Socjolog czy socjolożka? Psycholog czy psycholożka? Ginekolog czy ginekolożka? Ten dość kontrowersyjny temat: podział na żeńskie i męskie końcówki zawodów i funkcji chodzi mi po głowie od dłuższego czasu i postanowiłam, po tym, jak wczoraj kolejny raz zetknęłam się z tą kwestią, poruszyć go wreszcie na łamach bloga.
Kim jestem? Atakują mnie zewsząd, w różnego typu formularzach, pytania. Ciekawe, bo to przecież jedno z trudniejszych pytań i wielu zmaga się z nim do końca swoich dni i nawet na łożu śmierci nie jest w stanie na nie odpowiedzieć 😉 choć, jak powiedział Sokrates, jest jednym z najważniejszych zadań w życiu. Tymczasem portale społecznościowe – oferujące nam wiedzę instant w postaci sproszkowanej, szybkiej, łatwiej, prostej i przyjemnej pytają namiętnie i zachęcają: napisz, kim jesteś. Tak jakby było to banalnie proste. A więc piszę! Matką, żoną, blogerką, jutuberką i socjolożką.
I wtedy, choć nie za każdym razem, co więcej: rzadko, ale jednak – pojawiają się pytania nasączone kpiną:
– S o c j o l o ż k a? Przecież to brzmi niepoważnie, te wszystkie socjolożki, psycholożki, ginekolożki. Nic nie poradzę, kojarzy mi się to z loszką.
argument: „żeńskie formy zawodów i funkcji brzmią niepoważnie”
Za każdym razem, kiedy ktoś – co ciekawe i przykre, częściej słyszę to z ust właśnie kobiet – kpi z żeńskiej formy zawodu, nie mogę uwierzyć w to skąd w nas tyle nieufności i uprzedzeń? Dlaczego żeńskie końcówki obśmiewamy i uważamy za gorsze, odbierające dumę i powagę, niepoważne, śmieszne, lekceważące? Gdzie w żeńskiej końcówce zawodu widzicie brak powagi i powód do deprecjonowania?
Prezydentka – hue hue, jak dentka.
Historyczka – hue hue, jak histeryczka.
A dlaczego nikt nie kojarzy historyka z histerykiem?
Dlaczego robimy to sobie, drogie panie?
argument: „brzydko brzmi”
Co brzydkiego jest w żeńskiej formie zawodu? Co ładnego w męskiej? Forma jak forma, wiadomo, mamy piękne polskie słowa: szafran, kocham, woda, rabarbar i brzydkie: krztusiec, żółć i rzygać. Słowa jak słowa. Niektóre brzmią interesująco, inne mniej, ale ugruntowywanie na tym poglądu, że warto w związku z tym zostać przy męskiej odmianie zawodów, brzmi co najmniej podejrzanie i myślę, że nie tu, czyli w ich brzmieniu, pies pogrzebany. I mam ogromną nadzieję, że również nie w, prawdopodobnie nieuświadomionych, ale jednak istniejących postawach zbudowanych na mizoginizmie.
argument: „po co tworzyć słowne wygibasy”
To nie są słowne wygibasy, to działanie zgodne z zasadami języka polskiego! 🙂 Przecież to, że dysponujemy żeńskimi i męskimi „damskich i „męskich” form rzeczowników jest jedną z największych zalet naszego języka. Dlaczego z nich nie korzystać? Tworzenie żeńskiej formy zawodu skonstruowane jest zgodnie z zasadami słowotwórstwa i logiczne językowo.
argument „skoro mamy męskie formy, po co tworzyć żeńskie”
Dlaczego to męska forma ma być decydująca? Skąd założenie, że męska forma jest formą domyślną? Owszem, kiedyś dawno temu, wiele zawodów wykonywanych było przez mężczyzn, ale dlaczego dziś, gdy w takim samym stopniu, a często większym piastują je kobiety, nie możemy korzystać z końcówek zarezerwowanych dla nich?
argument: „przyzwyczailiśmy się i osłuchaliśmy się, po co zmieniać”
A co z mężczyzną wykonującym zawód pielęgniarza? Czy będziemy nazywać go pielęgniarką – słowem, z którym jesteśmy znacznie bardziej osłuchani, bo to jeden z najbardziej sfeminizowanych zawodów? Nie, powiemy wówczas – i wyda nam się to naturalne, że to pielęgniarz. Podobnie nazwiemy sekretarza, mimo, że stokrotnie częściej spotykaliśmy się i osłuchaliśmy się ze słowem sekretarka. Dlaczego w przypadku mężczyzny podkreślimy płeć, a u kobiety uważamy to za zbędne, ba, brzmiące śmiesznie i niepoważnie?
argument: „wprowadzają zamieszanie, bo często te słowa oznaczają coś innego”
Reżyserka to pomieszczenie, pilotka to czapka.
A przecież homominia, czyli słowa, które brzmią tak samo a oznaczają coś zupełnie innego, występuje również w innych sytuacjach, zupełnie niezwiązanych z omawianym dziś tematem! Na przykład:
RANNY (ptaszek lub palec)
DROGA (w lesie oraz nietania)
GRANAT (pocisk, owoc)
PILOT (mężczyzna prowadzący samolot lub wycieczkę oraz pilot – od telewizora – ups 😉 )
Chcę podkreślić: nie mam żadnego problemu z tym, gdy do określenia zawodu piastowanego przez kobietę używane są męskie formy i nie chcę nikogo do tego zmuszać. Rozumiem, że ktoś może mieć ochotę nazywać siebie panią inżynier, a nie inżynierką.
Mam problem wyłącznie z tym, że ktoś ma problem lub kpi, żartuje, kwestionuje czy dziwi się określeniu socjolożka czy prezydentka, gdy ja lub ktoś inny nazywa/m siebie socjolożką lub opowiada/m o rozmowie z psycholożką lub zachęca/m córkę, by została architektką.
Każdą osobę, którą rażą żeńskie formy zawodów i funkcji, zachęcam do tego, by pochyliła się nad tematem i zastanowiła:
Co popycha nas do tego, by kpić z żeńskiej formy zawodu i traktować ją jako niepoważną, mniej doniosłą, pomniejszającą jej wagę?
Dlaczego żeńskie formy wielu zawodów „socjolożki”, „ginekolożki”, „psycholożki” traktujemy to jako novum, kaprys, skoro te zawody są piastowane przez kobiety od wielu lat?
Przyjrzyjmy się gdzie zakorzenione są nasze lęki i niechęć? Zwłaszcza, gdy są to przecież poprawne językowo formy? Może w patriarchalnej kulturze?
Zachęcam do przeprowadzenie ze sobą wewnętrznego dialogu i otworzenia się na nowe. 🙂
Pozostaje mieć nadzieję, że dla pokolenia naszych dzieci te rozterki będą zupełnie niezrozumiałe, a podział na męskie i żeńskie końcówki będzie czymś zupełnie naturalnym.