fot. Mały Kadr
Owszem, czasem tracę dla niego głowę, ale bywa też, że, widząc, co wyprawia w naszym domu, rwę wcześniej z tej głowy włosy. Jak nie oszaleć z dzieckiem, które buszuje po całym domu?! 🙂
Lato 2000. Mam 19 lat, jestem w ciąży i mówię do mamy:
– Wiesz, skoro dostałam się już na studia, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wziąć urlop dziekański. Za rok, jak już dziecko będzie odchowane, wrócę na uczelnię.
– Lepiej żebyś nie brała urlopu dziekańskiego – doradza mi mama. – Po roku przerwy będzie ci trudno wrócić na uczelnię i do nauki, poza tym wbrew pozorom opieka nad dzieckiem rocznym i półtorarocznym jest bardziej absorbująca, niż nad niemowlęciem – dodaje.
Lepiej tego ująć nie mogła. Dziś, 17 lat po tamtej rozmowie, przeżywam właśnie ten złoty okres: bycia rodzicem dziecka rocznego.
Za miesiąc mój syn skończy rok. Gdy pomyślę o czasach, w których miał kilka tygodni i miesięcy i jedyną pozycją, którą potrafił samodzielnie przybrać było leżenie, uśmiecham się do swoich wspomnień. Gdy zimą 2016 zaczynał siadać, czyli zaczął czynić starania, by zmienić pozycję z poziomej na pionową, miałam ambiwalentne uczucia. Z jednej strony radość i duma, bo przecież każdy etap rozwoju dziecka cieszy rodzica. Z drugiej strony niepokój, bo wiedziałam, z czym to się wiąże.
Gdy wiosną 2017 nauczył się pełzać, następnie raczkować, chwaliłam berbecia za postępy, ale gdy tylko gnał dalej, rzucałam mężowi przerażone spojrzenie, które mówiło:
– Motyla noga, wkrótce się zacznie!
Gdy zaczął stawać, owszem: wyrażałam aprobatę, krzycząc do pacholęcia:
– Brawo! Gratulacje, zuchu, umiesz przemieszczać się na stojąco, podtrzymując się mebli i piekarnika!
Jednak pod nosem, gdy nie słyszał, przeklinałam:
– Niech to dunder świśnie.
Dziś, gdy piszę ten tekst, mój syn, mimo, że samodzielnie jeszcze nie chodzi, jest w stanie dojść na czworakach lub na nogach, przytrzymując się mebli, wszędzie. Ponadto jest przepełniony ogromną ciekawością świata, co objawia się w tym, że musi zajrzeć do każdej półki, otworzyć wszystkie szuflady i szafki, eksplorować schody i parapety oraz włożyć paluszki do każdego kontaktu. Rodzice wtedy tak fajnie piszczą, krzycząc:
– Nie!!! Nie rób tego!!!
Pikanterii dodaje fakt, że jako iż ma dopiero rok, nie da mu się wytłumaczyć, że czegoś robić nie może, nie powinien, że naraża się na niebezpieczeństwo. Nie, z dzieckiem do mniej więcej 2 roku życia to nie przechodzi. Potwierdzi to chyba większość rodziców: człowiek między 1-2 rokiem życia to Człowiek Demolka lubujący się w penetracji całego domu, zgłębiający najchętniej w celach badawczych: kuchnię.
Przynajmniej tak jest u mnie, może dlatego, że nasza kuchnia połączona jest z salonem, w którym spędzamy największą ilość czasu i w którym toczy się większość życia. Naszego i naszego syna. Skoro jesteśmy przy kuchni. Pół roku temu, we wpisie Jak wraz z narodzinami syna narodził się pomysł na nową kuchnię zaprezentowałam Wam naszą kuchenną rewolucję.
Ach, to były czasy! Mogliśmy sobie wszystko układać gdzie tylko chcieliśmy. Szklane słoiki na najniższej półce wyspy? Proszę bardzo. Pojemniki z kaszą i makaronem gdzie sobie tylko chcemy? Ależ proszę uprzejmie. Tak było w 2016 roku.
Dziś, kilka miesięcy później, latem 2017, wszystkie dolne półki pozostające w zasięgu rączek naszego syna, zostały przez niego zaadaptowane jako meble na zabawki. Nasze życie przeniosła się na podłogę, a ja wciąż zniżam się do poziomu rocznego dziecka.
Dobra: prawda jest inna: to tak naprawdę był mój pomysł: ustawiłam na kuchennych półkach zabawki syna, łudząc się, że skupi się na nich i da innym urządzeniom i meblom święty spokój. Owszem: przez kilka chwil jest zabawkami zainteresowany, jednak zaraz przegrywają z kretesem z najróżniejszymi atrakcjami typu:
– otwieranie z prędkością światła wszystkiego, co da się otworzyć: drzwi, okien, szuflad i wysypywanie z nich kasz, makaronów itp.
– wkładanie paluszków do kontaktów,
– wycieczki wokół stołów, najlepiej tak, by być o krok od uderzenia się główką o kant stołu,
itp.
Jak w takiej sytuacji: posiadania ruchliwego, ciekawego świata i niereformowalnego malucha nie oszaleć? Jak radzić sobie z Człowiekiem Demolką oraz uniknąć niebezpieczeństw czyhających w kuchni?
Otóż można:
- w ogóle nie wpuszczać dziecka do kuchni i zamknąć je w pokoju zamkniętym na kilka spustów
- zamurować okna cegłami, ewentualnie wstawić w okna kraty, by mieć 100% pewność, że dziecko nie otworzy go i nie wypadnie
- zupełnie przestać używać na rok, czyli w tym newralgicznym punkcie życia dziecka, kuchni, zabarykadować ją
- obwiązać szalikami kanty stołów i szafek
- wyrwać gniazdka i zupełnie przestać używać urządzeń na prąd. Przez setki tysięcy lat ludzie jakoś żyli bez prądu. Da się? Da się.
- zakleić szuflady i szafki żółto-czarną taśmą klejącą a’la miejsca zbrodni
ALBO…. za naprawdę niewielką kwotę nabyć w IKEA wyposażenie czyniące naszą kuchnią i dom bezpiecznymi. 🙂 Są to groszowe sprawy, całość zaprezentowana w dzisiejszym tekście kosztowała mnie około 100 zł! Pozwólcie, że zaprezentują ją Wam.
Mamo, zależy mi na kontakcie, nie rozumiesz?
Potrzebę penetracji gniazdek mają chyba wszystkie maluchy, przynajmniej moje! Zakazany owoc w postaci słodkich dziecięcych paluszków wkładanych do kontaktu jest tak kuszący, że doprawdy trudno się powstrzymać.
I wtedy, całe na biało, wchodzą zaślepki do gniazdek PATRULL. Pozwoliłyśmy sobie z Magdą na tak beztroskie cyknięcie tego zdjęcia, właśnie dlatego, że gniazdko było już zabezpieczone. Moim zdaniem rzecz konieczna w każdym domu.
Mamo, dlaczego czasem żartujesz z tatą, że oddacie mnie do okna życia?
Weźmy takie okno. Na dzień dzisiejszy, gdy syn ma 11 miesięcy, nie potrafi jeszcze wejść sam na parapet, ale wierzę w niego i wiem, że już za kilka miesięcy posiądzie tę umiejętność. Dla swojego komfortu psychicznego wolę nie wyobrażać sobie, co następuję dalej, choć akurat u mnie nie stanowiłoby to ogromnego problemu, bo mieszkam na parterze. Jednak w tym roku zasadziłam pod oknami kwiatki i wolałabym, że dziecko mi ich wypadając nie stratowało. 😉 W takiej sytuacji jak znalazł jest blokada do okna PATRULL.
Mamo, nie kantuj: czy stół jest serio niebezpieczny?
Prosty sposób, by pozbyć się stresu pt. „uderzy się główką o kant stołu”, czyli ochraniacz narożny UNDVIKA lub PATRULL. Mam bujną wyobraźnię, która gdy podąża w meandry wizji, co by się stało, gdyby mój syn uderzył o kant stołu, przyprawia mnie o drgawki. Mój tato lubujący się w czarnym humorze, zażartowałby:
– Niedobrze: uderzy się o kant stołu i pobrudzi krwią podłogę.
A z ochraniaczami narożnymi ten problem znika i podłoga czysta! 😉
Mamo, czy szufladkujesz mnie jako łobuza?
Bez blokady PATRULL już prawie że nie wyobrażam sobie życia i widziałam ją w kilku znajomych domach. Dziecko, choćby chciało, nie otworzy szuflady (tzn. oczywiście dziecko małe, bo myślę, że już 3-latek wpadnie na to, jak „rozszyfrować” blokadę, jednak to też taki wiek, w którym już można co nieco wytłumaczy maluchowi). Choćby kombinowało, nie otworzy. 😉
Można też zastosować tę blokadę PATRULL tzw. haczyk uniemożliwiający dziecku dostępu do nieodpowiedniej zawartości w szufladach i szafkach.
Mamo, czy wszystkie drzwi są przede mną otwarte?
Znacie to? Nagłe otwieranie i zamykanie drzwi? Nie dość, że irytujący odgłos trzaskania, to na dodatek istnieje duże prawdopodobieństwo przytrzaśnięcia sobie paluszków, a kto by chciał jeździć wte i wewte po ortopedach? 😉
Z pomocą może przyjść blokada na drzwi PATRULL.
Koniec żartów, rodzice: zaczynają się schody.
Schody są jednym z ulubionych szczytów, które chce zdobywać mój syn. Moim faworytem z gadżetów ds. bezpieczeństwa jest pasek antypoślizgowy PATRULL który przyda się nie tylko najmłodszemu przedstawicielowi naszej rodziny, ale również i nam! Gdy młodsza córka naklejała go na schody, krzyknęła z wyraźną ulgą:
– Uff, nawet nie wiecie, ile razy byłam o mały włos od poślizgnięcia się, gdy zbiegałam po tych schodach!
Gdybym miała dodać coś jeszcze do listy moich kuchennych must-have w zakresie ratowania domu przed dzieckiem oraz dziecka przed domem 🙂 to, wiem, że koniecznie muszę sobie jeszcze sprawić koc przeciwpożarowy PATRULL. Przy jego pomocy można skutecznie tłumić mniejsze pożary, np. obejmujące np. ubrania, pościel, garnki i patelnie. Wiem, co mówię, bo gdy miałam 5 lat, wywołałam w domu pożar! Był to rok 1986. 14 lat później powiedziałam do mamy:
– Wiesz, skoro dostałam się już na studia, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wziąć urlop dziekański. Za rok, jak już dziecko będzie odchowane, wrócę na uczelnię. (…)
🙂
wpis powstał ze współpracy z IKEA
zdjęcia Mały Kadr