Przychodzę co jakiś czas do Twojego mieszkania i za każdym razem, gdy otwieram kluczem drzwi, czekam aż kilka sekund później usłyszę Twoje: – Część, córeczko.
Teraz, gdy piszę te słowa, też. Siedzę na Twojej kanapie i liczę, że zaraz rozbrzmi z sąsiedniego pokoju: – Opowiadaj, co u ciebie!
Ale nie pytasz.
Tak bardzo chciałabym wierzyć w to, że kilka tygodni temu wyjechałeś i wkrótce wrócisz. Właściwie to aktualnie w to właśnie wierzę, bo prawdy moje serce i umysł nie są w stanie przyjąć i wciąż mnie w coś wkręcają.
Że zadzwonisz, że napiszesz na messengerze, że wyślesz smsa.
Ale to nie nastąpi, bo tam, gdzie jesteś, nie ma internetu.
Że opowiem Ci to i tamto, te wszystkie anegdoty o Twoich wnukach. Że udzielisz mi reprymendy, gdy włączę w kuchni nie ten kontakt, co trzeba, potem się posprzeczamy, bo takie same z nas nerwusy i raptusie, a za chwilę przeprosimy.
Że jak zawsze podziękujesz, gdy będę wychodzić, bo ładnie umiesz we wdzięczność.
Nigdy więcej już, usłyszawszy „kocham cię”, nie odpowiesz „ja ciebie bardziej”. Nigdy nie zabłyśniesz genialnym poczuciem humoru, którego nie straciłeś nawet w ostatnich trudnych momentach życia. Dusza towarzystwa.
Konkretny, lubiłeś krótko i zwięźle załatwiać sprawy, nie lubiłeś zawracania głowy: komuś i sobie. Używałeś, pół żartem pół serio, zwrotu „KONIEC WIDZENIA” gdy chciałeś skończyć rozmowę.
Często czytałeś i lubiłeś moje internetowe posty. Wyobrażę sobie, że ten też do Ciebie dotarł.
Koniec widzenia, Tato. Do zobaczenia.