Twoje dziecko jest „trudne”? Uważaj, żeby nie wmówić sobie, że to ADHD, autyzm lub choroba dwubiegunowa

Może Twoje dziecko wcale nie cierpi na zaburzenie psychiczne, a po prostu zaburzone są Twoje z nim relacje?


Najpierw chcę Was uspokoić: zdecydowanie nie należę do grupy osób, które dały się omamić publikacjom przekonującym, że ADHD nie istnieje. Oczywiście, że istnieje i nie wierzcie tym, którzy twierdzą inaczej. Jedyny, ale poważny problem to, że zbyt często i pochopnie podejrzewa się jego, tak jak i innych zaburzeń psychicznych, występowanie.

Przykładowo, w USA nauczyciele dopatrują się ADHD u 24% uczniów, podczas gdy częstotliwość występowania tej choroby szacuje się na od 5 do 10%.

Kilka dni temu trafiłam na świetną książkę „To normalne” Enrico Gnaulati, doktora psychologii i psychoterapeutę z 20-letnim doświadczeniem zawodowym, zaniepokojonego tym, że z roku na rok do jego gabinetu trafia coraz więcej dzieci z podejrzeniem ADHD, autyzmu, choroby dwubiegunowej. Tymczasem jego zdaniem wiele z tych dzieci, choć oczywiście nie wszystkie, są zdrowymi dziećmi, które po prostu na swój sposób starają się poradzić sobie z problemami.

Autor stawia tezę, że wiele tzw. nietypowych zachowań: dekoncentracja uwagi, rozkojarzenie, nadpobudliwość, nerwowość nie są wynikiem zaburzenia psychicznego, lecz zaburzonych relacji z rodzicami, wołaniem dziecka o lepszy lub np. bardziej przewidywalny kontakt z rodzicami, brakiem wystarczającej ilości snu, złą dietą, zbyt dużym czasem spędzanym przed monitorami oraz stresogennością współczesnego życia.

Rodzicu, zwróć na mnie uwagę

Nadpobudliwość dziecka, czyli jeden z głównych wskaźników ADHD, może wynikać z tego, że chce zwrócić na siebie uwagę rodziców bardzo zaabsorbowanych swoimi sprawami.

Dziecko, u którego podejrzewa się nadaktywność, a którego przyłapie się na wygłupach, pajacowaniu czy innych zachowaniach przyciągających uwagę otoczenia, tak naprawdę może manifestować w ten sposób pragnienie bycia zauważonym i usłyszanym. To prawdopodobnie właśnie dlatego niektórzy eksperci zauważają, że zamiast mówić o zaburzeniu koncentracji uwagi (ADD), powinniśmy raczej mówić o koncentracji zaburzonej równowagi (DAD). Na ironię zakrawa fakt, że skraca się właśnie do akronimu DAD (po angielsku: tata). Bo dzieci – a zwłaszcza chłopcy – do zbudowania dobrego i mocnego poczucia własnego ciała potrzebują uznania i dumy tatusiów, którzy jednak rzadko skupiają się na dzieciach całkowicie, okazując im raczej uwagę zaburzoną, bo rozproszoną.

– pisze Gnaulati.

Nadpobudliwość i nadmierna ruchliwość może być również wynikiem naturalnej dla dzieci ogromnej potrzeby ruchu. Kiedyś dzieci spędzały masę czasu na podwórku biegając z kolegami, teraz prowadzą bardzo siedzący tryb życia. Do szkoły są wożeni przez rodziców, potem muszą „grzecznie” siedzieć w ławkach szkolnych, następnie ogromną ilość czasu spędzają przed różnego rodzaju monitorami. Czy to dziwne, że w pewnym momencie budzi się w nich rozpaczliwe pragnienie ruchu?

Społeczeństwo narcyzów

Autor ciekawie tłumaczy, czym jest i skąd bierze się dziecięcy narcyzm: m.in. z:

– przesadnego i bezpodstawnego chwalenia dzieci („Ależ ty jesteś wspaniałym dzieciakiem! Jestem pewna, że uda ci się w życiu wszystko, za to tylko się zabierzesz!”)

– nieuczenia ich empatii, troski o innych i zainteresowania tym, jak inni mogą się czuć („Popatrz, Kasia jest smutna. Jak sądzisz, czy może to wynikać z tego, że powiedziałeś, że jej rysunek jest ohydny?”)

– budowania w nich zbyt wysokiej samooceny („Jesteś przepiękna! / Jesteś superinteligentna! / Nie znam dziecka, które byłoby tak uzdolnione jak ty”) – wcale, wbrew pozorom, nie sprzyjającej dobremu rozwojowi dziecka, które potem musi nieść w życiu krzyż podtrzymywania wysokiej samooceny i udowadniania otoczeniu, że jest „superwyjątkowe”.

Autor opisuje różne sytuacje, oparte na prawdziwych wydarzeniach, ukazujących niuanse: drobne, ledwo dostrzegalne, ale jednak: różnice między ADHD a dziecięcym narcyzmem, który staje się – ze względu na współczesny sposób wychowania dzieci – pewnego rodzaju „plagą”.

Członkowie współczesnej rodziny: związani ze sobą sznurem stresu

Natomiast dekoncentracja uwagi, czyli drugi komponent tego zaburzenia, może w dużej mierze wynikać ze specyfiki współczesnych czasów, w których dorastają nasze dzieci: rzeczywistości przebodźcowanej, pełnej monitorów, deficytu snu (przeciętne dorastające dziecko śpi o godzinę krócej niż jego rówieśnik sprzed 30 lat), którego brak prowadzi do chwiejności emocjonalnej. A także zestresowanych rodziców, którzy często zamiast zdrowo zainteresować się dzieckiem, nadopiekuńczo helikopterują mu, nieustannie nad nimi krążąc, przez co mają poczucie braku wolnego czasu i wyniszczającego poczucia odpowiedzialności za dziecko. Benedict Carey, dziennikarz New York Times podsumowując badania na temat amerykańskiego życia rodzinnego (które moim zdaniem spokojnie można odnieść również do polskich realiów) pisze w tym artykule:

Członków typowej nowej rodziny wiąże ze sobą sznur stresu. Życie rodzinne to piekielna kąpiel w nurtach stresu, wielozadaniowości i wzajemnego wytykania sobie najmniejszych błędów.

Za ogniste konflikty między członkami rodziny,  zaburzenia relacji, dysfunkcje nie musi odpowiadać choroba psychiczna lub zaburzenie, ale właśnie stres. Może warto właśnie tak na to spojrzeć?

Introwertycy tu nie pasują

Jak zauważa autor, wiele malutkich dzieci może pod wpływem stresu zachowywać się w sposób przypominający autyzm. Jak wskazują dane pochodzące z badań National Survey of Children Health, którym objęte było ponad 78 tysięcy amerykańskich dzieci w wieku od 3 do 17 roku życia, prawie 40% dzieci, które otrzymały kiedyś orzeczenie o zaburzeniu spektrum autystycznego, teraz nie ma już objawów chorobowych.

Opóźnienie mowy, napady szału, wyjątkowa bystrość, ponadprzeciętne uzdolnienia, zamknięcie w sobie: czasem niewiele trzeba, by podejrzewać autyzm.

W wielu przypadkach może to być introwertyzm, który dziwi i zaskakuje, bo żyjemy w kulturze typowo ekstrawertycznej. Autor ciekawie tłumaczy, dlaczego dzieci 1-3 letnie czasem tak chętnie zamykają się w swoim świecie i budując pociąg z klocków nieomalże tracą kontakt z rzeczywistością i nie jest to wcale wynikiem autyzmu.

Absolutnie nie należy bagatelizować chorób i zaburzeń, zwłaszcza autyzmu, który wcześnie zdiagnozowany może być skuteczniej leczony ani depresji. Kilka miesięcy temu przeprowadziłam wywiad z mamą nastolatki chorej na depresję i nadal bardzo namawiam, by czujnie przyglądać się swoim dzieciom, co do których mamy podejrzenie, że wpadły w szpony depresji. Wkrótce będę rozmawiać z mamą chłopca chorego na Zespół Aspergera i jestem bardzo daleka od banalizowania czy ignorowania zaburzeń mieszczących się w spektrum autyzmu! Strasznie denerwują mnie te westchnienia „sceptyków” prawiących:

– Phi, kiedyś nie było tych wszystkich autyzmów, adhdów innych.

Były, ale nie były diagnozowane.

Dziś również są, ale są niestety zbyt pochopnie snuje się podejrzenia o ich występowanie. Jest to o tyle problematyczne, że zamiast skupić się na istocie problemu: np. zaburzonych relacjach rodzinnych, leczy się chorobę. Zamiast odkryć przyczyny, leczy się skutki. Zamiast spojrzeć na dziecko, przyjrzeć się mu i próbować je zrozumieć, czyli dokonać tzw. kontekstualizacji (odczytać zachowanie dziecka jako reakcję na sytuację, w jakiej funkcjonuje) dokonuje się tzw. medykalizacji i kategoryzacji, wrzucając dziecko do worka z określonym zaburzeniem i faszerując je lekami, czemu z niepokojem przygląda się Autor książki „To normalne”.

Trudne dziecko: chore dziecko?

Na rozbrykane, wygadane, porywcze, energiczne dziecko mówi się: niegrzeczne, a przecież można spojrzeć nań jak na pełne pasji, energii, zorientowane na cel.

Dziecko „trudne”, czyli niepasujące do przyjętych norm: tzw. grzeczne, posłuszne, ułożone, niesprawiające żadnych problemów z coraz większą łatwością zaczyna się wrzucać do szufladki: zaburzone.

Każdy chce mieć grzeczne dziecko, bo tak jest łatwiej, ale tak naprawdę krnąbrne dziecko to powód do radości – o czym pisałam w tym tekście.

I nauczyciele i rodzice – oczywiście nie wszyscy, ale wielu –  wolą mieć do czynienia z dzieckiem nieprzejawiającym niezależności, dociekliwości i silnej woli, biernie dostosowującym się do wszystkich zasad, wykonującym błyskawicznie to, czego żąda rodzi i nauczyciel, wiecznie skupionym i skoncentrowanym.

Pani córka ma chyba ADHD

Ten temat jest mi szczególnie bliski. Moja starsza córka była i w przedszkolu i w początkowych klasach podstawówki tzw. niezłym ziółkiem. Nauczycielka w przedszkolu zasugerowała, że moje dziecko może mieć ADHD i żebym coś z tym zrobiła. Psycholożka, do której udałam się – pracująca w zwykłej bezpłatnej poradni – okazała się być świetnym specjalistą i dała mi kilka rad, które, razem z relacją z pobytu w jej gabinecie, opisałam w tym tekście: Jak poradzić sobie z niegrzecznym dzieckiem? Rady psychologa →KLIK

Przy okazji, to jeden z moich najpopularniejszych tekstów, co miesiąc na ten blog wchodzi kilka tysięcy osób wpisując sobie w Google zawartą w tytule frazę  – co mnie bardzo cieszy, bo jeżeli wezmą sobie te rady do serca, w ich rodzinach wróci porządek. 🙂

Talent do niepokojenia dorosłych

Często tzw. intelektualny niepokój i pobudliwość jest domeną utalentowanych dzieci, które wprost gotują się od pomysłów, chcą dzielić spostrzeżeniami i wiedzą, mają ogromną ciekawość świata. Przeżywają katusze musząc siedzieć cicho, dusząc swoją energię, czekając zbyt długo na udzielenie głosu. Czekając, wiercą się i kręcą albo odpływają marzeniami w swój świat, a często w końcu, podirytowane nudzą i rzucając temat, zaczynają zajmować się innym, zostając oskarżone o zdekoncentrowanie i nieumiejętność skupienia się. Taka była wypisz wymaluj moja starsza córka.

Ciężko być rodzicem w XXI wieku

Przyczyny problematycznego zachowania naszych dzieci to mieszanka czynników biologicznych, socjologicznych i psychologicznych. To w ogromnej mierze my, rodzice odpowiadamy za to, jakie są nasze dzieci. Spokojnie, nie chcę wzbudzić w nikim poczucia winy. Nie jesteśmy wyłączną przyczyną, ale na pewno mamy jakiś udział w kłopotach naszych dzieci. Oczywiście nie robimy tego świadomie, wiadomo, że każdy z nas chce dla swoich dzieci jak najlepiej. Ale nikt z nas nie skończył „kursu rodzicielstwa”. Uczymy się na błędach, zwykle nie wiedząc, że błądzimy. Czasem wystarczy wprowadzić kilka zasad (do których ma się stosować nie tylko dziecko, ale i my, rodzice) oraz zmian w komunikacji i wszystko może zacząć układać się pomyślnie. Kopalnią takich wskazówek jest właśnie książka „To normalne”.

to normalne ksiazka

Mogą go czytać i rodzice kilkulatków i nastolatków, Gnaulati opisuje problemy charakterystyczne dla różnych grup wiekowych. Ja przeczytałam ją w dwa dni i całą mam zakreśloną na kolorowo i na pewno jeszcze nie raz do niej wrócę. Chcąc przedstawić Wam najciekawsze fragmenty, musiałabym chyba przepisać całą książkę, łatwiej więc będzie jeżeli ją po prostu przeczytacie. Spytałam Wydawnictwo Znak,  które wydało książkę, czy udzieliłoby moim Czytelnikom rabatu. Zgodziło się i to na 35% rabat. 🙂 Wystarczy, że TUTAJ wpiszecie hasło: „normalne”. Z ręką na sercu polecam tę książkę!

Autor opisuje różne konkretne przypadki dzieci: jego podopiecznych, co czyni lekturę przyjemną oraz doskonale przemawia do wyobraźni – każdy z nas, rodziców pewnie znajdzie jakieś cechy podobne do naszych dzieci i postaw rodzicielskich. Daje dużo wskazówek na ciekawych, przemawiających do wyobraźni przykładach.

Na koniec chcę jeszcze raz podkreślić: nie neguję występowania chorób i zaburzeń  psychicznych. Uważam, że to bardzo dobrze, że rodzice są czujni, zwłaszcza, że im wcześniej zdiagnozowany autyzm, ADHD, tym większa szansa na terapeutyczne powodzenie. Chcę tylko zachęcić siebie i Was, żebyśmy nie przeoczyli tego, że może nasze dzieci zachowują się w sposób zaburzony nie ze względu za zaburzenie psychiczne, ale fakt, że zaburzeniu uległy nasze z nim relacje.

Komentarze: