Sport w życiu rodzica i dziecka

Z raportu GUS wynika, że co piąty uczeń szkoły podstawowej, co czwarty uczeń gimnazjum i co trzeci uczeń liceum nie uczęszcza na lekcje wychowania fizycznego. Dzieci wykręcają się z zajęć wuefu jak mogą, np. brakiem stroju, a rodzice im to jeszcze ułatwiają, np. załatwiając „lewe zwolnienia od lekarza”. Uzasadniają to tym, najważniejsze, żeby dziecko uczyło się. „Wuef możesz sobie odpuścić, jeszcze się przemęczysz, przeziębisz, urazu nabawisz, a przecież musisz mieć siłę na zdobywanie wiedzy.” Tacy rodzice wyrządzają dzieciom krzywdę! Posłuchajcie mojej historii.          

Historia Matki

W szkole podstawowej chodziłam do klasy sportowej. Codziennie miałam dwie godziny wuefu i zaangażowanych nauczycieli, czyli nie organizujących nam zajęć na macie („macie piłkę i coś sobie poróbcie”), lecz wymagających, żeby nie rzec: bezlitosnych, każących nam codziennie w lecie: biegać, zimą: jeździć na nartach biegowych (moja szkoła usytuowana była blisko lasu). Oprócz tego należałam do szkolnej reprezentacji koszykówki, bywały więc okresy, w których przez kilka tygodni opuszczałam połowę lekcji i jeździłam z koleżankami koszykarkami po innych szkołach, w których rozgrywałyśmy mecze. Kiedyś nawet zdobyłam tytuł królowej kosza, czyli zawodniczki, która podczas meczu najwięcej razy trafiła piłką tam gdzie trzeba:)

Też mogłam mieć taką sesję;)

Te kilka lat wspominam jako okres ogromnego zmęczenia. Po lekcjach i treningach byłam wyczerpana, ledwo żywa, padnięta i … szczęśliwa. Kto uprawia sport, ten wie o czym mówię. Podczas wysiłku, w organizmie wydzielają się hormony szczęścia (endorfina), za to usuwane są hormony stresu (adrenalina i kortyzol). Sport uzależnia!

Niestety w liceum (do gimnazjum nie chodziłam) moja sportowa kariera została brutalnie przerwana przez… lenistwo.

Historia Córki

Kilka lat później, gdy moja córka (urodziłam ją mając 19 lat) kończyła tzw. nauczanie początkowe, czyli była pod koniec III klasy szkoły podstawowej, próbowałam ją namówić, żeby kontynuowała edukację w klasie sportowej. Nie chciała, więc dałam sobie i jej spokój i temat zupełnie odpuściłam. Nigdy jednak nie pozwoliłam jej na opuszczanie zajęć wychowania fizycznego, ani nie pisałam zwolnień z tych lekcji.

Gdy miała około 11 lat, czyli była w VI klasie, zaczęła brać udział w zawodach sportowych (o czym pisałam TUTAJ). Traktowałam to jednak bardziej jako przedłużone lekcje wuefu, a nawet widzimisię nauczyciela, który musiał wysłać reprezentację uczniów osiągających najlepsze wyniki, a że akurat znalazła się tam moja córka? A niech sobie biega…

Sportowe gimnazjum

 Jakież było moje zdziwienie, gdy kilka miesięcy później nagle poinformowała mnie, że chce iść do sportowego gimnazjum!

—  Nie podoba mi się ten pomysł — oznajmiłam.

—  Dlaczego?

—  Chcę, żebyś poszła do dobrego gimnazjum, z wysokim poziomem nauczania. Skupionym przede wszystkim na nauce, a nie na sporcie —  rzekłam pełna gimnazjalnymi lęków, z których zwierzyłam Wam się w tekście Gimnazjum? Nie, dziękuję.

—  Mamo, jutro są dni otwarte, szkoła będzie prezentowana rodzicom i dzieciom, zrób to dla mnie i chodźmy tam, proszę!

Mimo że wiem, że w obliczu niżu demograficznego współczesne szkoły walczą o „klienta” jak mogą i ich pokazy, prezentacje, „oferta” są w dużej mierze zabiegiem marketingowym, przedstawienie zrobiło na mnie wrażenie. Każda z klas: piłkarska, koszykarska, siatkarska, lekkoatletyczna przygotowała swój występ. Uczniowie prezentowali nam różne koszykarskie choreografie, piłkarskie tańce itp. Robiło wrażenie.

Doznałam iluminacji i rzekłam do siebie: SPORT, głupcze!

Nagle zrozumiałam! Dziecko uprawiające sport jest skupione na uprawianiu sportu i rzadziej mu w głowie durne pomysły. Charakterystyczna dla tego wieku potrzeba popisywania się, będzie realizowana na płaszczyźnie sportowej: nastolatek będzie chciał zaimponować kolegom i koleżankom osiągnięciami sportowymi, a nie eksperymentami z używkami. Ponadto dziecko, któremu zależy na osiąganiu wysokich osiągnięć sportowych, będzie mniej skłonne do sięgnięcia po papierosy, bo będzie to miało zły wpływ na jego kondycję. Dyscyplina, pasja, praca nad sobą, wyznaczanie sobie celów i dążenie do nich, konieczność współpracy z grupą, doświadczenie zwycięstw, ale też klęsk, nauka radzenia sobie z porażkami i wszystkie inne zachowania, które wynikają z uprawiania sportu: to wszystko zrobi dobrze mojej córce!

—  Możesz iść do tego gimnazjum.

W jednej chwili podjęłam decyzję, że jestem ZA. (O moim trybie podejmowania decyzji napiszę wkrótce).

Sesja Natashy Poly „Glam and Sporty” dla włoskiego Vogue. Natasha = Nishka +Natalia! Przypadek? Nie sądzę 😉

—  Proszę państwa, i jeszcze jedna zaleta —  nagle uświadomiłam sobie, że przestałam słuchać przemówienia dyrektora, który po kolei wymieniał zalety uczenia się w szkole sportowej: młodzież ucząca się w naszej szkole jest szczupła. Uprawiającym sport nie grozi nadwaga, bolączką współczesnych dzieci i nastolatków.

Kilka tygodni później córka zdała egzaminy. Jest teraz uczennicą szkoły sportowej w klasie lekkoatletycznej (biega). Była to jedna z lepszych decyzji jaką podjęłyśmy.

Owszem, poziom nauczania nie jest wyjątkowo wysoki ale też nie jest taki zły. Tak naprawdę podstawa programowa jest identyczna w każdej szkole, więc tym, co je różni, oprócz sposobu przekazywania wiedzy, jest jej egzekwowanie. Staram się więc trzymać rękę na pulsie i sama to egzekwować, w przypadku nieposłuszeństwa straszę córkę egzekucją 😉

Sportowiec dba o formę

Bardzo spodobało mi się jak trener na pierwszym spotkaniu, w którym uczestniczyli również rodzice, powiedział uczniom:

— Pamiętajcie: dobry sportowiec to inteligentny sportowiec. Nauka jest równie ważna jak treningi.  Co jakiś czas będę monitorował wasz dziennik lekcji. Jak zobaczę u kogoś znaczne pogorszenie się ocen, odsuwam go od treningów. I jeszcze jedno:  sportowiec, który je chipsy i pije te słodkie napoje gazowane robi sobie szkodę. Dbajcie o siebie, jedzcie i pijcie zdrowo. Mam nadzieję, że u nikogo z was nie zobaczę jakiś energetyków lub jedzenia nafaszerowanego chemią i konserwantami.

Jedno słowo trenera potrafiło zdziałać więcej niż dziesięć moich słów:)

Zaszczepmy dzieciom zdrowe nawyki

Nie mam na celu zachęcenie Was do słania dzieci do szkół sportowych. Chcę Was namówić, byście docenili sport w życiu Waszych pociech i Was samych. Nie zwalniamy dzieci z lekcji wychowania fizycznego, zachęcajmy je do ruchu, odciągajmy od ekranów tabletów i telewizorów, paczek chipsów i kubłów słodkich napojów gazowanych i wyciągajmy na rower i piłkę. Przede wszystkim jednak zacznijmy od siebie! Nawyki najłatwiej zaszczepić dzieciom do 10 roku życia, potem jest coraz trudniej. Jeżeli nie mamy siły i odwagi, żeby zmobilizować się na bieganie, czasu na siłownię, pieniędzy na aerobik, to spróbujmy inaczej, małymi kroczkami. Gdzie możemy podejść, podejdźmy (czy naprawdę do osiedlowych sklepu musimy jechać samochodem?), w weekend idźmy na kilkukilometrowy spacer lub przejażdżkę rowerem. Na tle Europy jesteśmy jednym z najbardziej nieruchawych krajów, ze skrajnie siedzącym trybem życia: najpierw cały dzień w biurze przed komputerem, potem w domu znów ciągle przed ekranem komputera lub telewizora. Nie dość, że sobie wyrządzamy krzywdę, to jeszcze robimy to swoim dzieciom, które wzorują się na nas. Sprzedajemy im taki tryb życia, a potem dziwimy się ich lenistwu, krzywym kręgosłupom, braku kondycji zadyszeniu, nadwadze.

Zmuszajmy dzieci i siebie do ruchu!

Sport, wprost przeciwnie do tego, co sądzą rodzice, o których wspominałam we wstępie, nie szkodzi, a sprzyja nauce, bo rozwija koncentrację, pobudza krążenie, wpływając pozytywnie na pracę mózgu. Sport uczy też dużej pracy nad sobą. Moja córka, która miała zawsze duże problemy z porannym wstawaniem, jest w stanie zerwać się o 6 rano w sobotę, gdy wie, że o tej porze został zarządzony trening! Wczoraj wróciła z kilkunastodniowego obozu sportowego, podczas którego miała dwa razy dziennie treningi i mówi, że już nie może doczekać się jutrzejszego dnia, bo jutro zajęcia na stadionie!

Moja autoterapia

Żeby nie było wątpliwości: ten tekst jest też pewnego rodzaju autoterapią. Namawiając do ruchu Was, tak naprawdę namawiam też siebie. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, w jakich trudnych warunkach muszę żyć. Abstrahując od córek (młodsza też zwykle w ruchu), mam jeszcze męża, który codziennie rano gimnastykuje się, a kilka razy w tygodniu ćwiczy jeszcze w domu popołudniami (kung fu). Co więcej, namawia mnie, żebym ćwiczyła razem z nim! Ciągłe odmawianie i pozostawanie w statusie „sobie siedzę i jem czekoladę” jest naprawdę deprymujące! Jak tak można doprowadzać mnie do takiego zakłopotania?! 🙂

Komentarze: