fot. Pikolina Żudit
Trzy lata temu, gdy mój blog raczkował, córki w ramach psikusa i strojenia sobie żartów z biednej matki, zaangażowały się w jego promocję.
— Mamo, postanowiłyśmy pomóc ci w promocji bloga i przygotowałyśmy kilka haseł reklamowych — poinformowała mnie starsza córka i znacząco spojrzała na młodszą siostrę.
— Niszka. Rodzinne dialogi z klasą – powiedziała wprost do wyimaginowanej kamery aktorka grająca w reklamie, na co dzień moje młodsze dziecko.
— Teraz ta druga — poinstruowała aktorkę pani reżyser.
— Kiedy już będziesz po pracy… Wypoczęty… Po obiedzie… Zajrzyj na www.nishka.pl!
— I trzecie. Teraz pokaż tę planszę i przeczytaj.
— Nishka to blok*, o którym marzysz, żeby przeczytać.
* pisownia oryginalna 🙂
.
Jak sprawić, żeby blog był popularny? Jak zaistnieć w internecie? Tego typu pytania dostaję mniej więcej raz w miesiącu. Oto mój przepis. Wiara. Nadzieja. Miłość. Wiedza. 🙂
Wiara
Wierz w to co robisz, nawet jak inni, obserwując Cię, pukają się w czoło.
Gdy przez cały 2013 rok codziennie poświęcałam kilka dobrych godzin na blogowanie (pisanie tekstów, codzienna publikacja, odpowiadanie na komentarze, budowanie społeczności, prowadzenie kanałów na portalach społecznościowych, eksperymentowanie z szablonem, czytanie i komentowanie innych blogów, angażowanie się w okołoblogowe projekty, uczestniczenie w konferencjach i spotkaniach blogowych itd), pamiętam zdziwione spojrzenia niektórych.
– Masz czas, żeby się to w bawić?
– Nie lepiej inwestować energię w jakieś sensowniejsze zajęcie?
– Nie żal ci czasu?
– Może lepiej skupić się na czymś, co przyniesie ci pieniądze?
Pierwszy rok blogowania był budowaniem wszystkiego od pierwszej cegiełki. Cieszył mnie każdy nowy czytelnik i komentarz. To zresztą zostało mi do dziś :). Dlatego staram się odpowiadać na wszystkie komentarze, a jeżeli nie jestem w stanie, to chociaż dać symboliczną „łapkę w górę” jako sygnał, że dziękuję i doceniam.
Pamiętam, że mąż spojrzał na mnie któregoś dnia zaniepokojony i rzekł:
– Boję się o ciebie. Boję się, że pokładasz zbyt dużą nadzieję w tym blogu.
Nadzieja
Tak, pokładałam w moim blogu wielką nadzieję. Marzyłam o tym, żeby stał się miejscem, w którym będę mogła dzielić się swoimi spostrzeżeniami, refleksjami, wątpliwościami, żartami, dialogami, anegdotami i że moja radosna twórczość spotka duże grono odbiorców. I że znajdą się firmy i marki, które mi zaufają i zechcą wejść ze mną we współpracę.
Stało się to możliwe po około dwóch latach istnienia bloga. Przez te dwa lata regularnie publikowałam teksty, nie tracąc pasji i nadziei. Pieniądze nie były priorytetem, jednak były niezbędne, bo „lajkami dzieci nie wykarmię”. Pamiętam ciągnące się miesiące, w których wiecznie brakowało mi do tzw. pierwszego. Oczywiście imałam się różnych dorywczych prac, jednak gdy los mnie kusił i przychodziła propozycja stałej pracy – odmawiałam, bo wiedziałam, że wtedy blog poszedłby w odstawkę, wszak doba ma 24 godziny.
Dziś, po trzech i pół roku istnienia, co miesiąc mój blog odwiedza 60 tysięcy osób i stał się źródłem nie tylko radości i zabawy, ale też miejscem pracy, dzięki której mogę utrzymać się.
Miłość
Kocham to co robię. Muszę czuć się na swoim blogu i kanałach społecznościowych dobrze. Ze wszystkim: ze zdjęciami, z tekstami (dlatego poświęcam ich pisaniu, a raczej redagowaniu bardzo dużo czasu), z tematami które poruszam. Chyba jeszcze nigdy nie opublikowałam jakiegoś tekstu na tzw. „odwal”. W każdy włożyłam serce. Was, Czytelnicy również darzę uczuciem ogromnej sympatii i doceniam to, że chcecie ze mną być, serio. 🙂
Traktuję moje miejsca w internecie, czyli blog i social media jak dom, do którego zapraszam gości. Częstuję Was wirtualnym ciastem i kawą i chcę, żebyście czuli się u mnie dobrze, żeby Wam smakowało i żebyśmy miło spędzili czas.
Taki jest mój pomysł na blogowanie i „moje internety”, co nie znaczy, że jest uniwersalny. Stworzyłam u siebie taki a nie inny klimat, poruszam taką a nie inną tematykę, ale to nie znaczy, że jest to przepisem uniwersalnym, to tylko moje, Nishki, widzimisię.
Wiedza
Natomiast jeżeli chcecie poznać sprytne wskazówki, cenne podpowiedzi, zrozumieć pewne mechanizmy funkcjonowania internetu, dowiedzieć się, jak ogarnąć social media, bez których dziś prowadzenie bloga jest niemożliwe polecam Wam książkę Jasona Hunta: Social Media Start.
W odróżnieniu od poprzednich książek dotyczących blogowania tego autora, np. książki „Blog” – którą polecałam z samego Nowego Jorku TUTAJ 🙂 ta jest pisana w formie tzw. storytellingu, czyli opowieści. Pełna jest metafor, żartów, analogii. Czytając ją, ma się wrażenie, jakbyśmy spotkali się z autorem przy kawie i on opowiadałby nam o co chodzi z tym internetem, social media, pozycjonowaniem, po co nam snapchat, instagram, facebook itd.
Świetnym pomysłem było zaproszenie do współtworzenia książki Kasi Gandor, autorki tzw. kasirysyków. Rysunki błyskotliwie nawiązują do treści książki, momentami wręcz strojąc sobie z autora żarty. 🙂 Ma się wrażenie, jakby przy stoliku obok (pozostańmy już w tej kawiarni) siedziała Kasia i pokazywała nam plansze, będące rysunkowym komentarzem do wypowiedzi Dżejsona. To bardzo umila lekturę!
Jak wyglądają social media u Nishki
Lektura książki skłoniła mnie do refleksji. Gdy przeanalizowałam Google Analitics pod kątem tego skąd do mnie przychodzicie, zauważyłam, że niezależnie od tego, czy biorę pod uwagę ostatni miesiąc, kwartał, pół roku czy rok, statystyki układają się tak samo (+/- 3%).
♦ 40% osób wchodzi na mój blog z kanałów społecznościowych, zdecydowana większość z facebooka.
♦ 25% z wyszukiwarki google, przy czym hasło „nishka” jest najpopularniejszym hasłem wejść 🙂
♦ 25% wchodzi bezpośrednio, czyli wpisując w przeglądarce adres www.nishka.pl
♦ 10% jako polecenia z innych blogów i stron (to bardzo miły wskaźnik)
Co to dla mnie oznacza?
Prawie połowa z Was wchodzi na mój blog za pośrednictwem facebooka a dokładniej fanpejdżu Nishki, czasem również mojego drugiego fanpejdżu Złej Żony oraz z Waszych profili, bo ku mojej olbrzymiej radości teksty Nishki są bardzo chętnie na FB udostępniane.
Jest to więc dla mnie sygnał, że muszę (i chcę) dbać o ten kanał. Oprócz linków do najnowszych tekstów dzielę się tam z Wami rodzinnymi dialogami lub dykteryjkami. Ale social media to nie tylko facebook.
Codziennie dostaję powiadomienia o przybyciu kilku nowych obserwatorów na Instagramie. Jest to więc dla mnie sygnał, że jest grupa osób (choć na pewno mniejsza niż większa, bo gros „fanów” Nishki lubi słowo pisane, czyli mój blog) którą interesuje obrazkowy aspekty mojego życia, czyli zdjęcia. I mimo, że ja nie czuję się na nim jak ryba w wodzie, raz na kilka dni tam się pokazuję.
Podobnie ze Snapchatem. To również dość mała grupa moich odbiorców w porównaniu do bloga, jednak skoro kilkaset osób, a bywa że tysiąc ogląda moje snapy, dlaczego miałabym z tego rezygnować, zwłaszcza że daje mi to frajdę? 🙂
Czasem przez kilka tygodni nie pokazuję się na snapie, a czasem wprost przeciwnie, pojawiam się tam codziennie. Snapczat traktuję jako pole do żartów i zgrywania się. Oto minuta z mojego dzisiejszego dnia:
*
Podsumowując: jeżeli chcesz zaistnieć w Internecie, słuchaj swojego wewnętrznego głosu, który powie Ci, jaki chcesz klimat wokół siebie stworzyć, kogo u siebie gościć, o czym pisać, co pokazywać. Ale nie zamykaj się na rady i wskazówki specjalistów, a czerpać możesz je z powodzeniem z książki Social Media Start. 🙂
Zdjęcia wykonane telefonem przez moją młodszą córkę. Okulary należą do starszej córki, nałożyłam je, bo chciałam wyglądać mądrzej niż w rzeczywistości, ale chyba mi nie wyszło. 🙂