Oprócz tego, że mam dwie córki, mam też 4-letniego syna.
Wprawdzie to dziecko mojej przyjaciółki, ale traktuję je jak własne. Dziś zrozumiałam, dlaczego tak się dzieje. Najpierw usłyszałam w radiu, że dziś obchodzimy Międzynarodowy Dzień Przyjaźni. Następnie przeczytałam, że zaprzyjaźnione osoby mają często podobne DNA, tak jakby były dalekimi krewnymi!
Jak twierdzi prof. Fowler z Uniwersytetu w San Diego:
Obserwując ludzki genom zauważyliśmy, że u zaprzyjaźnionych osób istnieje wyraźne podobieństwo genetyczne. Pod względem genetycznym z przyjaciółmi łączy nas o wiele więcej niż z innymi, obcymi osobami z tej samej populacji.
Ciekawe, prawda? W moim przypadku to się sprawdza! Ot, taka ciekawostka: większość osób, z którymi jestem zaprzyjaźniona ma, tak jak jak, ciemny kolor włosów:) Jestem ciekawa, czy Wy również znajdujecie fizyczne podobieństwa między Wami a Waszymi przyjaciółmi?
Gdybym miała wymienić dwa najważniejsze elementy przyjaźni, byłyby to: dobrze czuć się w swoim towarzystwie oraz móc na sobie polegać.
Z mamą mojego syna przyjaźnię się od 17 lat i zawsze możemy na siebie liczyć. Zarówno dla mnie jak i dla niej oczywistym jest, że możemy na sobie polegać i wielokrotnie już ratowałyśmy się z różnego rodzaju tarapatów (nastrojowych, zawodowych, finansowych, ubraniowych i wielu innych).
Jesteśmy ze sobą w stałym kontakcie. Mamy podobne poczucie humoru, spojrzenie na świat, sposób bycia, słowem: nadajemy na tych samych falach. Wielu twierdzi, że jesteśmy do siebie podobne również wizualnie, co każdą z nas bardzo martwi!
— A fe, JA jestem podobna do NIEJ? — bulwersujemy się.
Kiedy przyjaciółka prosi mnie o pomoc w opiece nad naszym synem, nie ma wątpliwości, że spełnię jej prośbę. Zwłaszcza, że uwielbiam tego chłopca. To taki typ małego dorosłego, z którym o wszystkim porozmawiasz i który nie ma żadnego problemu (jak wielu dorosłych) powiedzieć wprost, co myśli. Nieraz już cytowałam Wam jego wypowiedzi, np. tutaj.
— Jakie masz piękne drewniane puzzle! Skąd je masz? — zachwycam się jego zabawkami.
— Z dzieciństwa.
Weszłam któregoś dnia, trzeci dzień z rzędu, do mieszkania przyjaciółki i gdy moim oczom ukazał się ON, którym miałam się zająć, moja twarz rozpromieniła się. Już, już chciałam krzyczeć:
– Cześć, kochany! Jak miło mi cię znów widzieć!
Tego jednak wykrzyknąć nie zdążyłam, bowiem chłopiec, zobaczywszy mnie, w drzwiach stojącą, pierwszy się ze mną przywitał tymi oto słowami:
– O nie, to znowu ty? Dłużej tego nie zniosę!