Oprócz miłości, masz prawo czuć do dziecka również złość i vice versa


fot. Agnieszka Dzieniszewska

Powiem Wam szczerze: mimo że kocham moje dzieci ponad życie, czasem mam ochotę wysłać je do szkoły lub żłobka z internatem. 🙂 Oczywiście decyzję cofnęłabym po kilku godzinach, a czasem nawet minutach, ale uczucie chęci wyeksmitowania ich tam bywa naprawdę silne. 🙂

Do ulubionych zabaw mojego syna należy ostatnio szczypanie matki, gryzienie jej oraz ciąganie jej za włosy. Gdy nie dostaje czego chce, wpada w furię. Totalnie wkurza go, że nie daję mu do zabawy noża lub nożyczek, nie pozwalam zjeść pierścionka, nie daję mu TERAZ TERAZ TERAZ (jak śpiewała kiedyś Agnieszka Chylińska) smoczka, tylko otwieram drzwi kurierowi lub odbieram dzwoniący telefon. 

Gdybym była matką idealną (a nie jestem), starałabym się usunąć z jego drogi absolutnie wszelkie przeszkody, nie dopuszczając, żeby uronił jakąkolwiek łzę i przeżył jakikolwiek dyskomfort. Wyrzuciłabym z domu absolutnie wszystkie noże, kupowała tylko chleb krojony, zamiast jedzenia warzyw, które trzeba obierać, piła soki warzywne.

– Dziewczyny, zdejmijcie z waszych palców pierścionki – oznajmiłabym któregoś dnia córkom. – Od dziś nie nosicie biżuterii.
– Dlaczego? – spytałyby oburzone.
– Dzidziuś nie może ich widzieć, bo będzie chciał je zjeść, a nie chcę, żeby się denerwował!

Nieustannie dbałabym o jego dobry nastrój. Robiłabym wszystko tak, jak chce, byleby czuł się komfortowo i zjawiałabym się NATYCHMIAST jakby tego potrzebował.

Wbrew pozorom, taka postawa nie byłaby wcale dobra dla mojego 8-miesięcznego berbecia. Musi skonfrontować się z uczuciem złości i dać jej wyraz. To dla niego nauka radzenia sobie z rozczarowaniem i frustracją i przezwyciężenie pragnienia bycia centrum wszechświata. Sygnał, że musi nauczyć się szanować potrzeby i ograniczenia innych ludzi, w tym ich matek.

ALE… i to bardzo ważne „ale”: na to mogę sobie pozwolić dopiero teraz, gdy ma 8 miesięcy. I to też: stopniowo i delikatnie.

Przez pierwsze pół roku byłam na każde zawołanie niemowlęcia. Mając świadomość tego, że jest na tym świecie nowy, nikogo nie zna i czuje się zagubiony, starałam się ugościć go najlepiej jak potrafię.

– Mów, czego sobie życzysz, a będziesz miał dane. Spełnię każde twoje żądanie – powiedziałam, gdy pojawił się w naszym domu.

Matka kontener emocji dziecka

Starałam się wnikliwie wsłuchać w jego potrzeby, a jako że nie umiał mówić, nauczyłam się odczytywać jego płacz i jaką potrzebę nim komunikuje. Gdy było mu źle, starałam się koić jego smutek. Byłam, i wciąż jestem, matką kontenerem. Tak, tak, nie przesłyszeliście się. 🙂 Mówiąc językiem psychologicznym, matka lub inny główny opiekun dziecka KONTENERUJE, czyli przyjmuje impulsy i emocje dziecka, oswaja je w sobie i pomaga dziecku poradzić sobie z nimi i nawet, gdy są bardzo silne i „negatywne” – dramatyczny płacz, dziecka, histeria, furia – nie odrzuca go. W tym sensie, że NIE daje mu sygnału:

– Skoro jesteś taki wściekły i zły to ja już cię nie chcę i nie kocham.

lecz:

Kocham cię wciąż, mimo, że jesteś wściekły. Choć przyznam, że ja też jestem wściekła, bo męczy mnie twój płacz. Ale wciąż cię kocham i zaraz pomogę ci się wyciszyć i sama też postaram się znaleźć wyciszenie.

– Płaczesz, bo jesteś głodny? A może samotny i chcesz, żebym cię przytuliła? Coś cię boli? Masz mokrą pieluszkę? Niewygodne spodenki? Swędzi cię główka? Drażni cię włączony ciągle telewizor? A może nieustannie włączone ostre światło? A może to, że dziś przez nasz dom przeszły tłumy odwiedzających ludzi i było to dla ciebie zbyt dużo bodźców? Chodź, przytul się do mnie i spróbujemy się razem wyciszyć.

obrazek pochodzi ze strony The Book Of Life

Pozwólcie, że kogoś Wam przedstawię. Oto Donald Winnicott, jeden z najwybitniejszych psychoanalityków w historii. To on, jako jeden z pierwszych zaczął głośno mówić (wówczas w radiu BBC, bo telewizja była mniej popularna, a internet nie istniał), że niemowlęta płacząc wcale nie chcą manipulować rodzicami albo „kaprysić, żeby zwrócić na siebie uwagę”. W czasach, gdy o tym mówił, czyli w latach 50. pokutowały inne przekonania.

Napisałam to i westchnęłam, bo niestety dziś nadal stykam się czasem z teoriami, że 3-miesięczne niemowlę można NAUCZYĆ przesypiać całe noce, ODZWYCZAIĆ od noszenia, kołysania, za to PRZYZWYCZAIĆ do ściśle regularnych pór karmienia. Owszem, może i się da, ale to jest dziecko WYTRENOWANE i wytresowane, to dziecko, które dlatego w pewnym momencie, po kilku/nastu próbach płaczu przestaje płakać i domagać się noszenia/karmienia/kołysania/wstawania do niego w nocy itd. BO WIE, ŻE NIKT DO NIEGO NIE PRZYJDZIE, a nie dlatego, że przestaje tego potrzebować. To dla niego sygnał, że jego potrzeby nie są ważne. Że nie ma wpływu na otaczającą rzeczywistość. Że nie jest kimś ważnym. Możesz se płakać, a i tak do Ciebie nie przyjdę. Więcej pisała o tym Wymagające w świetnym tekście

Donald Winnicott tłumaczył, że:

Niemowlę jest delikatne i wrażliwe nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie.

Nie potrafi pojąć czasu i zrozumieć komunikatu, że rodzic zaopiekuje się nim „za godzinę” – strach z powodu samotności odczuwa jak pożeranie przez straszne zwierzę. Głód odczuwa jako fizyczny ból. Czasem robi się głodne dopiero po trzech godzinach, a czasem już po godzinie. To my – rodzice – powinniśmy dostosować się do dziecka, a nie ono do nas. To my rodzice powinniśmy zrozumieć jego potrzeby, a nie ono nasze. Kilkumiesięczny maluszek nie jest gotowy, by sprostać wymaganiom, jakie stawia mu otoczenie. Róbmy, o co nas prosi, zwłaszcza w pierwszym roku życia, a wyjątkowo mocno bądźmy na to wyczuleni w pierwszym półroczu.

Przy każdym dziecku czułam to intuicyjnie i w pierwszych miesiącach życia byłam dosłownie na zawołanie. Czego zażądało, miało natychmiast. Pierś, sen, kołysanie, noszenie, tulenie, przewijanie. I nie czułam się wcale jak frajerka. Choć przyznam, że męczyło mnie to czasem i wywoływało złość. W końcu jestem tylko człowiekiem.

Nie perfekcyjna, lecz wystarczająco dobra matka

Winnicott, jako pediatra i psychoanalityk, miał do czynienia z tysiącami matek i ich niemowląt. Po licznych obserwacjach doszedł do wniosku, że drogą do tego, żeby być dobrą matką jest… bycie wystarczająco dobrą matką. (używam w tekście określenia matka, ale równie dobrze może to być ojciec – o ile jest głównym opiekunem albo angażuje się w rodzicielstwo równie mocno jak matka).

Wystarczająco dobra matka to matka, która ma lepsze i gorsze dni, ale stara się zapewnić swojemu dziecku optymalne warunki do rozwoju. Wsłuchuje się w potrzeby dziecka i stara się je zaspokoić. Jest zainteresowana swoim dzieckiem, chce zaspokoić jego potrzeby, zapewnia mu wspierające środowisko, oferuje fizyczną i emocjonalną opiekę. Umie przetrwać trudne sytuacje – czyli godzi się na to, że istnieją: nie neguje ich, udając, że ich nie ma. Jeżeli coś jej się nie uda, próbuje dalej. 

Wystarczająco dobra matka jest ambiwalentna: myśli o dziecku, ale też myśli o sobie. Jest zdolna do poświęcenia, ale też skłonna do niechęci wobec dziecka. Winnicott ośmielił się nawet rzec, że kocha dziecko, ale też daje sobie przestrzeń, by go nienawidzić. Oczywiście ciągle poruszamy się w obrębie uczuć, nie czynów. 

Czasem oboje mamy z synem ochotę siebie zjeść: schrupać z miłości albo pożreć ze złości. 

Daj sobie prawo do złości

Drodzy Rodzice: mamy prawo do KAŻDEGO uczucia wobec dziecka: możemy czuć wobec niego złość, wściekłość, zniecierpliwienie, podirytowanie, niechęć i wiele innych. I to jest naturalne, rodzicielstwo to nie bułka z masłem. To, czego nie możemy, to przekuć tego uczucia w czyny, czyli zastosować przemoc: a nie nakarmienie go, gdy jest głodne, nie przytulanie go, gdy tego potrzebuje, podczas gdy dotyk jest najważniejszym zmysłem dla niemowląt, to też jest przemoc, o czym opowiadał mi w ciekawy sposób psychiatra i psychoterapeuta w tym wywiadzie

Co ciekawe, często nazwanie uczuć i powiedzenie: „jestem zdenerwowana”, „jestem wściekła”, „mam dość” – daje nam ukojenie. I z pewnością jest o wiele lepsze niż tłumienie w sobie uczuć i udawanie, że wszystko jest ok i robienie dobrej miny do złej gry. Spróbujcie zacząć nazywać swoje emocje. 🙂 

Daj dziecku prawo do złości

Daj je sobie i daj je dziecku. Nie oczekuj, że będzie zawsze miało dobry humor. Czy ty masz zawsze dobry humor? Jeśli dziecko wyraża wobec was złość, pozwólcie mu na to: przecież ono wam nie zagraża – namawiał Winniccott. Gdy dziecko wyraża wściekłość, a otoczenie zachowuje spokój, pozostaje „całe i zdrowe”  i jest to dla niego cenna życiowa lekcja, że złe emocje są naturalne i mijają.

Ten tekst otwiera mój nowy cykl  „Dovartościuj dziecko i siebie”, w którym będę dzielić się różnymi ciekawostkami psychologicznymi związanymi z macierzyństwem i dzieciństwem. Ambasadorem cyklu jest marka Baby Dove – producent linii kosmetyków dla dzieci. Na cykl złoży się sześć tekstów. Dzisiejszy temat wybrałam jako pierwszy, bo dobrze koresponduje z najnowszym FILMEM (polecam, obejrzyjcie) Baby Dove „Jesteś mamą”, któremu przyświeca myśl: „Nie ma idealnych mam, są tylko prawdziwe”. 🙂

Komentarze: