Fot. Ransomtech
Nie pomagam córkom w odrabianiu szkolnych prac domowych, nie sprawdzam ich plecaków, nie rozliczam z ocen.
Kilka dni temu byłam na wywiadówce szkolnej. Znów z ust niektórych rodziców usłyszałam to, co zwykle: „robiliśmy z synem zadania z matematyki”, „opanowywaliśmy materiał z polskiego”, „ostatni dział w tej książce jest kłopotliwy, prawda?”. Jaki ostatni dział? Nigdy nie byłam na bieżąco z materiałem szkolnym córek. I nigdy nie czułam się z tym źle.
Nie znam badań, ale z rozmów i obserwacji, mniemam, że co trzeci rodzic codziennie siada ze swoim dzieckiem (zwłaszcza uczniem szkoły podstawowej) do tak zwanych lekcji. Niektórzy rodzice nawet pomagają dzieciom wykonywać prace plastyczne lub współuczestniczą w przygotowywaniu prac konkursowych!
Twoje lekcje – twoja sprawa, czyli nauka odpowiedzialności za swoje życie
Od początku kariery szkolnej moich dzieci wychodziłam z założenia, że obowiązki szkolne są ich sprawą. Chciałam, żeby czuły się za nie odpowiedzialne od początku do końca.
Moje córki wiedzą, że chodzenie do szkoły jest ich obowiązkiem, muszą więc wypełniać wszystko, co się z tym wiąże: odrabiać prace domowe, przygotowywać się do klasówek, czytać lektury szkolne, pakować plecaki.
Nie wtrącam się w ich sprawy szkolne. Czasem tylko, gdy widzę, że chwytają za smartfon lub tablet pytam czujnie, czy na pewno odrobiły lekcje. Ale nie wyobrażam sobie, żeby zasiadać z nimi do tychże!
Nigdy nie przeglądałam ich książek ani zeszytów. Chyba, że muszę: np. przeczytać uwagę lub informację od nauczycielki.
Nauka ponoszenia konsekwencji swoich działań
Czasem, zwłaszcza, gdy nadchodzi już wieczór, a na biurku widzę rozgardiasz, pytam, czy córka spakowała się do szkoły. Nigdy jednak nie sprawdzam zawartości plecaka. Owszem, zdarzało się, że zapomniała piórnika, książki, zeszytu. I co wtedy? Była narażona na stres w postaci uwagi nauczyciela bądź konieczności pożyczenia kredek od koleżanki. Tak zwana „naturalna kara”: nie wzięłaś czegoś, to teraz tego nie masz. Nie nauczyłaś się tabliczki mnożenia? Nie zaliczysz i i tak będziesz musiała się nauczyć. Nie nauczysz się do klasówki z matematyki? Luki w twojej wiedzy dadzą o sobie znać, gdy będziecie opanowywać kolejny dział.
Rodzicu, zwróć na mnie uwagę
Oczywiście większość dzieci chce, żeby z nimi odrabiać lekcje. Nieraz już słyszałam od młodszej córki rozpaczliwe wyrzuty:
— Inne mamy pomagają swoim dzieciom w lekcjach! Dlaczego ty nie możesz?!
Nie daję się jednak na to złapać. Pamiętam, że również prosiłam o to moją mamę, wyolbrzymiając zwykle szkolny problem, z którym zmagałam się. Pamiętam, że tak naprawdę była to sztuczka, żeby przyciągnąć mamę do siebie. Dzieci chcą po prostu spędzić z rodzicem czas. To sposób na to, żeby zwrócić na siebie uwagę, być w centrum uwagi rodzica. Wiadomo, rodzic, który zasiada z dzieckiem „do lekcji” przerywa na ten czas oglądanie TV, rozmowy przez telefon, gotowanie, buszowanie po internecie… Jest tylko dla dziecka.
Czy nie lepiej poświęcić dziecku czas w inny sposób (rozmową, zabawą, grą w planszówkę, a nawet czytaniem książki), a niech praca domowa będzie tylko jego sprawą?
Co jeżeli dziecko nie radzi sobie z lekcjami?
Ten argument zwykle pojawia się, gdy rozmawiam z rodzicami, którzy odrabiają z dziećmi lekcje. Serio, myślicie że nie poradzą sobie bez Was? 🙂 Że materiał szkolny jest tak trudny, że bez matczynej pomocy nie uda się go ogarnąć? A co z lekcjami w szkole, z opracowywaniem materiału przez nauczyciela? Czasem aż kusi, żeby w szkole też się przysiąść do malucha i mu poasystować, co? 🙂
Wspólne odrabianie lekcji jest prostą drogą do przyzwyczajenia dziecka do pójścia na łatwiznę, bo jak pojawi się kłopot to przecież mamusia jest obok, nie trzeba się tak nad problemem głowić. Poza tym zwalnia go to z poczucia odpowiedzialności i obowiązkowości: nawet jak o czymś zapomnę, to przecież mama i tak będzie pamiętać.
Nauka samodzielności
Według Ericka Eriksona, twórcy teorii rozwoju psychospołecznego, nauka samodzielności jest bardzo istotną nauką, dającą poczucie samokontroli, autonomii, możliwości decydowania o sobie, wiary we własne siły, poczucia sprawstwa i panowania nad własnym życiem.
Dzieci, którym rodzice intensywnie pomagają, nad którymi krążą niczym helikoptery (vide Rodzic Helikopter: sprawdź, czy nim jesteś), dostają zawoalowany sygnał: „Beze mnie sobie nie poradzisz”. To raczej nie jest zbyt dobry komunikat, prawda?
Czasami pomagam dzieciom w szkolnych sprawach
Nie jest tak, że zupełnie zostawiam córki na pastwę losu. Są pewne obszary, w których uczestniczę. Pisałam o tym rok temu w przed chwilą przypomnianym tekście o rodzicach helikopterach:
Jedyne, co jestem skłonna zrobić, to sprawdzenie wypracowania pod kątem błędów ortograficznych i stylistycznych, pomoc w nauce wiersza i ocena jego recytacji. Mogę służyć pomocą, ale oznacza to wyłącznie nakierowanie dziecka na tor myślenia, a nie wykonywanie za niego szkolnych zadań. Córki od początku, od kiedy rozpoczęły karierę edukacyjną, otrzymywały ode mnie komunikaty, że ich lekcje to ich sprawa. Wiedziały, że muszą je odrobić, że muszą przeczytać lekturę, nie mogą robić żadnych zaległości. Ale mają dbać o to same.
Nie rozliczam dzieci z ocen
Chcę, żeby wytworzyły w sobie motywację wewnętrzną, czyli „chcę się nauczyć, chcę dobrze opanować materiał, bo wiedza jest fajna”, bo warto mieć wiedzę o świecie. Pisałam też o tym w tekście 5 wskazówek, jak wychować inteligentne dziecko.
Córki same z siebie (i dla siebie) chcą mieć dobre oceny i dbają o to. Nigdy ich nie karałam za złe oceny ani nie nagradzałam za dobre (chyba, że dobrym słowem, pochwałą). I obie córki mają w szkole bardzo dobre wyniki.
Podsumowując: jeżeli szkoła jeszcze przed Wami, dobrze Wam radzę: nie dajcie wkręcić się w odrabianie lekcji z dziećmi! A jeżeli już daliście się, to sugeruję delikatnie i stopniowo zacząć wykręcać się z tej sytuacji. 🙂
Abstrahując od wszystkiego co wyżej opisałam, jest jeszcze jeden aspekt. Nie wyobrażam sobie, żeby codziennie siedzieć po dwie godziny z dziećmi przy lekcjach. Brr!! Ile pytań, na które nie potrafiłabym odpowiedzieć! Ile zagwozdek matematycznych i biologicznych, z którymi nie potrafiłabym się uporać! 😉