Dlaczego nie jem mięsa i bojkotuję olej palmowy i co w zamian?

fot. Mały Kadr

Mam dla Was pewną propozycję, dzięki której możecie wiele zrobić dla swojego zdrowia i dla kondycji naszej planety. Gorąco zachęcam. 🙂

–  Dlaczego nie jesz mięsa?

Przyznam, że to pytanie zawsze męczyło mnie i stawiało w niekomfortowej sytuacji tłumaczenia się. Rozmówca zwykle szykował kontrargumenty i wprowadzało to niemiłą atmosferę. Zawsze uważałam, że to, co mamy na talerzu jest prywatną sprawą każdego z nas. Od jakiegoś czasu nieco zmieniłam do tego podejście i nie boję się o tym mówić. Bo oprócz kilku prywatnych argumentów, które skłoniły mnie do rezygnacji z mięsa, które zostawię dla siebie, doszedł jeden publiczny, który dotyczy nas wszystkich.

Wszyscy oburzamy się zanieczyszczonym powietrzem. Ach ten węgiel. Ach te samochody. Ach ten smog. A wiecie, co ma ogromny wpływ na zmiany klimatyczne? Produkcja mięsa, która powoduje większą emisję gazów cieplarnianych niż samochody i samoloty razem wzięte. Produkcja mięsa jest dla środowiska dużo bardziej obciążająca niż produkcja roślin. Wymaga więcej energii, wody, powoduje większą erozję gleby, zanieczyszczenie powietrza, wylesianie terenów, niszczenie siedlisk. Więcej możecie poczytać np. w artykule Polityki  Krowy mają większy wpływ na klimat niż samochody. Z dwóch powodów i w wielu innych artykułach.

Zwierzęta hodowlane muszą coś zjeść. Trzeba więc im wyhodować dużo zbóż i soi. Naukowcy obliczyli, że jeżeli ziarno, którym karmi się zwierzęta, byłoby pożywieniem ludzi, można by wyżywić co najmniej dwa razy więcej ludzi niż obecnie.

Żeby hodowlane zwierzęta miały gdzie się wypasać, tnie się lasy. Olbrzymie połacie lasów amazońskich wycinane są pod wypas bydła, drugie tyle drzew ginie pod hodowlę zbóż i soi, które są paszą dla zwierząt.

Zwierzęta muszą coś wypić. Żeby wyprodukować 1 tonę wołowiny,  potrzeba około 4 milionów litrów wody. Żeby wyprodukować 1 tonę jadalnej mieszanki warzyw, potrzeba jedynie 85 tysięcy litrów wody.  Woda to coraz bardziej deficytowy towar. Pisałam o tym kilka lat temu w tym tekście Nie marnotraw.

Rezygnacja lub chociaż zmniejszenie spożywania mięsa i zastąpienie go roślinami, jest doskonałym sposobem na ograniczenie negatywnego oddziaływania człowieka na środowisko. A do tego bardzo przyjemnym, smacznym, zdrowym i prostym do przyrządzenia!


Wiem, że dla wielu osób całkowita rezygnacja z mięsa może być problematyczna, ale warto chociaż ograniczyć jedzenie mięsa. np. o połowę. I wybrać sobie chociaż 3 dni w tygodniu bezmięsne. Jeżeli dwie osoby ograniczą o połowę, to tak jakby jedna zrezygnowała, a to już coś. 🙂

Najtrudniejszym wyzwaniem dla osób zastanawiających się nad zmianą diety, jest pytanie: Co jeść zamiast mięsa? Tymczasem jest naprawdę mnóstwo pysznych i zdrowych potraw!

To, o czym należy pamiętać, to żeby zapewnić sobie białko. Świetnym jego źródłem jest tofu. Wiem, że smak tofu budzi różne kontrowersje. 😉 Pozwolę sobie zacytować autorkę wegańskiego bloga Jadłonomia, która z kolei zacytowała swoją znajomą:

Tofu jest jak worek z mąką. Bo chociaż mąka wyjadana prosto z worka smakuje beznadziejnie, wciąż można upiec z niej obłędnie dobre ciasto.

My używamy tofu namiętnie, łączymy z warzywami, przyprawiamy i zawsze jest smaczne, bo wiemy jak je podać. 🙂 Przyznam, że ciasta z tofu jeszcze nie robiłam, wszystko przede mną.

U nas mistrzem robienia tofu jest mój mąż, który robi je w blenderze, choć to wyższa szkoła jazdy (ja nie umiem robić tofu), bo poza blendowaniem, trzeba soję w specjalny sposób gotować, odcedzać, zakraplać cytryną, znów blendować itd. To chyba jedyna trudna potrawa wegetariańska 🙂 na szczęście również dostępna w sklepach. Choć tofu zrobione samodzielnie jest najsmaczniejsze.

Osoby rozpoczynające przygodę z dietą, w której dominują rośliny, zachęcam do wyposażenia się w blender, który bardzo przydaje się w kuchni. Oprócz tego, że można przyrządzić z nim mnóstwo standardowych wege potraw, typu tofu, hummus, koktajle, masło orzechowe, zupy, pasty, to pomaga nie marnować jedzenia. Przecież zblendować można tak naprawdę wszystko. I robiąc czystki w lodówce, lepiej wrzucić jedzenie, które pozostało, do blendera niż do kosza. Jest to też świetny sposób na przemycenie dzieciom-niejadkom różnych składników. Nie lubi fasolki i dyni? Dodamy je więc do marchewki i buraczka, które lubi i wszystko blendujemy. 🙂 W jogurcie jest za dużo cukru? Mnie osobiście to ostatnio męczy. Blenduję więc jogurt naturalny z owocem, które mam pod ręką, np. jabłkiem, oczywiście ze skórką, komu by się chciało obierać. 😉  Smak idealny. Chcę, żeby koktajl był bogaty w żelazo? Do jabłek, gruszek i banana dodaję liście surowego szpinaku i mleko sojowe. Efekt przepyszny!

mama, córki i czwarta szklanka dla fotografki Magdy z Małego Kadru 🙂

Korzystam z blendera Electroluxa Explore 7. To, co wyróżnia go od mojego starego blendera, to pochylenie dzbanka, przez co nie przegrzewa składników i jakkolwiek długo bym nie blendowała, warzywa i owoce zachowują kolor, świeżość, konsystencję i naturalny smak.

Kto miał doświadczenia z gorszej jakości blenderami ten wie, że mogą nadawać potrawom specyficzny posmak, wynikający z przegrzania i to nie jest przyjemne. Poza tym ten blender ma opcję pracy impulsowej i wybór trzech różnych wariantów mocy blendowania, dzięki której można osiągnąć różną konsystencji potrawy: np. taką jak na zdjęciu poniżej. Nie przepadam za zupami kremami, bo lubię czuć strukturę warzyw, a jednocześnie chcę, żeby były zblendowane, bo świetnie mieszają się różne smaki.

Można też, włączając inny tryb blendowania, mieć standardowy jednolity krem jak w przypadku hummusu. A potem zaszaleć i buraka zblendować tylko trochę i dodać do hummusu. Szaleństwo, że hej! 😉 A wszystko za jednym naciśnięciem guzika. 

No właśnie: hummus. Inna pyszna standardowa wege-potrawa, której robienie zajmuje chwilę. Wystarczy zblendować cieciorkę, tahini (olej z sezamu, to dlatego hummus przypomina w smaku chałwę), cytrynę i czosnek. Całość działań zajmuje dosłownie 5 minut. Jest doskonałym źródłem białka, tak jak każda roślina strączkowa. Można traktować go jako pastę na pieczywo, mój 2-letni syn uwielbia hummus i jestem przekonana, że to znacznie zdrowsza potrawa niż plaster wędliny. Hummus można też traktować jako „dip”, maczając w nim surowe warzywa: marchew, seler naciowy, paprykę, ogórki itd. Różne jej warianty proponuję w swoich pięknie graficznie opracowanych e-bookach Eliza Wydrych vel Fashionelka TUTAJ. Polecam, zajrzyjcie, kopalnia inspiracji na semiwegetariańskie przepisy: proste i pyszne. 🙂 

Pośród najróżniejszych przepisów z Fash Food Booka, bo tak nazywają się książki Elizy, wpadłam na przykład na krem czekoladowo-śliwkowy: niebo w gębie! Stąd moja rozanielona mina na zdjęciu. 🙂

Specjalnie zrobiłam sobie taką nieidealnie gładką masę, bo z moim blenderem mogłam! W przypadku tego kremu lubię wersję „pomiędzy” idealnie gładką a prawie gładką masą. 🙂

Nie kupuję już gotowych czekoladowych ani orzechowych kremów, bo rok temu z mężem i córkami postanowiliśmy, że bojkotujemy produkty zawierające olej palmowy i robiąc zakupy bacznie czytamy składy produktów. Dlaczego bojkotujemy olej palmowy? Bo szkodzi środowisku –produkcja prowadzi do zmian klimatycznych, za które cenę będą płacić nasze dzieci oraz do śmierci tysięcy orangutanów, które żyją w lasach  deszczowych w Indonezji i Malezji. W ciągu ostatnich 16 lat populacja orangutanów na Borneo zmniejszyła się o niemal 150 000 osobników. 🙁 🙁

Zdjęcie pochodzi z WWF organizującego od lat w lutym Dzień Bez Oleju Palmowego. Zachęcam Was, by mieć więcej takich dni, a najlepiej żeby stały się normą. Czytajcie składy produktów i bojkotujcie te z olejem palmowym.

Zdecydowana większość dostępnych kremów czekoladowo-orzechowych zawiera go w składzie. Skoro samodzielne zrobienie kremu orzechowego lub czekoladowego zajmuje dosłownie kilka minut i jest nie dość, że smaczniejsze, zdrowsze, tańsze, to jeszcze lepsze dla środowiska to nie rozumiem dlaczego miałabym tego nie robić. Wystarczą jakiekolwiek orzechy i dobry blender, bo nie każdy jest je w stanie zblendować i przegrzewa się. Ja polecam Electrolux Explore 7, który daje radę ze wszystkim i można wrzucić do niego dowolną ilość składników. Wypełnić cały dzbanek lub tylko na dnie i ma się takie same rezultaty.

Bo do tego, że dieta opartach na roślina jest znacznie zdrowsza od tej mięsnej, to chyba nie muszę Was przekonywać 🙂 Jestem na niej dłużej niż połowę swojego życia: od 20 lat jedynym mięsem, jakim jadłam były ryby i owoce morza. Oznacza to że jestem semiwegetarianką. (a ryby jem nie częściej niż raz w tygodniu, a czasem znacznie rzadziej) Nie mam żadnych problemów ze zdrowiem, witalnością, energią, włosami, paznokciami itd. Każdą z trzech ciąż przeszłam również będąc na tej diecie i nie było z tym żadnych problemów.

Nie zapomnę, jak 18 lat temu, z moim ówczesnym narzeczonym, dzisiejszym mężem 🙂 który również nie je mięsa, postanowiliśmy, że zrobimy wesele w wegetariańskiej restauracji.

– Proszę, czy moglibyśmy zrobić chociaż jakiś kącik z mięsem dla gości, którzy nie odnajdą się w wegepotrawach? – pytał mój tato.
– Dobra – zgodziliśmy się.

Wyobraźcie sobie, że „mięsny kącik” został nietknięty! Wszyscy goście, również mój tato, „typowy mięsożerca”, byli wegetariańskim jedzeniem zachwyceni. Jego różnorodnością i bogactwem smaku. Nikomu nie brakowało mięsa!

Zobaczycie: Wam też mięsa nie będzie brakować, gdy zaczniecie stopniować eliminować je z Waszej diety i zastępować białkiem roślinnym, do czego gorąco Was zachęcam.


Partnerem tekstu jest Electrolux. Blendery ten i ten do 25 listopada są o 10% tańsze z kodem zniżkowym ELX-EXPLORE7

Komentarze: