Wczoraj zdarzyła się rzecz moim zdaniem niesamowita. Otóż mąż poszedł do liceum naszej starszej córki, by porozmawiać chwilę o pewnej sprawie z nauczycielką biologii. Gdy wszedł do pokoju, w którym urzędowała, usłyszał na dzień dobry:
– O, to ty – tu padło jego imię – poznaję cię. Proszę, siadaj – od razu przeszła z nim na ty, tak jakby był młodzieńcem, a przecież stał przed nią czterdziestolatek.
Bo tak, mąż kiedyś uczył się w tym samym liceum co nasza 17-latka.
– Bardzo lubiłam czytać twoje prace pisemne, były takie nietypowe i niesztampowe – dodała z uśmiechem.
– Dziękuję. Przyszedłem w sprawie mojej córki – odparł nieco zbity z tropu.
On oczywiście doskonale pamiętał tę panią, był w klasie biologiczno-chemicznej, więc spotykali się codziennie i wspomina ją jako świetną nauczycielkę i pedagożkę, ale zupełnie nie spodziewał się, że ona będzie pamiętać jego.
– Córki? – potrzebowała dwóch sekund na połączenie nazwisk. – To Kunegunda jest twoją córką?! – tu padło prawdziwie imię naszej pierworodnej – Czyli to ty pierwszy z klasy zostałeś ojcem? Ha, myślałam, że …. – i tu zaczęła się rozmowa o innych uczniach z jego licealnej klasy.
Rozumiecie, Moi Drodzy?! Nauczycielka z biologii poznała mojego męża po 24 latach, od kiedy go ostatnio widziała! Nie dość, że rozpoznała go po wyglądzie, to jeszcze doskonale pamiętała jak ma na imię i nazwisko i jaki charakter miały prace, które pisał. I pamiętała również o innych uczniach z tej klasy. Z jednej strony na ten fakt ma pewnie wpływ to, że był to pierwszy rocznik, który uczyła, więc było to z pewnością dla niej, rozpoczynającej nauczycielską karierę, wyjątkowe doświadczenie, jednak z tego co opowiada mąż i córka, ta nauczycielka jest bardzo świadomą osobą i tego, takiej życiowej trzeźwości i uważności, życzę sobie i nam wszystkim.