie podoba.

Chcemy mieć dzieci posłuszne, pokorne i uległe w domu, ale odważne, asertywne i harde na podwórku, w szkole, a potem w pracy.

A tak się nie da. Cechy osobowości, postrzeganie świata i swojej w nim „roli” kształtują się w pierwszych latach życia. Bojaźliwe dziecko raczej nie wyrośnie na walecznego dorosłego.

Dlatego, zanim znów będziesz narzekał na krnąbrność swojego dziecka, to że ma cięty język, dyskutuje z Tobą, buntuje się, broni swoich praw, wybiegnij myślami w przyszłość i odpowiedz sobie na pytanie: jakie chcesz wychować dziecko?

Bo ja chcę, żeby moje córki były pewne siebie i swojej wartości, umiejące myśleć niezależnie, śmiało wyrażać swoje zdanie oraz umieć protestować, gdy dzieje im się krzywda (vide: Jak rozmawiać z dzieckiem o zagrożeniu związanym z wykorzystaniem seksualnym oraz Dlaczego moja córka nie będzie ofiarą mobbingu i molestowania.).

Pozwalam dzieciom podejmować różne decyzje 

Dlatego, odkąd były małe, pozwalałam im decydować o sobie, albo przynajmniej dawałam im złudzenie, że tak jest. 🙂 Tak aranżowałam sytuację, że czuły, że mają moc sprawczą i wpływ na otaczającą rzeczywistość.

Przykładowo, kiedy chciałam, żeby 4-latka ubrała się do przedszkola, raczej nie mówiłam:

– Nałóż to ubranie.

Bo kończyło się to zwykle buntem i kwestionowaniem mojej propozycji. Kładłam więc do wyboru dwa zestawy i proponowałam:

–  Które rajstopy dziś wybierasz: czerwone czy zielone?

– Czerwone! – wykrzykiwało z dumą dziecko.

To ona decyduje, jakie rajstopy i sukienkę dziś nałoży. Jest władczynią swojego outfitu! 🙂

Dziś, po wielu latach podejmują wiele różnych decyzji i pozwalam im na swobodne wybory związane z różnymi aktywnościami dopóty, dopóki nie szkodzą swojemu zdrowiu (zostając przy przykładzie ubraniowym: odradzam więc cienkie rajstopy w styczniu). Chcę, żeby nauczyły się, że określone działania albo zaniechanie działań wiążą się z określonymi konsekwencjami.

Dopuszczam dzieci do wyrażania swojego zdania

Od zawsze pozwalaliśmy dzieciom uczestniczyć w naszych rozmowach, dyskusjach, dzielić się swoimi spostrzeżeniami, sugestiami. Chyba, że tematyka dotyczyła spraw typowo dorosłych, ale tych po prostu nie poruszaliśmy przy dzieciach. Nie uciszaliśmy ich (z wyjątkiem sytuacji, w których zachowywały się niekulturalnie – to nigdy nie było mile widziane), traktowaliśmy dzieci jak pełnoprawnych uczestników rozmowy.

Ach! Nierzadko dziś wzdychamy z mężem, obserwując nasze wygadane córki i mamy ochotę krótkim:

– Milcz, dzieci głosu nie mają! – przywrócić je do pionu i udzielić reprymendy za wtrącanie się w dorosłe rozmowy!

Ach! Ile razy przeszła nam przez głowę myśl:

– Jak dobrze byłoby mieć posłuszne, cichutkie, podporządkowane, usłużne dzieci, którym wystarczy jedno słowo, a dzieje się, to czego wymagamy!

Nie to, co u nas. Ciągłe negocjacje, dyskusje, polemiki, szermierki słowne, pertraktacje, obrady. Ale gdzie mają się tego wszystkiego nauczyć, jak nie w domu?

*

A więc nasze córki doskonale zdają sobie sprawę z własnych praw: prawa do własnego zdania, wyrażania opinii, pogladów. Ale żeby to sensownie funkcjonowało, żeby nie poprzewracało im się w głowie, potrzebne jest małe… przywrócenie ich do pionu. 🙂

Moje dzieci, oprócz praw, mają też swoje obowiązki

Od lat córki mają swoje codzienne obowiązki domowe, którymi dzielą się na zasadzie dyżurów, które same uzgadniają i tak:
– wyjmują naczynia ze zmywarki  i rozkładają je po szafkach: takie czasy, my z moją siostrą ze Sweetshoop miałyśmy dyżury w myciu naczyń! 🙂
– rozwieszają, zdejmują i segregują czyste pranie,
– dbają o porządek w swoich pokojach.

Oprócz tego, co jakiś czas angażują się w różne doraźne pomoce, na przykład nakrywanie stołu przed dużymi rodzinnymi imprezami, prace sezonowe na podwórku itd.

Nie zapomnę jak kiedyś, gdy poprosiłam, żeby pomogły mi coś zrobić w ogrodzie, obie odeszły na bok, coś ze sobą skonsultowały, po czym wróciły do mnie z pytaniem:

– Mamo, czy to nie jest przypadkiem WYZYSK DZIECI?

Co jakiś czas, gdy mają wykonać swoje stałe obowiązki domowe, któraś protestuje:

– Dlaczego mamy to robić? Czy to nie jest aby przypadkiem wykorzystywanie dzieci? Jakim prawem każesz nam to robić? Przecież my jesteśmy dziećmi! Powinnyśmy mieć czas na zabawę i beztroskę!

Któregoś dnia znalazłam argument nie do zbicia i poinformowałam moje latorośle:

– Zgodnie z art. 91 § 2 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, dziecko ma obowiązek pomocy rodzicom we wspólnym gospodarstwie, o ile mieszka u nich i pozostaje na ich utrzymaniu.

Art. 91 § 2.
Dziecko, które pozostaje na utrzymaniu rodziców i mieszka u nich, jest obowiązane pomagać im we wspólnym gospodarstwie.

Gdy córki dowiedziały się o tym, odetchnęły z ulgą. Skoro prawo tak mówi, to zmienia postać rzeczy – zdawała się mówić ich mina. Najgorsza bowiem jest dla nich świadomość, że moglibyśmy coś im KAZAĆ i je wykorzystywać.

Ilekroć ktoś z nas powie:

– Wyjmij naczynia ze zmywarki.

– ZA CHWILĘ – odpowiada kategorycznie, chcąc podkreślić, że to ONA zdecyduje, kiedy ten moment nastąpi.

Kusi, żeby powiedzieć wtedy:

– NATYCHMIAST to zrób.

Ale czy chcę dawać dziecku przekaz pod tytułem:

Nie możesz mieć własnej woli.
Tylko ja mogę decydować o tobie.
Jak tego nie zrobisz, zmuszę cię.

Czy chcę? Nie.

Zwłaszcza, że zarówno dziecko, jak i ja wiemy, że ten moment nastąpi, że wyjmie dziś te naczynia. Bo wie, że to jej OBOWIĄZEK, że taka była UMOWA, że takie w naszym domu panują ZASADY. A niewywiązanie się z zasad skutkuje określonymi KONSEKWENCJAMI.

Kiedy np. nadchodzi wieczór i senna pannica udaje się spoczynek i jedyne, o czym marzy, to wtulić się w ramiona Morfeusza, znacząco zerkam na miskę z praniem. To tak zwana naturalna kara: nie zrobiłaś tego wcześniej, zrobisz to więc teraz, kosztem snu.

Rodzice są też od tego, żeby pokazać dzieciom, że świat nie zawsze jest po ich myśli

Oczywiście, że moje córki słyszą czasem od nas:

– Nie i koniec.

Dziecko musi wiedzieć, że świat nie zawsze spełnia jego oczekiwania. Gdy widzę, że zbyt długo siedzą przed telefonem, komputerem czy telewizorem, sygnalizuję tonem nieznoszącym sprzeciwu, by oddaliły się od urządzenia.

– A może ja właśnie chcę działać na swoją szkodę? Może chcę, żeby smartfon wypalił mi mózg? Mam to tego prawo, bo to mój mózg! – zdarza mi się słyszeć.

– Otóż nie. Jesteś moim dzieckiem i jestem zobowiązana, zgodnie z artykułem Art. 96. § 1. 🙂 troszczyć się o twój fizyczny i duchowy rozwój. Jeżeli pozwoliłabym ci siedzieć godzinami przed smartfonem, niewiele by z ciebie zostało.

Art. 96.§ 1.
Rodzice wychowują dziecko pozostające pod ich władzą rodzicielską i kierują nim. Obowiązani są troszczyć się o fizyczny i duchowy rozwój dziecka i przygotować je należycie do pracy dla dobra społeczeństwa odpowiednio do jego uzdolnień.

Czasem, wiedząc, że to dla ich dobra, robimy coś wbrew ich woli

Od lat mamy w weekend tradycję wychodzenia na spacery lub rowery do lasu. Co jakiś czas któraś z córek (albo obie) buntuje się i mówi, że tym razem nie pójdzie. Jednak my upieramy się i kategorycznie każemy im ze sobą iść. Wiemy, że ZAWSZE wracają z tych spacerów zadowolone. Przez pierwsze minuty marszu są wściekłe, CIERPIĄ, patrzą na nas wzrokiem osób nieomalże upokorzonych i gdyby ich wzrok mógł zabijać, bylibyśmy martwi.

Jednak już po chwili zapominają o złości i hasają wesoło po lesie udając, że jesteśmy właśnie w środku filmu „Władca Pierścieni” czy gry „Wiedźmin”. 😉 Wracają dotlenione, zdrowsze, pełne energii.

Jednak takich sytuacji, w których zmuszamy je do czegoś, jest niewiele i odnoszą się zwykle do ich zdrowia (nie pozwalamy na przykład objadać się tonami niezdrowego jedzenia) oraz bezpieczeństwa, zwłaszcza zachowania w internecie, pisałam o tym w cyklu Dialogi o cyberświecie (i nie tylko).

Zwykle pozwalamy im o sobie decydować, z naciskiem na to, że poniosą konsekwencje swoich wyborów.

Obserwując dziś moje krnąbrne córki, oddycham z ulgą, bo wiem, że nikt ich w życiu nie zdominuje. Że gdy natrafią na szefa lub partnera grożącego, apodyktycznego, karcącego, dyskryminującego, mobbingującego będą potrafiły mu się przeciwstawić. Że szacunek wobec autorytetów – owszem jest ważny, ale gdy „autorytet” przekracza granice, należy reagować.

*

Rozpoczęłam od przykładu o ubraniach, na koniec więc podzielę się z Wami rodzinnym dialogiem, który kiedyś rozbrzmiał w naszym domu:

Starsza córka zwraca się do młodszej siostry, zerkając na mnie znacząco:

–  Ty to masz dobrze. Czuwam nad twoją fryzurą i ubraniem. Bo jak popatrzę na swoje zdjęcia klasowe sprzed kilku lat, kiedy byłam w twoim wieku, to po prostu brak słów…

🙂

Komentarze: