.
– Cześć Turek, z tej strony Natalia.
– Cześć? – odparł niepewnie, jakby pytał. Nie miał mnie zapisanej w telefonie, ba, nawet nie wyświetlił mu się żaden numer, bynajmniej nie dlatego, że zastrzegłam go i byłam „nieznajomą”. Był 1998 rok, nie mieliśmy wtedy telefonów komórkowych, dzwoniłam ze stacjonarnego.
– Znamy się z „Metra” – wyjaśniłam, nie mając na myśli musicalu, lecz klub muzyczny, w którym oboje często bywaliśmy. – Dwa razy rozmawialiśmy przez chwilę – dodałam.
– Aha, cześć – odparł uprzejmie.
Wciąż nie miałam pewności, czy mnie kojarzy. Skoro nie kojarzy, nie zrobiłam na nim piorunującego wrażenia. Wycofać się? Nie.
– Jestem przyjaciółką Ani, która podoba się twojemu przyjacielowi. Zawsze chodzimy razem – dodałam ja, 17-letnia.
– Tak, pamiętam cię – odparł uprzejmie po raz drugi on, 23-letni.
– Pewnie jesteś zdziwiony, dlaczego dzwonię do ciebie i skąd mam twój numer – zaśmiałam się, trochę nerwowo, trochę nieśmiało.
– Trochę tak.
– Przecież ty mi go nie dałeś, prawda? – spytałam głupio.
Milczał, a ja bojąc się ciszy, szybko ją zagadałam.
– Powiem wprost: od tygodnia myślę o tobie, jakoś tak wszedłeś mi do głowy, ujął mnie twój uśmiech, optymizm, pogoda ducha* i codziennie przychodziłam do „Metra”, żeby tam cię spotkać, ale niestety nie było cię ** – zaczęłam tłumaczyć. – Aż wczoraj wieczorem w końcu spotkałam Andrzeja i poprosiłam, żeby dał mi twój numer telefonu. Mam propozycję: spotkajmy się dziś. Co ty na to? – wypaliłam.
– Dziś?
– Tak, o 19? W „Castelu”? – wskazałam na kawiarnię znajdującą się nieopodal „Metra”.
Milczał.
– Zgódź się – powiedziałam w myślach.
– Mam na dziś inne plany – odparł.
Szach mat. Nie będę proponować jutra ani innego dnia. Aż tak natrętna nie jestem.
– Rozumiem. A więc do zobaczenia któregoś dnia, a raczej wieczora, w „Metrze” – już miałam rzec, próbując nie dać po sobie znać, że mi przykro z powodu kosza.
– Ale zmienię je. Do zobaczenia o 19 w „Castelu” – usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
– Aaaaaaa! Serio?! Super!!!! – już chciałam krzyknąć, ale powstrzymałam się.
– Cieszę się, do zobaczenia – rzekłam i odłożyłam słuchawkę na widełki. 😀
Spotkaliśmy się i dziś od tamtego dnia minęło 19 lat. Gdy piszę ten tekst, „Turek” kąpie naszego rocznego syna, przypatruje się temu nasza 12-letnia córka, a starsza 17-latka jest na randce ze swoim chłopakiem. 😀
* owszem, Turek wciąż umie się uśmiechać, żartować i zachowywać pogodę ducha, ale nie znam większego malkontenta i czarnowidza niż on. Ot, jak pozory mylą. 🙂
** Nie wydawało się wówczas to aż tak bardzo dziwne, bo miejcie, Drodzy Czytelnicy świadomość, że był 1998 rok, nie było wtedy fejsbuka, instagrama, linkedina, za pośrednictwem których mogłabym go znaleźć go w sieci, został mi więc tylko świat rzeczywisty!
Inny fragment tej historii opowiadałam Wam dwa lata temu w tekście Nie oświadczył mi się, co jest ze mną nie tak? – do którego natchnęło mnie pytanie, które zadały nam córki. Pytanie, które pewnie często zadają rodzicom dzieci, czyli: „Jak się poznaliście”. Kto nie czytał, zapraszam do lektury.
Brzmi jak historia z happy startem i happy endem. Oczywiście środek filmu nie obfituje w momenty wyłącznie romantyczne i komediowe, bywa dramatycznie! Nie ma pory roku, żeby któreś z nas nie googlowało mieszkania na wynajem, do którego wyprowadzi się od tego „wstrętnego dziada” lub tej „ohydnej baby” – jak każde z nas nazywa sobie szeptem w głowie w nerwach drugą „połówkę”.
Przy okazji „połówek”, dialog:
Ja: (delektując się smakiem owoca) – Przepyszne jabłko, prawda?
On: (z kwaśną miną, niedowierzając) – Co? Ohydne!
(po chwili) ZONG! My chyba nie jesteśmy połówkami tego samego jabłka!
Życie w związku to nie je bajka – trudno żyć razem, pozostając przecież zupełnie odrębnymi ludźmi, ze swoimi przyzwyczajeniami, temperamentem, uczuciami, przemyśleniami i nerwówką dnia codziennego. A potem nagle, któregoś dnia znów siedzimy razem i o czymś sobie z przejęciem opowiadamy i nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że moglibyśmy żyć bez siebie. Jednak 19 lat bycia razem to kawał czasu. Więcej niż połowa mojego życia. I mam nadzieję, że za 10 lat wciąż będę z uśmiechem wspominać pierwszą randkę z Turkiem. A on, gdy 12 września 2028 roku spojrzę na kalendarz i krzyknę:
– To niesamowite! Czy dasz wiarę, że dokładnie 30 lat temu poszliśmy na naszą pierwszą randkę?
odpowie, pół żartowniś, pół maruda:
– Dlaczego ty to cały czas, co roku, WYWLEKASZ?
🙂