Tabloidy zaczęły snuć domysły, że przytyłam. Musiałam zdementować te plotki. Zadzwoniłam do Erika i umówiliśmy się pod najlepszym pod słońcem sklepem z ubrankami i akcesoriami dla dzieci. W obcisłej sukience, uwydatniającej mój brzuch (i żadnych innych zbędnych kilogramów, podkreślam) przeglądałam niemowlęce kaftaniki, a on mnie z ukrycia fotografował. Zdjęcia nie udały się, ponieważ fotograf zapomniał aparatu. Dlatego do publikacji w prasie dałam swoje pierwsze lepsze zdjęcie, zrobione rano, tuż po przebudzeniu:
Redakcja poprosiła, żebym wymyśliła coś oryginalnego, coś co, uwzględnione w tytule, przykuje uwagę czytelnika. Wymyśliliśmy z mężem: „Nishka TYLKO U NAS W CIĄŻY! Wybrała uniwersalne imię dla dziecka, niezależnie od tego czy będzie to chłopiec, czy dziewczynka!”
Pomyślałam: skoro nie znajdę na tym globie miejsca, w którym nie dopadną mnie paparazzi (bo przecież nie znajdę, nawiasem mówiąc), to czy pozostaje mi inne wyjście? Nie. Muszę zaprosić media na swój ślub!
Ślub był transmitowany na żywo przez jedną z popularniejszych stacji telewizyjnych. Oraz przez Internet.
– Sto lat, sto lat ♪♪♪ I jeszcze jeden, i jeszcze raz! ♪♪♪ A teraz gorzko! Gorzko, kochani! – śpiewał Ojciec Nishki.
– Stop! – powstrzymałam go – Najpierw chciałam serdecznie podziękować producentowi alkoholu, który pijemy, jest naprawdę doskonale upajający. Ponadto producentowi wybitnego pasztetu, który z radością konsumujemy i współodczuwamy! Oraz… oraz producentowi butów, którymi podjechaliśmy wraz z małżonkiem pod ołtarz. Hahaha! Powiedziałam: podjechaliśmy? Oh, ten Freud miał rację! Podeszliśmy, podeszliśmy tymi butami, ale czuliśmy się, jakbyśmy jechaliśmy! Jechalibyśmy. Jechali. Ech, nieważne, jaktamkolwiek. Kochani, moi drodzy, mogę już to ujawnić: sesja zdjęciowa z naszej nocy poślubnej już jutro na wszystkich portalach internetowych!!!
*
Oczekujemy przyjścia na świat naszego pierworodnego potomka. Mam nadzieję, że urodzi się w pierwszej, a nie w drugiej połowie miesiąca, ponieważ Facebook sprzedawał powierzchnię reklamową pod Nishkę Laktującą. (Wiem, brzmi absurdalnie, ale to jest zbyt skomplikowane, żeby tłumaczyć, uwierzcie mi na słowo). W każdym bądź razie, jak nie urodzę do piątku – będę musiała wywoływać poród!
PS: Specjalne podziękowania dla Internetu, bez którego nie byłabym tak popularna. 🙂