Gdybym miała porównać lekturę książki do pierwszej randki, powiedziałabym, że jestem wybredną towarzyszką i daję kompanowi lub kompance mało czasu na zrobienie na mnie wrażenia. Gdy po 30 minutach lub stronach nie czuję między nami chemii, kończę spotkanie, omijając pułapkę konsekwencji. Nie jest mi łatwo zaimponować, bo nawet gdy prezentuje się przystojnie i ma niezły iloraz inteligencji, to gdy wyczuwam pustkę, pretensjonalność, sztuczność – wracam na ziemię.
Po co mam tracić cenne godziny na lekturę nudnej książki, gdy jest tyle innych ciekawych do przeczytania? Nic tu po nas, pa.
„Nic tu po was”, którą trzymam na zdjęciu, od pierwszych chwil mi imponuje. Już od pierwszej strony zdania majstersztyki. Magnetyczna narratorka skrada serce, mimo że w tonie, w którym prowadzi opowieść, pełno sarkazmu, autoironii i specyficznego humoru, a w niej samej zblazowania, apatii, niecierpliwości i przekonana o własnej marności. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę doświadczenia z dzieciństwa z niedojrzałą matką.
Bardzo polecam Wam randkę z tą książką. Uprzedzę, że momentami jest nieoczywista, absurdalna i surrealistyczna, a niektóre sytuacje niedorzeczne i sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem.
I co najlepsze, autor „handluje” z tym, jak gdyby nigdy nic.
- Dziwi cię, że dzieci w tej rodzinie są łatwopalne? Że mają chorobę genetyczną powodującą, że podczas silnych emocji: złości, strachu lub smutku spontanicznie zapalają się, stając w płomieniach? No tak. Są nawet lekarze, którzy potwierdzają taką skłonność i doktoryzują się z niej – przekonuje cię, wzruszając rękami.
Oprócz surrealnego wymiaru, jest też tu ten rzeczywisty, to opowieść o rodzinie, w której każdy czytelnik może się jakoś przejrzeć. I pewnie każdy w pierwszej chwili, tak jak ja – na szczęście na krótko – zirytuje się końcówką, która następuje nagle i jest pozbawiona moralizatorskiego tonu oraz „mądrej i ważnej puenty”, do której jesteśmy tak przyzwyczajeni.
Gdybym miała porównać lekturę książki do pierwszej randki, powiedziałabym, że czując motylki w brzuchu, nie mogę doczekać się następnego spotkania. Okazało się, że nakład innej, jedynej przetłumaczonej na polski książki Kevina Wilsona: „Rodzina na pokaz” został już dawno wyczerpany. (na szczęście udało mi się ją dorwać na Allegro).
Życzę i tej, żeby tak się stało. Nic tu po Was, kochani, zamawiajcie i czytajcie. 🙂
książka w wersji papierowej dostępna TUTAJ
w wersji elektronicznej: TUTAJ
jako audiobook czytana przez Laurę Breszkę TUTAJ