Wczoraj byłam na wywiadówce u starszej córki. Mam jedną dobrą i jedną złą wiadomość, od której zacząć? 😉
Dobra wiadomość to ta, że moja córka ukończyła pierwszy semestr pierwszej klasy gimnazjum ze średnią 5,14. Szykuję się do napisania tekstu, w którym dam receptę na to jak wychować takie dziecko (bo za ocenami idzie też duża wiedza ze wszystkich przedmiotów), tymczasem dziś zdradzę jeden punkt z listy: zawsze jako rodzice staraliśmy się stworzyć w domu atmosferę, w której bycie mądrym, inteligentnym i głodnym wiedzy o otaczającym świecie było czymś pożądanym i „trendy”.
Zła wiadomość to ta, że moja córka rozmawia w trakcie lekcji, bynajmniej nie z nauczycielami, a z uczniami. Po powrocie do domu przeprowadziłam z nią poważną rozmowę i podzieliłam się zarzutami, które skierowała w jej stronę wychowawczyni
— Mamo, ale to nie moja wina! — krzyknęła oburzona. Nieumiejętność dostrzegania swojej winy jest niestety u mojej córki znamienne. Czy Wasze dzieci też takie są: zawsze „bez winy”?
— O czym ty mówisz, jak to nie twoja wina? Gadasz na lekcjach, przeszkadzasz przez to i nauczycielowi i innym uczniom, to jest bardzo nieuprzejme i niegrzeczne z twojej strony! — udzieliłam jej reprymendy.
— Mamo, opowiem ci przykładową sytuację. Jak okazało się, że mam siedzieć na matematyce obok Miłosza, to od razu wiedziałam, czym to się skończy, bo lubię Miłosza. Więc poprosiłam nauczycielkę: niech mnie pani lepiej przesadzi na inne miejsce, bo ja nie będę mogła powstrzymać się, żeby z nim nie porozmawiać!
— Poprosiłaś pewnie o to jak już trwała lekcja, prawda?
— Tak — odparła, dziwiąc się, dlaczego o to pytam (jakie to ma niby znaczenie?) — I pani zlekceważyła moje ostrzeżenie! I co? I tak, jak przewidziałam: gadałam!