Od kilku dni, czekając na termin tej wizyty, nie mogłam sobie znaleźć miejsca i odpędzić się od natarczywych myśli, tzw. ruminacji.
Ile czasu mi zostało? Co będzie z moimi dziećmi i mężem? Jak poradzą sobie beze mnie? A może uda mi się wyleczyć?
Drugi głos uciszał: „Weź się ogarnij, kobieto. Może wyniki badań wcale nie okażą się złe!”
Dramatyzowałam, bo niedawno bliska mi osoba zmarła na raka i zagrożenie stało się realne. ?
A nie robiłam USG piersi od 4 lat. Wstyd, wstyd, wstyd. Nie wierzę, że to piszę i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Zrobiłam je tuż przed zajściem w ciążę z synem. I potem jakoś ciągle nie było okazji i czasu…
Wiecie, ile zajęło dzisiejsze badanie? 10 minut. 10 minut, które może uratować życie, bo rak wcześniej wykryty jest zwykle wyleczalny.
Wyniki badań ok, uff. Nigdy więcej nie dopuszczę do tego, żeby z nim zwlekać aż tak długo. Będę robić je regularnie co rok. Podobnie jak CYTOLOGIĘ, którą dziś również, idąc za ciosem, zrobiłam.
Bardzo Was zachęcam: po przeczytaniu tego postu wpiszcie sobie na jutrzejszą listę zadań do zrobienia umówienie się na USG piersi i cytologię: to trwa moment i kosztuje marne złotówki. (I wiedzcie, że te badania dobrze jest zrobić w pierwszych 10 dniach cyklu).
A może Wy jesteście mądrzejsze ode mnie i regularnie to robicie? Kiedy ostatnio robiłyście te badania?
Dbajmy o siebie, Drogie Kobiety i nie zostawiajmy naszych bliskich bez nas. ?❤️