Ten robot zrobi za Ciebie absolutnie wszystko. Wprawdzie w wyobraźni, ale przymknijmy na to oko.
.
— Ach, chciałabym mieć robota, który by wszystko za mnie robił, szczególnie rano — rozmarzyła się przy śniadaniu młodsza córka.
— Mamo, za ciebie też, na przykład, żeby prasował ubrania — dodała wspaniałomyślnie.
Tu należy wtrącić, że dziecko kojarzy prasowanie z porankiem, ponieważ mam taki zwyczaj, że ubrania prostuję wyłącznie tuż przed nałożeniem czyli rano, bo wieczorami i popołudniami nigdy się nie składa, żeby zająć się tą górą suchego prania…
W pewnym sensie lubię to poranne prasowanie. Kojarzy mi się z tym etapem poranka, w którym cały dom jeszcze śpi, a ja sobie spokojnie piję pierwszą filiżankę kawy i zwykle, nieświadomie, nie zwracając na to uwagi, żelazkuję.
Po tym błogim, sielankowym etapie nadchodzi etap niespokojny, podczas którego jest głośno, gwarno, spieszno, mieszkańcy wyścigują się w drodze do łazienki, nerwowo szukają szczotek do włosów, wysypują płatki owsiane, wylewają mleko..
— I żeby ten robot wszystko za nas robił: na przykład ścielił łóżko, mył zęby, pomagał zjeść śniadanie, w różne miejsca nas zabierał… — głośno marzyło dziecko.
WTEM! Z pokoju wyskoczyła dopiero co przebudzona starsza siostra, krzycząc:
— Mów za siebie! Nie życzę sobie, żeby ten robot mnie ubierał.
— Nie mówiłam nic o ubieraniu! — odparła młodsza.
— Mówiłaś, słyszałam: żeby mył zęby, jadł śniadanie, nas ubierał. A ja sobie może nie życzę, żeby ktoś mnie ubierał, wiesz?
I tak oto moje córki pokłóciły się rano o robota, który nie istnieje. To dopiero sztuka, co? 🙂
więcej dialogów sióstr tutaj 🙂