W trakcie porządków świątecznych, którymi objęłam foldery w swoim komputerze, natknęłam się na rysunki mojej starszej córki, które wykonała trzy lata temu, a które ja sfotografowałam. Marzyła wtedy o koniu. Przekonywała nas, żebyśmy sprawili jej tego zwierzaka.
Mieszkaliśmy wtedy jeszcze we czwórkę na czterdziestu metrach kwadratowych i zastanawialiśmy się, gdzie zorganizować mu stajnię. Może w korytarzu? Czy ma kłusować pod blokiem, czy między garażami?
Córka widząc, że na razie raczej nic z konia nie wyjdzie, narysowała go sobie.
Pewnie w końcu dopnie swego i ten koń wyjdzie z rysunku i zarży pod jej oknem, zwłaszcza że mieszkamy już w domu.:)
Otóż moje dziecko ma jeszcze w sobie tę naturalną dziecięca wiarę w to, że marzenia się spełniają, a którą wielu dorosłych niesłusznie nazywa naiwnością.
Mimo, iż wiem, że ocieram się o banał i jestem niczym Nishka Coehlo albo kołcz zza monitora przypominający Wam, że jesteście zwycięzcą, mam dziś ogromną potrzebę podzielenia się z Wami swoimi refleksjami.
Nie przestawajmy wierzyć w spotkanie ze złotą rybką, czyli wiarę w to, że mogą spełnić się nasze marzenia.
Wydaje mi się, że kluczem do bajki o złotej rybce jest właśnie to, że trzeba wypowiedzieć swoje życzenie, czyli trzeba wiedzieć, czego się chce. Wizualizujmy swoje marzenia. Nawet jeżeli nie umiemy ich tak jak moja córka narysować, spróbujmy je chociaż naszkicować w swojej głowie.
W pewnym momencie spytałam siebie, czego pragnę; czego mi jeszcze do szczęścia brakuje i jak chcę, żeby wyglądało moje życie. Jak patrzę teraz na nie, to widzę, że małymi krokami realizuje po kolei swoje marzenia. Z przyjemnością poczytam co Wy o tym sądzicie i jakie są Wasze marzenia.