Wczoraj mąż przyniósł z pracy paczkę mikołajową po brzegi wypełnioną rozmaitymi słodyczami. Bardzo się ucieszyłam, obudziło się we mnie moje wewnętrzne dziecko i od razu zjadłam opakowanie ciastek w czekoladzie, batonika:chałwę i kilka jeżyków. Gdy już chwytałam za tofifi, rodzina zaczęła się bulwersować, że to przecież paczka dla dzieci, a nie dla matki lub żony. A ja to wszystko dla ich dobra. Przecież im mniej cukru zjedzą, tym lepiej dla ich zdrowia. Szkoda, że moje poświęcenie i życiową mądrość zinterpretowali jako łapczywość i łakomstwo…