Zła jestem, bo byłam dziś w dwóch Biedronkach i nie było już „Małego słownika ważnych pojęć”. Zamówię go sobie przez internet, ale taka jestem nabuzowana, że nie mogę czekać aż do mnie dotrze, więc piszę o tym już dziś!
Wyjaśnię tym, którzy nie wiedzą: otóż kilka dni temu magazyn Fronda wezwał Polaków do bojkotowania tego dyskontu spożywczego, bowiem udostępniając na swoich półkach tę książkę, propaguje homoseksualizm i uderza w tradycyjną rodzinę!
Książeczka wyjaśnia dzieciom różne pojęcia i zjawiska występujące we współczesnym świecie. Jak pisze wydawca książki:
Ponad 200 terminów, które pomogą ci poznać otaczający cię świat. Cywilizacja, doping, feministka, strajk, ekologia, imigrant… Te słowa bardzo często pojawiają się w rozmowach dorosłych. Dzieci, słysząc je, nie zawsze znają ich sens. Niniejszy słownik w niekonwencjonalny sposób – za pomocą komiksów – podaje ich definicje. Zachęca też do zgłębiania wielu zagadnień i poznawania zjawisk zachodzących we współczesnym świecie.
I tak, przykładowo: homoseksualista to według Bertranda Fichou, czyli autora słownika: „człowiek, którego pociągają osoby tej samej płci: homoseksualnego mężczyznę pociągają mężczyźni, a homoseksualną kobietę pociągają kobiety”, natomiast homofob „to ktoś, kto nie lubi homoseksualistów”.
Tym, co bardzo zbulwersowało Frondę były rysunki towarzyszące definicjom. Oto „homoseksualistę” ilustrowały dwie uśmiechnięte lesbijki z pieskiem, natomiast „homofoba” wściekły mężczyzna, a jego emocje można było odczytać po wyrazie twarzy i zaciśniętych pięściach.
Ciekawie skomentował tę sytuację Janek Favre, polecam jego tekst Biedronka promuje homoseksualizm według Frondy.
Tymczasem ja chciałabym spojrzeć na sprawę z perspektywy rodzica.
Od lat uczę wychowuję dzieci w kulcie wiedzy o świecie i chętnie tłumaczę im współczesny świat. Mamy w domu wiele słowników, encyklopedii, bajek, leksykonów. Po drugie, w moim domu panuje atmosfera tolerancji dla odmiennych wyznań, ras, orientacji seksualnych oraz odmiennej płci, wieku, wykształcenia. Pisałam o tym w tekście Conchitta, czyli lekcja tolerancji .
Dzieci, z właściwą sobie ciekawością świata gdy widzą coś, co je zaskakuje, zadają pytania. To, w jaki sposób rodzic na nie odpowiada, w bardzo dużej mierze kształtuje ich światopogląd. Zawsze wychowywałam dzieci w poszanowaniu do odmienności. Uczyłam je, że ludzie są niepowtarzalni i różnorodni i że każdy zasługuje na szacunek.
Gdy dzieci przynosiły z przedszkola lub pierwszych klas szkoły tak popularne wśród dzieci i młodzieży słowo „gej” używane jako obelga – zawsze reagowałam. Tłumaczyłam, rozmawiałam, uczyłam empatii, wychodzenia poza własne „widzimisię” i opowiadałam o tym, że nie wszyscy jesteśmy tacy sami i że „inny” nie znaczy gorszy.
Teraz, gdy jedna jest już nastolatką, a druga będzie nią za rok, oburzam się na każdy, nawet żartobliwy żart owiany nutką homofobii. Tak jak nie ma dla mnie cyberprzemocy na żarty, o czym pisałam w tekście Czy dziecko może być mordercą, tak nie ma dla mnie homofobii na żarty.
Byłam dumna, gdy córka wróciła któregoś dnia ze szkoły zbulwersowana, bo nauczycielka na lekcji Wychowania Do Życia w Rodzinie włączyła dzieciom film, o tym jak bohater wyleczył się z homoseksualizmu, z jakimś komentarzem w stylu: „Da się? Da się”. Byłam dumna, że moje dziecko miało w sobie tyle odwagi cywilnej, żeby wstać i powiedzieć głośno:
– Proszę pani, homoseksualizm nie jest chorobą! Ten film fałszuje rzeczywistość!
Wiem, że taka postawa jest pokłosiem mojego wychowania do .. życia w społeczeństwie.
Mam na tym punkcie fioła, reaguję na najmniejszą nawet aluzję rasistowską, homofobiczną, religijną i seksistowską. Czasem staję się niewolnikiem swojego radykalizmu i rodzinnym obiektem żartów.
Przez kilka ostatnich dni gościł u nas kolega naszych córek, syn naszych znajomych. Dzieci znają się od urodzenia i bardzo dobrze i swobodnie czują w swoim towarzystwie. W pewnym momencie z pokoju, w których przebywał chłopiec i moja młodsza córka dobiegły mnie następujące słowa:
– To pedały – rzekła moja 10-letnia córka.
– Pedały? – spytał 13-latek.
– Pedały – potwierdziła.
Wściekła wezwałam do siebie córkę i zdruzgotana swoją porażką wychowawczą, zaczęłam udzielać jej reprymendy:
– W naszym domu nie ma miejsca na żadne homofobiczne żarty, aluzje i sformułowania, rozumiesz? Tyle razy już o tym rozmawiałyśmy! – grzmiałam.
– Mamo, ale my rozmawialiśmy o rowerze.. – rzekło dziecko.
– Tak, potwierdzam! Rozwiązywaliśmy w książce zagadkę i odpowiedź brzmiała: „pedały”! – uściślił chłopiec.
🙂