Jakiś czas temu moja siostra cioteczna, która mieszka w Alpach, zaprosiła mnie do siebie na wakacje. Wiedząc, że ma świetną kondycję, a ja „poproszę o inny zestaw pytań”, w ramach przygotowań do wyjazdu, przez kilka tygodni biegałam. W Bolzano również: przez kilkanaście dni nieustannie byłam w ruchu i czułam się doskonale. Wróciłam do Polski z myślą, że od jutra będę znów biegać.
Od tego czasu minął rok, a ja wciąż mówię sobie, że od jutra. 🙂
(Czy jest jakaś dziedzina w życiu, w odniesieniu do której wypowiadacie to zdanie?)
Pomyślałam, że jak ogłoszę to oficjalnie, to nie będzie odwrotu. Mam już na sobie sportowy strój i buty, włosy związane w kucyk, dzieci i rybki nakarmione, co by tu jeszcze napisać, żeby odciągnąć ten moment, w którym po zamknięciu komputera będę musiała wstać, biec i zmierzyć się z własną słabością kondycyjną, piękne lato za oknem, jak dobrze, że nie trzeba teraz tych szalików, swetrów, czapek, rękawiczek, za to przewiewne sukienki, kapelusze, klapki, stroje kąpielowe, ale jak w nich, do diaska, biegać? Dobra, idę. No właśnie, à propos rybek, znacie to? Jedna mówi do drugiej:
– Ha! Jeżeli Boga nie ma, to kto codziennie sypie nam pokarm?