fot. Mały Kadr
– Ale ten czas szybko leci, co? – zagadał mnie rano w łóżku mąż.
– Oj tak – rozmarzyłam się – To niesamowite. Minęło właśnie 20 lat od naszej pierwszej randki, szok!
– Nie, nie. Chodziło mi o to, że już siódma dochodzi, a jeszcze przed chwilą było po szóstej.
🙂
Gdybym miała wskazać jedną wartość, którą najbardziej chciałabym w rodzinie chronić, to byłby to wspólnie spędzony czas. Nie chodzi mi jednak o to, żeby spędzać ze sobą jak największą ilość czasu razem, lecz żeby CHCIEĆ spędzać ze sobą czas. I nawet jeżeli ma to być tylko, a może aż, godzina dziennie, to jest to godzina bezcenna.
Zacznijmy od tego, że właśnie obchodziliśmy z mężem 20 rocznicę pierwszej randki.
Słownie: d w u d z i e s t ą. Niech mnie ktoś uszczypnie, dobrze? Dokładnie 20 lat temu, jako 17-latka zatelefonowałam do młodzieńca o ksywce „Turek” i zaprosiłam go na randkę. Zdobycie jego numeru telefonu nie było łatwe, zajęło mi długi tydzień, musiałam postarać się, przeżyć chwile zwątpienia, by w końcu dojść do wniosku, że było warto, bo udało się. (więcej pisałam o tym w tym tekście). I taki jest cały nasz związek. 🙂 Nie mogę nazwać go lekkim, łatwym i przyjemnym: takim nie jest, takim najwyżej bywa i gdy pojawiają się trudności, każdemu z nas wpada do głowy myśl: „A może by się już poddać i darować sobie?”. Jednak po każdym przezwyciężeniu kryzysu wiemy, że warto było chwycić za ten „telefon” i nawiązać ze sobą kontakt.
Na przykład podczas robienia tego zdjęcia posprzeczaliśmy się, bo mąż stwierdził, że nie potrafię normalnie się do niego przytulić, tylko jak zawsze pajacuję. Najchętniej odwołalibyśmy całą sesję, ale nie będziemy przecież ciągać wte i wewte Magdy z Małego Kadru. 🙂
Życie, a raczej my sami, stawiamy się przed takimi próbami i dylematami pt. „Być ze sobą czy nie być” często. Na razie nam się udaje, na razie CHCEMY. Tak, bo to jest chyba kluczem: świadomość, że nie musimy, że przecież możemy w każdej chwili się rozstać. Ale jednak od 20 lat tego nie zrobiliśmy, bo chcemy iść przez te życie razem.
Czasem co najwyżej zachowując bezpieczną się od siebie odległość. 😀
Skoro jesteśmy przy córkach i kluczowych datach, które zadziały się jesienią, to wyobraźcie sobie, że za kilka tygodni nasza starsza córka skończy 18 lat i będzie pełnoletnia. Nie wierzę, że to piszę. Jak to możliwe, że mamy już dorosłą córkę?! Która za niecały rok prawdopodobnie wyjedzie na studia do innego miasta?! Z którego już być może nie wróci?! A jak wróci to nie sądzę, że do mamusi i tatusia?!
To nie wszystko: młodsza córka skończy za kilka tygodni skończy 13 lat i już jest pełną parą nastolatką, którą męczą rodzice i która chce na każdym kroku podkreślać, że nie jest już dzieckiem i żeby tak jej nie traktować?! i I pewnie nie obejrzymy się, jak zaraz też będzie zdawać maturę?!
– Nie panikuj, macie przecież jeszcze w domu niemowlę – uspokajam zwykle wtedy siebie.
– Niemowlę? Skończył niedawno 2 lata. Wiesz, co to oznacza? – pytam siebie samą. – Że za miesiąc skończy 3 lata. A za rok 7 lat i pójdzie do pierwszej klasy. Liceum!
Wiem, wiem: myśl: „nie wierzę, jak szybko płynie ten czas” jest pewnie najczęściej powtarzaną i najbardziej oklepaną ze wszystkich życiowych mądrości i spostrzeżeń. Ale jakże prawdziwa…
Niedawno, świętując właśnie naszą okrągłą rocznicę pierwszej randki, postanowiliśmy wyjechać w jakieś specjalne miejsce. Na prośbę córki, która już nie raz prosiła nas, byśmy odwiedzili aqua park, padło na Litwę i Druskienniki. Nie ukrywam, że w decyzji pomogła nam marka Volvo, proponując udostępnienie na ten czas swojego nowego modelu Volvo V60.
Oczyma wyobraźni widziałam już swój tekst relacjonujący wycieczkę, w którym napiszę, jak wspaniale spędziliśmy razem czas! Jak przesympatycznie minęła nam cała podróż samochodem! Jak cudownie było bawić się rodzinnie w litewskim aqua parku!
Ale rzeczywistość napisała trochę inny scenariusz. 😉
Oczywiście autem jeździło nam się wyśmienicie: nigdy jeszcze nie miałam okazji doświadczyć jazdy z automatyczną skrzynią biegów i siedzenia w tak wygodnych samochodowych fotelach. Droga na Litwę, zwłaszcza w okolicach terenów przygranicznych pełna była zakrętów (bajecznych! kto był w okolicach Sejn, ten wie, jak tam pięknie) i byłam zaskoczona, jak dobrze auto trzyma się podłoża i daje poczucie pewności prowadzenia. Nawet gdy zbliżałam się do krańca drogi, nie spadałam z niej, tak jakby Duch Auta czuwał nade mną. 😉 Jedyne, za czym nie będę musiała tęsknić, bo co na co dzień w swoim samochodzie mam i co posiada również Volvo V60, to olbrzymi bagażnik: dla mnie, żyjącej w 5-osobowej rodzinie, która lubi od czasu do czasu spakowana gdzieś pojechać, to warunek niezbędny.lpoolp/
Tym, co zaburzyło bajkowość naszej wycieczki były różne sprzeczki po drodze. A to konflikt między ojcem a córką o to, kto włączy swoją muzykę, następnie konflikt między mną a mężem, kto i jak będzie prowadził samochód i jaką trasą jedziemy. Następnie konflikt między siostrą a bratem o to, czy można podczas jazdy samochodem pić i jeść w tymże. Oraz kto będzie biegał za energicznym 2-latkiem podczas obiadu w restauracji i śniadania w hotelu.
Takie jest właśnie nasze życie: utkane ze sprzeczek, różnych wizji tego, co i w jaki sposób będziemy robić, co na dany temat sądzimy i kogo prawda zwycięży. Jednak zawsze po każdym rodzinnym konflikcie, przychodzi otwartość na negocjacje lub kompromis, a następnie zgoda i porozumienie. Dzielimy się sprawiedliwie kierownicą, muzyką, opieką nad dzieckiem i wolnym czasem. Życie to nie bajka i nie da się wszystkich zadowolić, ale warto dogadać się, a czasem ustąpić.
Skoro jesteśmy przy kompromisach: jeżeli sądzicie, że ja i mąż lubimy chlupać się w basenie z kilkudziesięcioma innymi ludźmi to mylicie się. Nie lubimy, nie ten typ. 🙂 Jednak wiemy, że nasze dzieci były przeszczęśliwe mogąc korzystać z uroków aqua parku. I mimo, że nas, dorosłych, atmosfera tego typu miejsca nie porywała, to widok uśmiechniętych buź naszych dzieci, wszystko rekompensowała. Bo warto robić coś dla innych. Oczywiście w granicach rozsądku. Fakt, że moje dzieci lubią spędzać czas w aqua parku nie oznacza, że teraz każdy weekend będziemy w nim spędzać, co to to nie. 😉
Tym, co nas od 20 lat łączy z mężem jest fakt, że uwielbiamy wycieczki po lesie i najchętniej każdą podróż kończylibyśmy właśnie na łonie natury. Liczyliśmy na to, że nasze pasje podzielą dzieci. Owszem, przez wiele lat tak było, ale aktualnie córki uważają las i przyrodę za zmułę. 🙂 Za to syn lubi być wszędzie, tam gdzie my.
Oto życiowa obserwacja Nishki: kilkulatek chce spędzać z rodzicami prawie cały czas i sztuką jest trochę mu tego czasu ograniczyć, natomiast nastolatki nie chcą spędzać z rodzicami prawie żadnego czasu i sztuką jest trochę im tego czasu ukraść. 🙂
I właśnie podróże samochodem są u nas świetnym sposobem na to, żeby porozmawiać z nastoletnimi córkami, które wówczas w tajemniczy sposób otwierają. To właśnie w aucie opowiadają mi (oczywiście nie za każdym razem, aż tak dobrze nie jest) o perypetiach mijającego dnia, o swoich radościach i niepokojach, tak jakby fotel auta był niczym kozetka u „rodzica-psychoterapeuty”. 🙂
Natomiast jeżeli chodzi o malucha, to w tym przypadku jego fotelik staje się miejscem pacyfikacji i zniewolenia, ale na tyle sprytnej, że nie wiąże się z jego cierpieniem, bo syn uwielbia jeździć samochodem i wówczas w tajemniczy sposób przestaje nas sobą absorbować. 🙂
Uwielbia auta i nigdy się z nimi nie rozstaje, nawet podczas snu, serio, nie zaśnie bez auta w dłoni. Możecie więc sobie wyobrazić, jaką ekscytację przeżywa w dużym aucie.
Uprzedzając Wasze pytania: syn jeździ w foteliku odwróconym tyłem do jazdy samochodem.
Dlaczego? Bo to najbezpieczniejsza opcja. Tłumaczy to Marysia Górecka w tekście Dlaczego Twój kilkulatek powinien jeździć tyłem do kierunku jazdy? (oczywiście niemowlę zdecydowaniem również!). Polecam lekturę, znajdziecie tam również rozprawienie się z różnymi mitami typu „dziecku będzie smutno, że siedzi tyłem” itd. Ponadto, żeby jeszcze bardziej trafić do Waszej wyobraźni, możecie obejrzeć ten filmik ukazujący, co dzieje się podczas kolizji z dzieckiem siedzącym do przodu i do tyłu.
To właśnie Szwedzi znani ze swojej obsesji na punkcie bezpieczeństwa stworzyli tak zwany Test Plus, czyli test zderzeniowy i naklejki świadczące o zdaniu testu można znaleźć tylko na fotelach RWF, czyli tych tyłem do kierunku jazdy. Jeżeli więc jesteście rodzicem dziecka 0-4, bardzo zachęcam Was, byście używali fotelików RWF, czyli do jazdy tyłem.
Polecam też obejrzenie pięknego spotu promującego Volvo V60: