Otwieram dziś cykl pod hasłem „Alfabet Nishki”. Zacznijmy od litery Z i słowa „zaległość”.
„Gdy w kwietniu odkrywasz na swoim trawniku liście z października, to to jest właśnie zaległość.”
Cofnijmy się kilka miesięcy. Którejś październikowej lub listopadowej soboty chwyciłam za grabie i zaczęłam zgarniać nimi liście. A było ich dużo, bo na naszym podwórku rośnie kilkudziesięcioletnia lipa i kilka innych drzew liściastych. W pewnym momencie przestało mi się chcieć to robić więc rzuciłam narzędzie w kąt. Potem jakoś znów nie było okazji… Potem doszłam nawet do wniosku:
– Po co mam je grabić? Przecież liście są takie piękne… A potem spadł śnieg.
Gdy wczoraj nie było już żadnych wątpliwości, że nas w końcu po kilku miesiącach opuścił, oczom mym ukazał się następujący widok: prawa strona podwórka odkurzona, czysta, wiosenna. Lewa: pokryta szaro-burym dywanem ze zgniłych liści.
Tym razem z uśmiechem chwyciłam za grabie, wszak wiosna naładowała mnie pozytywną energią i chęcią do działania. Chciałam również zarazić nią dzieci i poprosiłam o pomoc przy wyjmowaniu z ogródka najnowszej kolekcji kamieni szlachetnych.
– Dziewczyny, wybierzcie z ogródka kamyki. Wrzucajcie je do tego wiaderka. Takie kamyki będą przeszkadzały rosnąć warzywom.
Obie córki odeszły na bok, coś ze sobą skonsultowały, po czym wróciły do mnie z pytaniem:
– Mamo, czy to nie jest przypadkiem WYZYSK DZIECI?