„Matko, nie musisz być idealna i masz prawo do uczucia złości – to może uchronić cię przed depresją” – rozmowa z psychoterapeutą

01

fot. Mały Kadr

Zapraszam dziś na dwie ważne rozmowy. Z psychoterapeutą, psychiatrą i psychologami rozmawiam m.in. o tym, dlaczego tłumienie uczucia złości może doprowadzić do depresji poporodowej i dlaczego tak ważne jest, żeby mama miała szansę czasem odetchnąć od dziecka – również dla jego dobra. Zwłaszcza, że jak się dowiedziałam, i wciąż to we mnie rozbrzmiewa, zwykle gdy matka ma depresję, dziecko też ma depresję. 

Najpierw zapraszam na rozmowę z Panem Jackiem Bidą: psychiatrą, psychoterapeutą i terapeutą rodzinnym.

Natalia Tur: Jak odróżnić baby blues od depresji poporodowej?

Jacek Bida: Baby blues dopada mnóstwo kobiet: 80% i jest związany z burzą hormonalną. Pojawia się poczucie straty, smutku, niepokoju, drażliwości. Zwykle nasila się piątego dnia po porodzie, a samoistnie ustępuje czternastego dnia. Jednakże z tych 80% u 10-15% w ciągu miesiąca może rozwinąć się w pełnoobjawową depresję. Depresja może też pojawić się później, czasami nawet dopiero pół roku po porodzie. Podczas baby blues matka czuje się słabo, ale nie traci emocjonalnego kontaktu z dzieckiem. W depresji zwykle ten kontakt traci, choć często udaje przed światem, że tak nie jest. Jest jeszcze depresja w samej ciąży – na początku się pojawia i ustępuje w drugim trymestrze aby powrócić przed porodem.

Czy na depresję poporodową można spojrzeć jak na „zwykłą” depresję?

Objawy są podobne: spowolnienie energii, bywa, że poczucie zupełnego wyssania z sił i emocji, drażliwość, nerwowość, obniżenie nastroju: sprawy, które wcześniej radowały, teraz nie cieszą. Poczucie bezsensu, osamotnienia. Niektórym się wydaje, że tak „musi tak być” – zwłaszcza przy narodzinach pierwszego dziecka. Tymczasem to wcale nie musi tak być. „Musi być” to co najwyżej baby blues, który dopada prawie każdą kobietę.

Czytałam kiedyś, że gdy mama jest w depresji, ma „zamrożoną” mimikę twarzy i dziecko, nawet bardzo malutkie, czuje to.

Tak, jest to związane z istnieniem neuronów lustrzanych. Dzięki nim: gdy rodzic wykona jakiś grymas, dziecko często odpowiada tym samym grymasem. I odwrotnie: my, patrząc na niemowlę naśladujemy jego mimikę. Dziecko dzięki temu uczy się rozpoznawać różne emocje. Gdy mama jest zamrożona w depresji to dziecko ma kłopot z rozpoznawaniem emocji, również w życiu dorosłym. Co więcej: coraz więcej mówi się o tym, że gdy matka ma depresję, dziecko też ma depresjęRozwija się gorzej i jest ubogie emocjonalnie. Owszem, intelektualnie może być wszystko w porządku – i potem w dorosłości to dziecko może zostać prezesem firmy, ale cały czas żyć w poczuciu zagrożenia: że coś nie wyjdzie, że się nie sprawdzę. Intelekt emocjonalny jest równie ważny jak ten powszechnie rozumiany intelekt – jeżeli to nie współgra ze sobą, to w życiu zwykle nie dzieje się dobrze.

Nazywanie emocji jest tak ważne?

Bardzo. Od początku życia dziecka warto, mówiąc do niego, nazywać emocje: mówić o tym, co się do niego czuje i nazywać jego zachowania: „Widzę, że jesteś zdenerwowany/ smutny/ szczęśliwy/ wściekły/ rozbawiony/ podekscytowany”. Nawet jeżeli dziecko jeszcze tego nie rozumie, nie jest w stanie pojąć tego intelektem, to warto to robić: bo to porządkuje dziecko, daje mu poczucie bezpieczeństwa. Dziecko czuje emocje całym sobą, nie tylko mózgiem, ale i całym ciałem: szybciej bije mu serduszko, przyspiesza się oddech i ono tego nie rozumie i nawet miła emocja może go przerazić. I po to jest rodzic, żeby to wszystko porządkować.

Czy może Pan powiedzieć coś więcej o „zamrażaniu emocji” przez osoby w depresji?

Zwykle zamraża się emocję złości. A tłumienie złości często przeradza się w depresję. Tymczasem przecież nietrudno o złość, gdy się jest rodzicem. Gdy ciąża jest niechciana, nieplanowana, łatwiej się przyznać do złości i ją wyrazić: „Argh, musiałam przerwać studia, pracę itd”. W efekcie ryzyko depresji mniejsze. Tymczasem gdy ciąża jest wyczekiwana, chciana, planowana, a po porodzie pojawia się złość, wiele matek chce to ukryć i dlatego zamraża to uczucie.

A przecież rodzic ma prawo do złości, prawda?

Oczywiście. Każdy rodzic ma prawo do uczucia złości, ale nie może to być złość przemocowa. A zaniedbanie: czyli niespełnienie potrzeb dziecka, nienakarmienie, nieprzewinięcie też jest rodzajem przemocy. Chłód emocjonalny również.

Co zrobić, żeby tej złości nie mrozić? Co ma zrobić mama, która czuje złość do dziecka?

Mówić o niej – nazywać ją. Uświadamiać ją sobie i akceptować ją w sobie. Prosić otoczenie o pomoc i wsparcie. Co jakiś czas odetchnąć od opieki nad dzieckiem. Wyjść z domu na spotkanie z koleżanką, na kawę, do kina, do parku czy zrobić coś, na co ma ochotę i zostawić dziecko w bezpiecznych rękach: męża, rodziny lub przyjaciół. I to: wychodzenie z domu i posiadania czasu „dla siebie” jest prewencją depresyjności kobiet.

Powiedział pan, że gdy matka ma depresję, dziecko też ma depresję. Jestem wstrząśnięta.

Mózg kobiety dostraja się do mózgu dziecka i odwrotnie: mózg dziecka dostraja się do mózgu matki. Gdy matka jest spokojna, dziecko zwykle też jest spokojne. I odwrotnie. Im bardziej niespokojna, płaczliwa i drażliwa jest mama, tym bardziej niespokojne, płaczliwe i drażliwe jest dziecko. Kolki – często powstają właśnie na tle nerwowym i są objawem depresyjności mamy. Powstają z napięcia i dręczenia lękiem siebie, a więc w pewnym sensie i dziecka np. tym „czy wystarczająco dużo zjadło”? A dziecko czuje to napięcie. Kolka to napięcie mięśniowe i zwykle bierze się z napięcia mamy.

Zaniepokojona mama to zaniepokojone dziecko?

Tak. Dziecko czuje emocje całym sobą. Gdy matka czuje niepokój, dziecko też czuje niepokój. I gdy przytula je w takim stanie, raczej na pewno nie da mu ukojenia, co więcej: jego płacz może się nasilić. W fizycznym dotyku dziecko czuje ten niepokój matki, np. szybsze bicie serca. W takich sytuacjach lepiej, żeby to tato brał na ręce dziecko. Dziecko jest w stanie, trzymane na rękach u osoby spokojnej, dostroić się do tej osoby i stać się spokojne. Zwalnia mu serduszko i uspokaja się, mając świadomość, że może czuć się bezpiecznie. Coraz więcej mówi się – co mnie bardzo cieszy – o roli ojców i tym, jak ważne jest ich zaangażowanie w opiekę nad dzieckiem. U ojców też wytwarza się oksytocyna – gdy trzymają dzieci na piersi i przytulają je. Obecność ojców w życiu dziecka ważna jest i dla dziecka i dla matki, która potrzebuje wsparcia.

Czy kobiety karmiące piersią, ze względu na wytwarzanie większej ilości oksytocyny, są mniej narażone na depresję poporodową?

Jest taka teza. Mówi się, że oksytocyna jest hormonem miłości i przywiązania, więc wpływa też na więź, jaka tworzy się między matką a dzieckiem. A dobra, bezpieczna więź na ogół zabezpiecza przed depresją. Jeżeli na depresję spojrzymy jako na poczucie osamotnienia i samotność w cierpieniu, to bliska więź z drugim człowiekiem, tu dzieckiem, może przed depresją zapobiec.

Gdy matka jest w depresji często nie ma siły opiekować się dzieckiem.

Tak, choć często ukrywa to. Co więcej, mózg zdrowej matki, niechorującej na depresję, dostraja się do mózgu jej dziecka i zwykle bez problemu odczytuje potrzeby dziecka. Jest w stanie rozpoznać po rodzaju płaczu: czy to senność, czy głód, potrzeba bliskości czy mokra pieluszka. Matka w depresji może mieć problem z odczytaniem tych potrzeb. Tymczasem gdy dziecko coś sygnalizuje, trzeba rozpoznać tę potrzebę i od razu pójść za nią. Ssaki naczelne, z których się wywodzimy, już tak już mają: trzeba się nimi zająć. Dziecko ssaków naczelnych musi być zaopiekowane permanentnie.

Do czego może doprowadzić niezaspokojenie potrzeb dziecka?

Dziecko uczy się, że na jego płacz, którym sygnalizuje potrzebę, nie ma reakcji, a z tego rodzi się poczucie braku wpływu na otaczającą rzeczywistość i sprawczości, niskie poczucie samooceny.

Bardzo krzywdzącym mitem jest mówienie, że „dziecko musi się wypłakać” –  podobnie jak ten,  żeby nie brać często dziecka na ręce czy nie kołysać „bo się przyzwyczai”. Dziecko ma taki układ współczulny, że nie jest w stanie wyhamować swojego płaczu bez przytulenia. A jeżeli go brak, to hamuje go na siłę np. przez zatrzymanie, właśnie w postaci kolek.

Dlatego tym bardziej warto, odkrywszy, że coś się jest nie tak (ze mną lub moją przyjaciółką, siostrą, żoną) iść czym prędzej do specjalisty, prawda? Bo nie dość, że depresja poporodowa jest bardzo szkodliwa i krzywdząca dla matki, to również dla dziecka?

Tak, depresja rani matkę i całą rodzinę. Nie zwlekajmy, nie bójmy się iść do specjalisty i prosić o pomoc. Bardzo niebezpiecznym zjawiskiem, do którego może doprowadzić zbagatelizowanie depresji jest tzw. samobójstwo rozszerzone: matka w poczuciu beznadziei i strachu przed zagrażającym światem, w którym nie widzi żadnej nadziei, zabija siebie i dziecko i robi to „dla jego dobra”.

Domyślam się, że są różne stadia depresji: czasem nie ma wątpliwości, że jest źle: kobieta nie wstaje z łóżka, odrzuca dziecko. A czy może zdarzyć się, że kobiety maskują depresję? Ukrywają się? Czy może Pan wskazać jakieś sygnały, które mogłyby zaniepokoić bliskich?

Niepokój bliskich powinna wzbudzić nagła ZMIANA w zachowaniu matki.
Na przykład nagle staje się wyjątkowo pedantyczna i perfekcyjna: chce zaprezentować się jako „super idealna matka, której nic nie można zarzucić”.
Lub nagle zaczyna brać na siebie więcej obowiązków: żeby pokazać, że ze wszystkim sobie dobrze radzi i zamaskować fakt, że tak naprawdę nie radzi sobie.
Albo nagle ucina wszelką pomoc: od męża, którego wygania do pracy czy od mamy lub teściowej, której już nie zaprasza do domu – bo chce ukryć się przed światem i w spokoju pochlipać sobie w poduszkę lub zalec na łóżku. Bo nie ma siły już udawać, że wszystko jest w porządku.
To też duża drażliwość i czepialstwo, np. o to że mąż wybrał złe pieluchy, upieranie się, że wie się najlepiej.
To wszystko może wskazywać na to, że jest to rodzaj MASKI, którą matka nakłada.
Również takie sygnały oderwania od rzeczywistości: nagle wypadająca z ręki butelka, nieporadność, nieobecność „tu i teraz”, zapominanie o różnych sprawach, chudnięcie, nadmierna senność, nadmierna drażliwość.
Innym sygnałem może być pojawienie się nagle zespołu natręctw, np. natrętne sprawdzanie, czy aby na pewno dokładnie uprało się ubranka albo wielokrotne sprawdzanie, czy zapięta na agrafkę pieluszka nie rani dziecka.

Gdy mamy podejrzenie, że kobieta może mieć depresję, co robić? Dokąd iść?

Przede wszystkim powinniśmy z kobietą rozmawiać i jej towarzyszyć. Pytać, słuchać, interesować się, być życzliwym, próbować odciążyć. Jeżeli to nie pomaga to oczywiście trzeba iść do specjalisty: psychologa, psychiatry lub psychoterapeuty: do nich nie trzeba mieć skierowania. Może warto, żeby mężczyzna zorganizował opiekę nad dzieckiem, wziął swoją żonę lub  partnerkę za rękę i towarzyszył jej podczas tej wizyty? Naprawdę warto, nie bójmy się tego. Taka wizyta może uchronić nas przed wielkim nieszczęściem.

Czy depresja poporodowa może sama minąć?

Może, choć nie musi. Depresja nieleczona trwa dłużej i istnieje większe ryzyko nawrotów niż przy depresji leczonej. Depresja poporodowa może sama minąć, ale ile po drodze szkód może wyrządzić – dla matki, dziecka i całego otoczenia…

I im dłużej będzie trwała, tym bardziej będzie szkodzić…

Użyłbym tu metafory drzazgi: jak wbije nam się drzazga, to warto ją szybko wyjąć: owszem będzie boleć, gdy się dłubie w skórze tą szpilką i dezynfekuje, ale gdy wyjmiemy ją, palec szybko nam się zagoi. Można też ją zostawić, udawać, że jej nie ma i czekać aż palec zropieje i drzazga razem z tą ropą wypłynie. Trwa to dłużej, rana się jątrzy, jest większy dyskomfort i może dojść do zakażenia. Im wcześniej wyjmiemy drzazgę, im wcześniej wyleczymy depresję, tym lepiej. 

050403

05a

02

fot. Mały Kadr

Pan Jacek Bida, tak jak i moje rozmówczynie, z którymi wywiad publikuję poniżej, współpracują z Centrum Ochrony Dziecka i Rodziny w Białymstoku, czyli profesjonalną placówką terapeutyczną, oferującą bezpłatną pomoc dzieciom, młodzieży i rodzinom. W skład zespołu wchodzą psychiatrzy, psychologowie, pedagodzy, psychoterapeuci, terapeuci, terapeuci rodziny. Oferują pomoc rodzinom i dzieciom, prowadząc terapię indywidualną i grupową oraz konsultacje. Może przyjść do nich każdy rodzic, który potrzebuje wsparcia, wysłuchania, porady, towarzyszenia, konsultacji. Rodzic, który czuje, że ma problem, z czymś sobie nie radzi, ale też i taki, który radzi sobie, ale ma wątpliwości, na przykład nie wie, jak reagować na bunty dziecka: dwulatka, trzylatka, nastolatka. Karać? Nagradzać? Jak stawiać granice? itd. Oprócz spotkań indywidualnych, prowadzone są również cykliczne grupy dla rodziców dzieci w różnym wieku.

CODiR zostało powołane przez  Oddział Białostocki Polskiego Stowarzyszenia Pedagogów i Animatorów KLANZA w 2006 roku. Obecnie działa w Białymstoku przy ul. Gajowej 79, tel. 85 652 54 94, codir.bialystok.pl.

Podobne placówki istnieją na terenie całej Polski. Jedyny problem, to że bardzo mało osób wie o ich istnieniu!  A oferta – i to bezpłatna – jest naprawdę świetna. Informacje o nich można znaleźć TUTAJ.

*

Tymczasem zapraszam na jeszcze jedną rozmowę: z psychologami i terapeutami CODiR: Agatą Lulewicz, Anną Tuszyńską i Katarzyną Kłubowicz.

Nishka: Kilkanaście dni temu napisałam tekst zachęcający do tego, żeby postarać się być „beztroską mamą niemowlęcia” i mniej narzekać. Przyznam, że pisałam go będąc pod wpływem dużego wyrzutu oksytocyny i wszystko widziałam w różowych kolorach. Po kilku dniach dopadł mnie straszny psychiczny dołek, wylałam litry łez –  tak się pewnie u mnie objawił baby blues – i dręczyłam się potwornymi wyrzutami sumienia na myśl o tym, że „zabroniłam” matkom narzekać. Jak panie sądzą: jaką rolę ma narzekanie?

Agata Lulewicz: Grupy dla mam, które prowadzimy, służą między innymi temu, żeby mamy mogły sobie czasem razem ponarzekać. Z jednej strony, żeby wyjść z domu: bo często mama z małym dzieckiem jest zamknięta w swoim domu, z którego nie wychodzi „bo zarazki”, „bo dziecko jest za małe”, „bo karmię”. Na przykład moje dziecko było bardzo głośne, szybko denerwowało się. Krępowałam się z nim wychodzić, bałam się, że go nie uciszę w publicznym miejscu. I pamiętam, że jak pierwszy raz poszłam do szpitala, w którym spotkałam inne mamy, to okazało się, że wszystkie mają tak samo i że wszystkie tak samo narzekają, że wszystkie tak samo się boją, że nie ululają dziecka i nie uciszą go, że pokarmu im zabraknie, że są niewyspane itp. Nagle poczułam ogromną ulgę: że to nie jest tylko moja trudność. Więc myślę, że to grupowe narzekanie matek pełni rolę terapeutyczną. Od dawien dawna istniały kobiece grupy, kółka gospodyń i one się spotykały, narzekały, wymieniały informacjami, rozmawiały o aktualnie dotyczących ich problemach. I dzięki temu było im łatwiej.

Anna Tuszyńska: Myślę, że narzekanie kobiet bierze się również z nierealnych wyobrażeń, jakie kobiety miały przed porodem. Na zajęciach robimy często takie ćwiczenia: prosimy, by panie zestawiły oczekiwania, które miały będąc w ciąży: jak to będzie wyglądało, jaką będę mamą: i tu zwykle pojawia się cały repertuar planów: nie dam smoczka, nie dam butelki, nie będę kołysać, nie będę miała złych dni, będę typową idealną matką z gazety, która zawsze wygląda świetnie i czuje się świetnie. A tu okazuje się, że jest inaczej. Z jednej więc strony czuje się oszukana, ale z drugiej pojawia się to pytanie: może robię coś źle, może to ze mną jest coś nie tak, skoro wszyscy piszą, że jest inaczej, a ja sobie jedyna nie daje z tym rady?

Mama rozczarowana zderzeniem swojej wizji macierzyństwa z rzeczywistością czuje się rozczarowana i zła?

Katarzyną Kłubowicz: Tak. Ale często nie chce się do tego przyznać. I między innymi nad tym pracujemy na naszych zajęciach psychoedukacyjnych: uczymy mamy, że każde uczucie jest ważne i potrzebne. Nasze uczucia mogą być różne: możemy jednocześnie kochać nasze dziecko, ale przeżywać też chwile, w których nas denerwuje. Co ważne: mamy prawo do uczuć i myśli, ale nie mamy prawa do pewnych zachowań: krzywdzących dla dziecka. To jedno z głównych przesłań naszych warsztatów.

AT: Oprócz teorii, uczymy jak się zachowywać w praktyce. Kiedy po raz piętnasty odkładasz dziecko do łóżeczka i ono po raz piętnasty zaczyna się wydzierać – co czujesz? Czuję w sobie złość. Po czym ją rozpoznajesz? Jak reaguje twoje ciało, co wtedy myślisz, co wtedy mówisz, co masz ochotę zrobić? Jeżeli stanowisz zagrożenie dla własnego dziecka, cofnij się o krok. Nie uspokajaj dziecka z zaciśniętymi zębami.

Mamo, chcesz uspokoić dziecko: najpierw sama się uspokój?

AT: Rodzic musi znaleźć swój sposób i metodę na uspokojenie się. Może wypicie szklanki wody? Zrobienie kilku przysiadów? Policzenie do trzydziestu? Wysłuchanie jakiejś piosenki? A może zamknięcie oczu i przypomnienie sobie, jak wyglądało twoje dziecko, gdy je pierwszy raz zobaczyłaś? A jeżeli oprócz ciebie w domu jest też inny dorosły, na przykład tato, poproś, żeby teraz to on zajął się dzieckiem. Zresztą tato powinien jak najczęściej zajmować się dzieckiem i uczestniczyć w procesie wychowania.

KK: U niektórych fantastycznie pomaga, kiedy po prostu sobie powiedzą „Jestem zła.” Ale nie w znaczeniu, że jestem złą matką, lecz że jestem zdenerwowana.

AL: Nie przylepiajmy sobie sztucznego uśmiechu do macierzyństwa w sytuacji, gdy czujemy, że coś jest nie tak. Wyrażanie emocji i pozwalanie sobie na ich przeżywanie jest czynnikiem ochronnym przeciwko wystąpieniu depresji, czyli profilaktyką na to, żeby nie rozwinęła się u nas. Przeżywanie emocji i mówienie o nich. 

W listach Czytelniczki żaliły mi się, że z chwilą, gdy na świat przyszło ich dziecko, otoczenie przestawało  interesować się nimi: kobietami. Przez całą ciążę słyszały wciąż „Jak się czujesz?”, a nagle po porodzie: koniec, cisza, istnieje tylko dziecko.

KK: Tak to jest bardzo ważne i to często wychodziło na naszych grupach mamowych. Dziecko jest w centrum uwagi, takie piękne, urocze, rozkoszne, wszyscy nad nim skaczą, a mamy siedzą w kącie, smutne. I na dodatek muszą przyjmować tłumy gości, zamiast podczas połogu wypocząć i zregenerować się.

AT:Wiele kobiet ma poczucie, że są sprowadzone do roli mlekodajni, przewijalni i usypiacza. Gdzieś się w głębi serca odzywa ich ‘ja’ , które się skurczyło i teraz protestuje i  narzekanie może być komunikatem: zwróćcie też uwagę na mnie, a nie tylko na dziecko. To jest bardzo ważne, żeby nie zapominać o mamie, że to ona jest tutaj bohaterką. Rzadko kiedy ktoś przychodzi w odwiedziny to przynosi też coś dla kobiety, na przykład kwiaty. Pamięta się tylko o prezencie dla dziecka.

Czy w Państwa ośrodku prowadzone są zajęcia dla mam małych dzieci?

AT: Tak, zajęcia „Być mamą” dla mam dzieci do 12 miesiąca roku życia – na które mamy przychodzą razem ze swoimi niemowlętami – i które są poświęcone kształtowaniu prawidłowej więzi z dzieckiem. Trwa właśnie rekrutacja, osoby zainteresowane uczestniczeniem w nich mogą zatelefonować pod numer: 85 652 54 94, szczegóły również na naszej stronie internetowej.

KK:  Takie spotkania są świetną profilaktyką depresji poporodowej. Odbywają się raz w tygodniu, trwają około 2 godzin przez 10 tygodni. Dla nas fantastycznie jest obserwować, jak więź między dziećmi i mamami zmienia się i wzmacnia w ciągu tych kilku tygodni.

Brzmi ciekawie. Chętnie uczestniczyłabym w nich. Czy mogę zapisać się na takie zajęcia, mimo że nie odczuwam problemu z więzią z moim synkiem?

AT: Świetnie, że o to pani spytała, bo chciałam odczarować ten mit. U nas mile widziani są WSZYSCY rodzice. Możemy dowiedzieć się o sobie i więzi z dzieckiem wielu ciekawych i przydatnych spraw, o których mogliśmy nie wiedzieć. Nikt nas przecież nie uczy tego, jak być rodzicem. 

Komentarze: