Zrelaksowana mama

Dziś mignęła mi reklama kursu „Zrelaksowanej mamy” (czy jakoś tak się nazywał) uczącym na przykład, jak radzić sobie z trudnymi emocjami dziecka, buntem 3-latka oraz nastolatka. Założenia ciekawe, ale to, co przykuło moją uwagę i mnie rozbawiło to fakt, iż kurs kończy się otrzymaniem CERTYFIKATU ZRELAKSOWANEJ MAMY.
I tak wyobraziłam sobie, że np. w domu armagedon, nasza nastolatka nie dość, że spóźniona do domu o trzy godziny (a np. miałyśmy iść do lekarza, na którą wizytę czekałyśmy wiele tygodni), to idąc do swojego pokoju trzaska drzwiami, tak że wypada szyba, którą się kaleczę w stopę, a gdy zwracam jej na to uwagę, to krzyczy że mnie nienawidzi i jestem najbardziej po*ebaną matką na świecie, druga córka kategorycznie odmawia wstawienia po sobie naczyń do zmywarki „bo tylko u nas w domu jest jakiś terror, że wykorzystuje się dzieci do sprzątania!!!!!” i idzie do pokoju z miską chipsów krusząc je na podłogę, następnie włącza na maxa jakiś wulgarny kawałek hip hopowy, w międzyczasie 3-latek syn rozbija na podłodze słoik z miodem, dzięki czemu ta pokrywa się słodką mazią z drobinami szkła, więc wycieram ten miód i kaleczę dłonie, następnie chwytam za odkurzacz żeby to wszystko odkurzyć, a maluch przecina nożyczkami kabel, w całym domu wysiada prąd, a ja niczym Budda Na Kwiecie Lotosu rzeczę:
– Nie wyprowadzicie mnie, moi drodzy z równowagi, mam na to papiery – mówię towarzystwu, pokazując CERTYFIKAT.
😀

Komentarze: