Zanim złożę deklarację, muszę nakreślić w kilku punktach jak wygląda moje życie. W związku z tym, że od kilku miesięcy pracuję jako tak zwana „wolna strzelczyni”, moje biuro jest mobilne i jest tam gdzie ja i mój komputer.
W związku z tym, że dwa lata temu wyprowadziłam się z miasta do lasu, a dzieci kontynuują naukę w szkole w mieście, muszę codziennie je tam wozić.
W związku z tym, że z ekonomicznego punktu widzenia nie ma sensu, bym kursowała wte i wewte: podczas gdy moje córki są w szkole, ja przebywam w mieszkaniu mojej mamy, oddalonym kilometr od szkoły córek.
Babcia co jakiś czas zostawia wnuczkom słodkie upominki. A to wafelek, a to galaretki w czekoladzie, a to batonik. Do każdego doczepiony liścik w stylu „Jeden dla Ciebie, pozostałe dla dziewczynek”.
Mamo, jeżeli to czytasz to wiedz, że więcej niż połowa tych słodyczy nie trafia do Twoich wnuczek.
Córko, jeżeli to czytasz to wiedz, że to już jest nieaktualne. Biorąc pod uwagę częstotliwość, z jaką zaglądasz na mój blog, minął już co najmniej miesiąc, od momentu gdy to pisałam. Tego problemu już nie ma. Po deklaracji, którą zaraz złożę, wszystko się zmieniło i wszyscy się z tego śmiejemy. Haha haha, haha. Prawda? Prawda, że wszyscy się już z tego śmiejemy?
Oto deklaruję: nigdy więcej nie WYJEM już słodyczy moim dzieciom!
Tym bardziej, że nie wiem dlaczego – najprawdopodobniej to kwestia albo starej pralki albo nowego płynu do prania – większość moich ubrań zmniejszyła się!