Trzy historie o młodości wynikającej nie z metryki, lecz ze stanu ducha.
Wiecznie młoda prababcia / czerwiec 1978
— Wnusiu, patrzysz teraz na starą kobietę, a ja wciąż jestem tą samą dziewczyną, którą byłam, mając tyle lat co ty teraz! Widzisz pomarszczoną staruszkę, a we mnie wciąż jest ta sama młoda 20-letnia dziewczyna. Patrzę na te swoje pomarszczone dłonie, twarz, a w środku mam tyle energii, że mogłabym biec, tańczyć, całować..
Prababcia kilka dni po tym jak powiedziała to mojej mamie, umarła. Ale te jej słowa, a wraz z nimi ona, wciąż w nas żyje.
Stand up, guys!/ maj 2013
Niedawno oglądałam film „Stand up guys”. Świetny, bez wątpienia dlatego, że rolę głównych bohaterów grają trzej genialni aktorzy: Al Pacino, Christopher Walken i Alan Arkin. Ale jakież oni grają postacie! Trzech mężczyzn, którzy mimo metryki i konwenansów, korzystają w pełni z uroków życia. Patrzysz na nich i mimo, że widzisz trzech panów grubo po siedemdziesiątce: pomarszczonych, siwych, chorych, to bije z nich tak młodzieńcza energia, chęć życia i wigor, że chcesz wsiąść z nimi w ten samochód, konie kraść i bawić się. Mają w sobie więcej młodości, niż niejeden młodzieniec.
Zabawa z mężczyzną z poczekalni / czerwiec 2013
Wczoraj, w poczekalni u laryngologa oddałam się lekturze „Kongresu Futurologicznego” Lema.
— Dzień dobry — przywitał nas, pacjentów czekających pod gabinetem lekarza, wchodzący do poczekalni mężczyzna, na oko 75-letni. Od razu ujął mnie tym powitaniem. Ludzie coraz częściej udają, że nie widzą innych, nie zagadują, a jeżeli już to unikając kontaktu wzrokowego, samotni w tłumie.
Kiedy nadeszła moja kolej wejścia do gabinetu lekarza, mężczyzna zaczepił mnie:
— Czy byłaby pani tak uprzejma i zostawiła mi tę książkę na czas swojej wizyty?
— Oczywiście — odpowiedziałam zaskoczona i wręczyłam mu książkę.
— Zaraz, chwileczkę, muszę sprawdzić, na której stronie skończyłam czytać, zaraz wypadnie z niej zakładka — dodałam.
— Skończyła pani na 103 stronie. Zacznę czytać od 104 — powiedział zupełnie poważnie, tak jakby praktyka czytania książek, w których czytelników łączy coś na kształt wspólnej świadomości była powszechnym zwyczajem.
Uśmiechnęłam się .
Kiedy po kilkunastu minutach wyszłam z gabinetu, mężczyzna wstał i wręczając mi książkę, rzekł, patrząc mi prosto w oczy:
— Skończyłem na 116.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem, rozumieliśmy się bez słów, miałam kontynuować czytanie od strony 117.
Sytuacja jak z opowiadań Lema! Choć akurat w „Kongresie futurologicznym” książek się nie czyta, a połyka, stąd nie księgarnie a sięgarnie – od sięgania po fiolki. Dzieci uczą się zasad pisowni, pijąc syropki ortografinowe, dorośli zaś, siegając po dantynę są przekonani, że są autorami Boskiej Komedii.
Przez następne kilka godzin chodziłam cała w skowronkach. Takie sytuacje jak ta, czyli w której mogę podjąć z kimś grę, zabawę z pogranicza fikcji, żartu, absurdu, do przeprowadzenia której wystarczy uruchomić wyobraźnię i dobry humor, a którą część ludzi zinterpretowałaby jako „wariactwo i dziwactwo”, dodają mi skrzydeł. Fakt, że ten pan był ode mnie starszy o 40 lat, nie miał żadnego znaczenia. Miał w sobie wciąż tego młodego chłopaka, którym był, mając 20 lat. Nie pogrzebał młodości, jego duch nie zestarzał się tak jak ciało. Czego sobie i Wam życzę.