Troszkę nieprzytomna, ale szczęśliwa, czyli jak zaufałam intuicji, mimo że znałam powiedzenie „Intuicja, niczym GPS… czasem każe wjechać do stawu.” 🙂
Synu, piszę do Ciebie list. Momentami wciąż nie wierzę, że jesteś ze mną. Boję się, że zaraz ktoś mnie obudzi i powie, że to tylko sen. Przyznam, że pomysł, by powołać Cię na ten świat był dość szalony. Miałam dwójkę dużych już dzieci, Twoich sióstr, święty spokój (oprócz tych chwil, w których doprowadzały mnie, jak to nastolatki, do szewskiej pasji, choć to bardzo fajne dziewczyny, jak wkrótce będziesz miał okazję się przekonać), unormowane życie, przespane noce, dużo wolnego czasu, mnóstwo możliwości na spędzanie go tak jak chcę, dobrą kondycję: od roku regularnie biegałam, teraz dodatkowe 7 kg – wiesz dlaczego? Oto dlaczego!
Serio, chcesz czekolady?
Okej, dzieciom się nie odmawia!
Skoro chcesz, to zmuszę się i zjem!
Choć przyznam, że to straszna katorga! Ach, jak ja nie cierpię czekolady!
A więc miałam już unormowane (i pomyślne) życie. Aż tu nagle, wtem, w mojej głowie zakiełkowała myśl o tym, że do szczęścia brakuje mi jeszcze Ciebie. Ta myśl tak głęboko we mnie wrosła, zakorzeniła się, że żaden argument nie był w stanie z nią wygrać. Instynkt macierzyński, który się we mnie obudził był tak silny, że nic nie było w stanie go przezwyciężyć. Nie miałam absolutnie żadnych wątpliwości, czy Ciebie tu chcę. Chcę. Choć mnóstwo znaków na niebie i ziemi mówiło, że to co najmniej dziwny pomysł.
Śniłam o Tobie, tęskniłam za Tobą, fantazjowałam, marzyłam.
Twój tato uznał pomysł za szalony. Musiałam się trochę nastarać, żeby go przekonać. Jak już będziesz miał ze trzy lata zacznę na Tobie testować opisywaną przeze mnie TUTAJ Metodę N, zwaną przez niektórych psychologów NUR, czyli Nieustanną Upierdliwością Rodzica. W skrócie chodzi o to, że rodzic chcący coś osiągnąć musi Nieustannie, Natrętnie, Nachalnie (ale ze spokojem) powtarzać, czego od dziecka oczekuje, np. pościelenia łóżka czy nałożenia rajstopek. Kiedyś, gdy opowiadałam znajomej: mamie niesfornego kilkulatka o tej metodzie, przysłuchujące się temu moje córki wykrzyknęły:
– Proszę pani, potwierdzamy! Ta metoda jest naprawdę skuteczna! Gdy mama zaczyna powtarzać te swoje „zaklęcia”, jest tak irytująca, że dla świętego spokoju spełniamy jej prośbę!
Być może więc, gdy namawiałam męża na Ciebie, zastosowałam właśnie tę metodę. 🙂 Tak nachalnie mówiłam, że musimy mieć jeszcze jedno dziecko, że w końcu dla świętego spokoju zgodził się. Oczywiście jest teraz bardzo zadowolony, że jesteś z nami.
Cała ciąża minęła mi w ekspresowym tempie. Jakby trwała nie 37 tygodni, a 7. Bardzo dobrze pisało mi się teksty na blog zahaczające o temat ciąży, trochę mojej a trochę jako „zjawiska społecznego”. Jeżeli chcesz, synu, wiedzieć co tam wypisywałam, zajrzyj tutaj.
Dzisiejszy dzień: 23 sierpnia od wielu miesięcy jawił mi się w głowie jako symboliczny, bo był to termin porodu. Zdecydowałeś pojawić się na tym świecie, świecie pozaprenatalnym, trzy tygodnie wcześniej. Choć tak naprawdę to raczej ja do tego doprowadziłam, żyjąc w ciąży z Tobą dość intensywnie. Cóż, taka Ci się trafiła matka: nadpobudliwa, mająca problemy z ustaniem w miejscu. Uparta, nieco nawiedzona, jak już uczepi się jakiejś myśli to nie ma zmiłuj. Ufająca swojej intuicji. Zatrzymajmy się przy tym ostatnim pojęciu.
Usłyszysz pewnie, jak każdy, kiedyś radę:
– Przemyśl to. Nie rób nic pochopnie. Spokojnie, nie spiesz się, masz czas na przeanalizowanie tego.
A ja tej rady nie lubię. Rada „przemyśl to” jest kluczem do zamykania intuicji: nagłego olśnienia, któremu warto zaufać.
W związku z tym, że jestem w gorącej wodzie kąpana, zwykle działam impulsywnie, bez zastanowienia. Dotychczas byłam zatrudniona w dwóch miejscach pracy, i z dwóch, po kilku całkiem miłych latach, nagle, decyzją podjętą w ciągu jednej chwili, odeszłam.
Czasami natrafiam na swojej drodze na ludzi, których znam słabo, a jestem w stanie zwierzyć się im ze swoich największych życiowych rozterek. I odwrotnie, zdarza się, choć na szczęście rzadko, że spotykam ludzi, którzy wydawałoby się, że są mi życzliwi, a jednak coś podpowiada mi, że nie mogę im zaufać i najlepiej trzymać się od nich z daleka.
Twoim siostrom radzę, żeby podczas rozwiązywania szkolnych testów zakreślały pierwszą odpowiedź, która przychodzi im do głowy jako prawidłowa i żeby nie analizowały na nowo odpowiedzi, których udzieliły w teście. Tobie też to powiem jak pójdziesz do szkoły.
W tych wszystkich sytuacjach to intuicja podpowiada mi jak działać. Intuicja, czyli wewnętrzne przekonanie, że mam rację. Gdybym w każdym z powyższych przypadków zaczęła analizować „za” i „przeciw”, postąpiłabym inaczej: bo kto mądry odchodzi nagle z pracy, nie mając innej propozycji ani oszczędności? (ani bogatego męża). Kto jest w stanie obdarzyć zaufaniem osobę, z którą rozmawiał przez chwilę raz w życiu? Kto świadomie decyduje się na trzecią „pociechę”?! 😉
Chyba nigdy nie zawiodłam się na mojej intuicji. Jej dzieckiem jesteś również Ty, synku. Wewnętrzne przekonanie, że muszę powołać Cię na ten świat, było, choć zaskakujące, jak najbardziej na miejscu. 🙂