– Nie rycz jak dziewczyna. Przecież jesteś chłopakiem.
– To nie przystoi dziewczynce.
Rodzice i nauczyciele często określają zachowania dzieci jako chłopięce czy dziewczęce. A one są po prostu ludzkie, dziecięce. Zrozummy to wreszcie.
Chłopiec czy dziewczynka?!
W pierwszej ciąży dość szybko dowiedziałam się, że noszę w sobie córkę. Gdy pięć lat później byłam w ciąży drugi raz, podczas badania USG dziecko tak się ułożyło, że nie można było stwierdzić, czy posiada pewien szczegół anatomiczny czy nie. Napisałam „szczegół”? O ja naiwna, chyba raczej kluczowy element różnicujący ludzi!
Wpadłam na pomysł, że dowiem się o tym dopiero przy porodzie i przy kolejnych badaniach prosiłam lekarza, żeby nie zdradzał mi, co widzi albo czego nie widzi na swoim monitorze. Polecam tę niespodziankę. Wszyscy dopytywali:
– Chłopiec czy dziewczynka? Syn czy córka? – tak jakby była to najważniejsza sprawa.
– Nie wiem. Dowiemy się, jak się urodzi – odpowiadałam, nie mając żadnych oczekiwań ani nadziei. Czekałam po prostu na swoje dziecko. I to, czy oraz w jakiej postaci kompleks kastracyjny będą mu zarzucać, czy posądzą je o zazdrość o penisa czy może zazdrość o łono, nie miało dla mnie znaczenia.
Przy trzeciej ciąży, w której aktualnie jestem, co widać za załączonych zdjęciach autorstwa Agnieszki Buuby, na których mojego synka odgrywa piesek Żudit, w związku z tym, że wykonywałam badania prenatalne, informacja o płci spłynęła na mnie już w 14 tygodniu ciąży.
– Zdrowe – odetchnęłam z ulgą, wchodząc z wynikami do samochodu. – I znam już płeć. Jak myślisz? – spytałam męża.
– Wiadomo. Córka – odparł bez cienia wątpliwości.
– Syn – odparłam. Też byłam przekonana, że potrafię rodzić wyłącznie córki!
Oczywiście, że płeć nie miała dla nas największego znaczenia. Gdybyśmy dowiedzieli się, że będziemy mieć trzecią córkę cieszylibyśmy się tak samo. Ot, mąż musiałby sobie jakoś ułożyć życie z czterema kobietami. 😉
Jednak nie ukrywam, że miło mi ze świadomością, że wkrótce będę miała okazję zmierzyć się z dzieckiem innej płci. Czasem jednak zadaję sobie pytanie, czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Czy inaczej wychowywałabym córki, gdyby były chłopcami? Czy miałabym wobec nich inne oczekiwania, wymagania? Czy nasza więź wyglądałaby inaczej?
Pytanie o płeć jest jednym z najczęściej zadawanych mi pytań. Kilkakrotnie już spotkałam się z reakcją znajomych mam, które dowiedziawszy się, że teraz będę mieć syna, radośnie wykrzykiwały:
– Kochana, zobaczysz, z synem to jest zupełnie inna bajka! Wspaniale!
Spytałam wczoraj Michała Pozdała, świetnego psychoterapeutę i seksuologa, autora rewelacyjnej książki „Męskie sprawy”, którego miałam okazję poznać półtora roku temu (i byłam szczuplejsza o 12 kg 🙂 )
Czy to ma aż tak duże znaczenie, czy jest się matką córki czy syna?
Oto co mi odpowiedział:
„- Tak, myślę, że fakt posiadania córki, czy syna ma dla kobiety duże znaczenie. Przede wszystkim, w przypadku dziewczynki, matka może odwoływać się i czerpać z własnych doświadczeń. Jesteście ekspertkami dziewczęcego świata, bo same nimi jesteście! Wielokrotnie pamiętacie, jak to było w różnych sytuacjach. I chociaż świat dookoła zmienił się diametralnie, pewne sytuacje pozostają takie same. Dziewczyny nadal dostają pierwszej miesiączki, zakochują się, słyszą, że czegoś im nie wypada. Pamiętacie, jak skomplikowane i często bolesne było dojrzewanie. Wy zwyczajnie wiecie, jak to jest! Jeśli macie odrobinę wglądu i nie usztywniłyście się w roli dorosłego rodzica, możecie z tego zasobu korzystać.
W przypadku wychowania syna, sprawa wygląda trochę inaczej. Przede wszystkim pokutuje tu stereotyp, że chłopcy są znacznie mniej skomplikowani od dziewczynek. Moim zdaniem to wielka, powtarzana od dziesiątek lat, bzdura. Nie macie pełnego dostępu do męskiego przeżywania świata i złożoności naszego życia psychicznego. Same pamiętacie swój wewnętrzny bałagan z okresów dzieciństwa czy dorastania i podejrzewacie, że u syna to przecież nie występuje. Poza tym „chłopak tego wszystkiego tak nie przeżywa, trzaśnie drzwiami i po sprawie”. A to nieprawda, przeżywa. No właśnie, te drzwi są dla was zatrzaśnięte. I chociaż pozornie może wydawać się, że za nimi leżą równo poukładane pudełka, jak w głupich żartach o męskiej psychice, tam znajduje się cały męski wszechświat.”
Męski wszechświat, męskie sprawy
Przyznam, że dla mnie ten męski wszechświat jest w pewnym sensie tajemnicą. Mam dwie córki. Przez wiele lat wychowywałam się z siostrą, mój brat urodził się dopiero, gdy miałam 13 lat i jako zbuntowana nastolatka nie byłam nim zbyt zainteresowana. Więź pojawiła się dopiero, gdy był nastolatkiem. Nie znam więc małych chłopców, a mężczyzn uczę się, obserwując mojego męża i odnosząc różne sprawy do mojego taty, którego również poznałam, gdy był już dorosły. 🙂
Gdy więc Michał wysłał mi swoją świeżo wydaną książkę: „Męskie sprawy”, podekscytowana zanurzyłam się w jej lekturze.
To książka w postaci rozmowy. Agata Jankowska rozmawia z Michałem o chłopcach, chłopakach, mężczyznach, synach, mężach, kochankach, ojcach. O relacjach chłopca z matką i ojcem, o seksualności, życiu seksualnym, zagubieniu współczesnego mężczyzny, o zjawisku, o którym trąbi popkultura, czyli tzw. kryzysie męskości – który zdaniem Michała nie istnieje („Wszystko, co robi mężczyzna jest męskie, bo przecież jest mężczyzną!”), o relacjach męsko-damskich, zazdrości, zdradzie, o kulcie ciała, bigoreksji, hipermęskości, obsesji „masy i rzeźby”, kryzysie wieku średniego, wreszcie: o ojcostwie. Polecam książkę z ręką na sercu, czyta się ją świetnie!
Ubolewając nad tym, że to nie ja jestem współautorką tej książki 😉 zadałam wczoraj Michałowi jeszcze jedno pytanie, które mnie bardzo w kontekście tego, że spodziewam się syna, nurtowało:
Relacja matka: córka i relacja matka:syn
– Michał, wiele znajomych mam: starszych i młodszych, porównując swoje relacje z córką i synem, mówiły, że do chłopca mają o wiele więcej cierpliwości. Że między matką a córką istnieje duże napięcie, mniejsze niż między matką a synem. Czy możesz to skomentować? Przyznam, że sama mam mało cierpliwości do córek i między nami czasem aż iskrzy….
oto, co mi odpowiedział:
„- Zgadzam się z tym. Widać to nawet w terapii nastolatków czy rodzin z dorastającymi dziećmi. Konflikty miedzy matkami a córkami wybuchają z zupełnie innych powodów, niż między matkami a synami. Nawet sposób kłócenia się jest inny. Mam wrażenie, że od córek kobiety wymagają znacznie więcej niż od synów. Może dlatego, że w naszym świecie, nadal łatwiej być facetem? Ponadto natura wymyśliła to w taki sposób, że kiedy wasze córki stają się młodymi kobietami, wy same konfrontujecie się z przemijającym czasem. Podobne procesy zachodzą między ojcem a synem. To generuje wiele napięć, często nieuświadomionych uczuć.
Myślę też, że w wielu rodzinach syn jest … odrobinę bardziej chciany. Nasze uwarunkowania kulturowe, wiara, że płeć męska jest lepsza i przywileje, które panowie otrzymują przy narodzinach powodują, że informacja o przyjściu na świat chłopaka, otoczona jest szczególną celebrą. Ojcu zostaje już tylko te cholerne dom i drzewo, żeby dopełnić swojej męskości, a kobieta? Słyszałem kiedyś, że wydając na świat syna dopełnia swoją kobiecość. Osobiście uważam, że to zwyczajnie popłuczyny po dogorywającym patriarchacie, dlatego namawiam: przestańmy w końcu mówić do chłopców „zachowujesz się jak baba” lub mówmy to jako pochwałę, a nie naganę!„.
Synu, nie mazgaj się jak dziewczyna
Michał z niepokojem mówi i pisze w książce o tym, że zamiast dawać dziecku możliwość pełnej ekspresji tego, kim jest i jak się zachowuje – wielu rodziców i nauczycieli w szkołach i przedszkolach nazywa zachowania dzieci i ich środki wyrazu chłopięcymi czy dziewczęcymi. A one są po prostu ludzkie, dziecięce. Dziecko, niezależnie od tego, czy jest chłopcem czy dziewczynką, płacze, mazgai, bo z jakiegoś powodu jest mu smutno, przykro, boi się lub coś go boli. Ma do tego prawo!
Mówienie:
– Nie płacz jak baba. Tylko dziewczynki się mazgają.
– Nie bój się, bądź twardy, odważny. Chłopcy i mężczyźni nie boją się.
…. nie spowoduje, że strach, lęk lub ból znikną! To sprawi „tylko” i „aż”, że pohamuje odruchy i stłumi emocje, a to nie prowadzi do niczego dobrego. Z czasem wejdzie to mu w krew i potem, w przypływie słabości, smutku, lęku – które są naturalną emocją każdego człowieka, niezależnie od tego, czy jest kobietą czy mężczyzną, będzie czuł się NIEMĘSKI. Bo przecież „prawdziwy facet to twardziel.”.
Czytam w książce zdanie, które powinni wbić sobie do głowy wszyscy rodzice:
Tymczasem dla wielu dzieci dużo odważniejszą decyzją jest powiedzenie na głos: „Boję się”, kiedy rówieśnicy chodzą po drzewach i popisują się swoją sprawnością. To jest dopiero odwaga. Musi stanąć twarzą w twarz z miażdżącą siłą stereotypów i przekonań, którymi jest zalewany od najmłodszych lat. I cała sztuka polega na tym, żeby tę odwagę docenić, wspierać, a nie deprecjonować.”
Druga sprawa, równie oburzająca to fakt, że komunikatem: „Nie maż się jak baba, przecież jesteś chłopakiem” deprecjonuje się kobiety i dziewczynki. Jako istoty słabsze, których nie warto naśladować i „zachowywać się tak jak one”.
Dlatego ja nigdy tak do swojego syna nie powiem, a jeżeli mąż spróbuje, to pożałuje tego. Oprócz mnie w naszym domu mieszkają dwie waleczne dziewczyny, które nie pozwolą sobie na taką narrację w stosunku do brata. Wszyscy czasem płaczemy, phi. Normalna, ludzka sprawa.