Zamiast być córki adwokatem, byłam katem – historia ku przestrodze


Ten tekst, a właściwie pierwsze trzy zdania, które pozostawały niedokończone, przeleżał w moich blogowych szkicach kilka lat.

Nie ruszałam tego tematu, bo było mi wstyd. Postanowiłam jednak przypomnieć sobie tamte wydarzenia i stanąć znów z tą sprawą twarzą w twarz. Być może i Was skłonią do przemyśleń i większej czujności.

Kilka lat temu, gdy odbierałam córkę ze szkoły, usłyszałam od jej wychowawczyni:
– Pani córka uderzyła Jacka w głowę tabletem. Po tym wymiotował, jego mama zabrała go do lekarza.
Zrobiło mi się słabo.
– Słucham? Moja córka? Uderzyła Jacka w głowę tabletem?!! – spytałam przerażona spoglądając z wyrzutem na córkę, bladą ze strachu jak ściana.
– Tak.

Byłam zdruzgotana. W którym momencie popełniłam błąd? Jak mogłam przeoczyć to, że moje dziecko jest agresywne i skłonne do pobicia innego dziecka? Za chwilę strach przemienił się w złość i zbulwersowanie. Gdy wsiadłyśmy do samochodu, udzieliłam jej reprymendy.
– Jak mogłaś uderzyć w głowę Jacka?!!
– Nie uderzyłam go – wyszeptała.
– Jak to nie uderzyłaś? Chcesz powiedzieć, że pani kłamie? Lub że Jacek kłamie? I może sam uderzył się twoim tabletem?
– Ale… ja…nie….-  zaczęła mamrotać.
– Jak mogłaś kogoś pobić? Nie do wiary! Tabletem? Nigdy więcej nie weźmiesz do szkoły tabletu. Nawet jak będzie ten jeden wyznaczony dzień, w którym możecie to robić. Nigdy więcej, rozumiesz?! Zresztą w domu też go nie dotkniesz! – grzmiałam. Czułam, że mój umysł zalewa złość i strach.
– JAK MOGŁAŚ UDERZYĆ JACKA W GŁOWĘ?? – spytałam po raz szósty ze łzami w oczach. – Czy rozumiesz, że on może mieć wstrząśnienie mózgu? Wymiotował, mama musiała zabrać go do lekarza!

Córka szlochała.
– Opowiedz mi, jak to było i pamiętaj: mów prawdę i tylko prawdę! DLACZEGO GO UDERZYŁAŚ? – spojrzałam na nią groźnie.
– Nie wiem, nie wiem jak to było – chlipała.
– Ale uderzyłaś go?
– Nie pamiętam – wycedziła przez łzy.
– A, widzisz, na początku zaprzeczałaś, że tego nie zrobiłaś, a teraz już nie pamiętasz! JESZCZE KŁAMIESZ!!
Córka rozpaczała.
– Jasne, płacz, płacz nad swoim zachowaniem! Ja też nad nim płaczę!!!

Gdy wróciłyśmy do domu, opowiedziałam tę sytuację mężowi. Nietrudno się domyślić, że był równie oburzony co ja.
– Nie spodziewaliśmy się po tobie takiego zachowania! Dramat! Po prostu dramat! – krzyknął.
– Mam nadzieję, że nie skończy się to tragedią, dobrze, że mam numer telefonu do mamy Jacka! – dodałam.

– Boli go jeszcze głowa, ale zrobili mu prześwietlenie, nic nie wykazało. Już jest prawie wszystko dobrze – powiedziała mi mama.
– Uff – odetchnęłam. – Bardzo cię przepraszam za tę sytuację – wydukałam, pozwalając sobie na tę bezpośredniość, bo znałyśmy się.
– Ale za co mnie przepraszasz?
– Przecież moja córka uderzyła w głowę tabletem twojego syna.
– Pierwszy raz o tym słyszę – odparła.

Po jakimś czasie oddzwoniła do mnie i powiedziała mi, co zrelacjonował jej syn: otóż podczas przerwy moja córka była razem z koleżankami pochylona nad swoim tabletem, oglądały coś z przejęciem, jej syn również, ale stał z tyłu, za moją córką. W pewnym momencie, nie wiedząc, że z tyłu stoi Jacek, podniosła nagle głowę i rąbnęła go w czoło. Słowem: zderzyli się głowami przez przypadek! Nie można było mówić o kogokolwiek „winie”. Najwyraźniej chłopiec dostał mocniej niż moja córka, bo u niego skończyło się wymiotami i bardzo silnym bólem głowy, choć gdy znajoma mi to opowiadała, przypomniałam sobie, że w samochodzie córka też w pewnym momencie poskarżyła się na ból głowy, ale jak to zupełnie zlekceważyłam! Tak bardzo byłam otumaniona swoją złością.

Na szczęście w tym wszystkim mama chłopca wykazała się mądrością i zwyczajnie spytała syna o wersję wydarzeń, dzięki czemu mogłam poznać prawdę. Mnie tej mądrości i empatii zabrakło. A wystarczyło tylko spytać. Wystarczyło tylko poprosić córkę, by opowiedziała swoją wersję wydarzeń.
Owszem, niby też o to pytałam, ale pałałam przecież wściekłością i zbulwersowaniem, nie wykazywałam woli zrozumienia i wciąż tylko rzucałam pytaniami z tezą o to, DLACZEGO uderzyła Jacka, a nie CZY uderzyła go.

Zamiast porozmawiać z córką, dać jej prawo do obrony,wysłuchać jej relacji, na ślepo uwierzyłam oskarżeniu nauczycielki i wydałam tym samym wyrok na moją córkę: WINNA. Oprócz wyroku spotkała ją sroga kara: nie dość, że i matka i ojciec zaprezentowali totalny brak zaufania, to jeszcze skrzyczeli ją, przestraszyli i obciążyli odpowiedzialnością za stan zdrowia kolegi, fundując tym samym ogromne poczucie winy.

Nie muszę opowiadać Wam, jak się czuła moja córka. Była w ogromnym lęku, czuła się opuszczona, zdradzona, niesłusznie oskarżona. Miała ogromny dysonans poznawczy: nie pamiętała tego, żeby uderzyła Jacka – bo przecież przypadkiem zderzyli się głowami – ale skoro skoro tyle razy: z ust nauczycielki i matki padło hasło, że tak się stało, w końcu zaczęła wierzyć, że to prawda.

Zastanawiacie się może, skąd w takim razie powstała teoria o tym, że to moja córka uderzyła chłopca tabletem w głowę. Otóż tak doniosło o tym wychowawczyni dwóch chłopców. Pani im uwierzyła i nie robiła dalszego śledztwa: nie spytała o wersję wydarzeń ani moją córkę ani klasy ani poszkodowanego chłopca (którego już w sali nie było, bo mama odebrała go po telefonie od nauczycielki). Po prostu przyjęła za pewnik wersję tamtych dwóch. Dodam, że była to druga klasa podstawówki, dzieci miały około 8 lat, więc pewnie też zabrakło im odwagi, żeby wstać i powiedzieć:
– Proszę pani, ale tu nikt nikogo nie pobił!
(bo oskarżenie mojej córki padło na forum całej klasy, co również było dla niej bardzo stresującym i niemiłym doświadczeniem).

Poczułam złość na nauczycielkę, ale chwilę później pomyślałam sobie:
– Hola, hola, przecież zrobiła dokładnie to samo co ty: uwierzyła w sprawozdanie „świadka”, nie pytając o wersję wydarzeń innych: ani „ofiarę” ani „oskarżonego” ani pozostałych „świadków”.

Oczywiście od razu przeprosiłam córkę, choć wiedziałam, że nawet najszczersza skrucha nie zrekompensuje jej tego, co doświadczyła. 🙁

Następnego dnia, gdy już znałam prawdę, udałam się w tej sprawie do wychowawczyni. Przeprosiła mnie za to i co najważniejsze przeprosiła za niesłuszne oskarżenie moją córkę, robiąc to przy wszystkich uczniach z klasy.

Nie obwiniam nauczycielki – na pewno też było jej wstyd, że przed wydaniem wyroku na moją córkę, nie zrobiła dokładniejszego śledztwa. Miło, że publicznie przyznała się do błędu i domyślam się, że przy następnych okazjach była bardziej czujna.

Nie namawiam też do tego, żeby nie ufać skargom nauczycieli, z pewnością wiele z nich jest uzasadnionych.

Namawiam tylko do tego, żebyśmy śmielej stosowali wobec naszych dzieci zasadę domniemanej niewinności oskarżonego. Skoro przysługuje każdemu, również największym złoczyńcom, dlaczego tak często odmawiamy tego prawa naszym dzieciom? Jak łatwo wydać wyrok na dziecko na podstawie niesprawdzonych „poszlak”. Jak łatwo pochopnie uwierzyć w wersję wydarzeń, która stawia nasze dzieci w złym świetle, tylko dlatego, że jest przedstawiona przez osobę dorosłą. Zanim wydamy wyrok, wysłuchajmy również wyjaśnień oskarżonego. Zamiast być katem od razu egzekwującym karę, spróbujmy najpierw stać się adwokatem dziecka. A nuż okaże się, że jest niewinne.

Komentarze: