Dziś opowiem Wam o sześciu zabawach, w które bawią się moje dzieci, gdy odciągam je od monitorów.
Dziś opowiem Wam o sześciu zabawach, w które bawią się moje dzieci, gdy odciągam je od monitorów.
Tekst powstał przy współpracy z marką LEGO. (Zawsze chciałam to napisać!).
Ilekroć ktoś traktuje mój tekst 13 powodów, dla których nie należy bawić się klockami LEGO na poważnie – nie mogę przestać się dziwić. Zalety zabawy klockami LEGO są bowiem tak oczywiste, że założyłam, że nie istnieje na świecie nikt, kto mógłby je podważyć. Wszyscy LEGO lubią i uważają, że jest to zabawka mająca pozytywny wpływ na rozwój dziecka, rozwijająca jego kreatywność, wyobraźnię i intelekt. Byłam więc przekonana, że każdy czytelnik zauważy, że pisząc tamten tekst trzymam w ręku podstępne narzędzie ironii. Nie śmiałabym powiedzieć złego słowa na LEGO! No może oprócz tych momentów, w których na nie nadeptuję 🙂
Nadeszły wakacje, dużo wolnego czasu. Co powiecie na to, że co jakiś czas będę podsuwać Wam pomysły na ciekawe zabawy, w które możecie bawić się ze swoimi dziećmi lub małżonkami?
Dziś uwadze polecam „Wywożenie martwych zwierząt z ZOO”: zabawę wymyśloną w weekend przez moje córki i znajomych, którzy u nas gościli.
— Jak poznali się twoi rodzice? — mąż przeczytał wylosowane pytanie.
— Nie wiem, byłem zbyt mały — odparł, a córki wybuchnęły śmiechem.
— A tak poważnie to pamiętasz jak MY się poznaliśmy? — spytałam męża. — Ja to doskonale pamiętam i opowiem wam, dziewczyny — zwróciłam się do córek. — Otóż znaliśmy się z tatą z widzenia, bo bywaliśmy czasem w tym samym muzycznym klubie. Rozmawialiśmy dosłownie dwa razy przez moment. Wasz tato zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Ja chyba na nim niespecjalnie, bo nie poprosił mnie o numer telefonu.
— Tato, jak mogłeś nie zwrócić uwagi na Nishkę?! — spytała dramatycznym tonem starsza córka: żartownisia.
Planując wyjazd na Łotwę, mąż w pewnym momencie pół żartem, pół serio, głośno zastanowił się:
– Cholera wie, kto mieszka na tej Łotwie, może tam jest niebezpiecznie? Muszę wziąć ze sobą chociaż jakiś scyzoryk.
Córki usłyszały to i wzięły sobie te słowa do serca. Kilka dni później spakowani siedzieliśmy już w samochodzie i jak to zwykle u nas w takich momentach bywa, kilkakrotnie wracaliśmy się do domu, zwłaszcza ja, nękana kompulsjami (Czy wyłączyłam żelazko? Czy na pewno wzięłam z domu młodsze dziecko?). Dziewczyny za to o dziwo siedziały z tajemniczymi minami na tylnych fotelach samochodu, coś jakby przed nami ukrywając. Dostrzegam to dopiero teraz, wtedy byłam zbyt zaaferowana zbliżającą się podróżą. Otóż moje córki wiozły ze sobą miecze.
O ich istnieniu dowiedziałam się dopiero na łotewskiej plaży.
Czasami udaje mi się podsłuchać zabawę córek. Opisywałam już zabawę w pieska i zabawę w policjanta, wczoraj byłam […]
Po zabawie w pieska, przyszła pora na zabawę w policjanta.
– Mamo, pobawimy się w policjantkę i kierowcę? – zaproponowała mi córka.
– Ok.
– Więc ty bądź policjantką – rozdzieliła role i zajęła w samochodzie miejsce kierowcy.
– Proszę mi pokazać dokumenty – zażądałam, zapinając guzik w mundurze – I wytłumaczyć, dlaczego przekroczyła pani dopuszczalną prędkość.
– Mrożonkę w samochodzie wiozłam. Nie chciałam, żeby się roztopiła – odpowiedziała, wręczając mi prawo jazdy i dowód rejestracyjny.
– Przecież zimę mamy! Mhm. Zastanawiam się teraz, czy wręczyć pani mandat w wysokości 300 zł – poprawiłam swoją policyjną czapkę – czy dać pouczenie.
– O, nie! Wolę mandat!
Od kilku tygodni ulubioną zabawą młodszej córki jest zabawa „w pieska”. Początkowo było dość sympatycznie, chętnie wcielałam się w rolę właściciela psa.
Jednak w pewnym momencie zaczęło mnie to drażnić: głośne szczekanie, lizanie po twarzy, bolesne ugryzienia, chodzenie na czworakach, podchodzenie ze smyczą w zębach i domaganie się prowadzenia na niej. Słowem: czułam się jak zbity pies. Dlatego grzecznie poprosiłam córkę.
– Proszę cię, odpocznijmy trochę od zabawy w pieska.
– Dobrze, to już ostatni raz.
Chwilę później:
– Hau! Hau!
– Proszę się, nie liż mnie, psiakrew, dosyć, przestań, pocałuj psa w nos, nie baw się już w pieska!
Po jakimś czasie (gryzłam już syfon):
– Hau! Hau!
– Na psa urok, ostatni raz przychodzisz do mnie jako pies!
– Dobrze.
A za moment:
– Miau, miau – zrobiła koci grzbiet, otarła się o moje nogi i podrapała pazurkami moją dłoń.
Copyright © Nishka 2013-2017 • Wszelkie prawa zastrzeżone: zabronione jest kopiowanie tekstów i zdjęć pochodzących z bloga.