Dziś o emocjonalnych więzieniach, do których wysyłamy ZŁE emocje, by mieć DOBRE życie.
Skoro można nauczyć dziecko grania na fortepianie czy w piłkę nożną, to chyba można też dać mu odpowiednie wykształcenie emocjonalne, prawda?
Cel: spokojne i opanowane dziecko, któremu obce będą uczucia gniewu, złości, irytacji i wszelkie inne dziwne emocje, np. nadmierna ekscytacja lub przeraźliwy smutek.
Sposób realizacji celu: praca nad całą rodziną poprzez wyeliminowanie z siebie i innych domowników nieodpowiednich emocji. Dziecko nie będzie miało wówczas skąd czerpać złych wzorów. Gdy zdarzy się, że zetknie się ze złością u innych, na przykład dzieci ze szkoły lub podwórka i będzie próbowało je naśladować, wtedy rodzic zareaguje i wytłumaczy, że to nie wypada, że u nas, w naszej rodzinie nie złościmy się i nie dajemy się wyprowadzić z równowagi jak jacyś szaleńcy. W efekcie, dzięki rodzicielskiej pracy i świeceniu przykładem uda się wychować człowieka wolnego od złości lub innych złych emocji.
Otóż guzik prawda, to się nie uda. Mimo, że wielu próbuje, nie uda się pozbawić człowieka żadnej emocji. Dlaczego? Bo nasza psychika nie jest naiwna. Nie bez powodu zostaliśmy w emocje wyposażeni, KAŻDA czemuś służy i nie da się ich usunąć. Psychiki nie da się ot-tak-rachu-ciachu posprzątać i oczyścić z niewygodnych elementów. Można je co najwyżej schować i ukryć za kurtyną – jak to w świetnej książce „Żyć w rodzinie i przetrwać” nazwał psychoterapeuta Robin Skynner, a ja próbowałam zobrazować na powyższym zdjęciu. 😉
Chowanie emocji za kurtyną to ukrywanie najpierw przed innymi i światem, a potem przed samym sobą, uczuć i emocji uważanych za niepożądane. Tak jakbyśmy zaciągnęli w swojej głowie kurtynę, która zakryje tamte ZŁE, a na scenie, czyli miejscu dostępnym dla wszystkich, pozostawili tylko te DOBRE i pożądane.
Zwykle w tym procederze uczestniczy cała rodzina. Gdy uczuciem persona non grata jest złość, członkowie powiadają:
– W naszej rodzinie się nie złościmy. To nie wypada.
– Nie ma u nas miejsca dla frustratów, potrafimy nad złością zapanować.
Gdy któryś z członków rodziny da wyraz gniewowi, inni członkowie patrzą nań z dezaprobatą, tak jakby zrobiło coś odrażającego.
Gdy tym uczuciem jest zazdrość, w rodzinie mawia się:
– U nas nikt nigdy nie jest o nic zazdrosny. Nie przystoi niczego nikomu zazdrościć, to wstyd.
Gdy chce się usunąć „nadmierną” radość, nazywa się ją, czasem mimochodem, czasem wprost – szaleństwem i powiada, zerkając na rozentuzjazmowanych obcych, np. dzieci na placu zabaw:
– My nie ekscytujemy się jak wariaci z byle powodu. To nie jest normalne zachowanie – dodajemy z pewnego rodzaju odrazą.
Tak więc tak, w pewnym sensie można zaprogramować emocjonalnie dziecko. Dzięki różnego rodzaju wypowiedziom i zachowaniom rodziców doskonale wyczuwa, które uczucia i emocje uznawane są w rodzinie za niedobre, wstydliwe i gdy się pojawiają, czuje się nieswojo i niezręcznie. To emocje i uczucia tabu, nie wypada ich uzewnętrzniać – dlatego natychmiast marsz za kurtynę albo bez ceregieli: do emocjonalnego więzienia!
– Czy to naprawdę problem, że trzyma się je za kurtyną? Są schowane, leżą gdzieś na zapleczu i koniec, po problemie – mógłby spytać ktoś.
Są dwa problemy związane z tą kurtyną. Po pierwsze, bywa nieszczelna i czasem, zwykle w nieoczekiwanych sytuacjach, wypuszcza zakazane uczucia – które są tym bardziej przerażające, że przecież zakazane!
Kurtyna zwykle „rozszczelnia” się, gdy ktoś jest słaby, zmęczony, chory lub pijany. Zakazane emocje ujawniają się w niespodziewanych, banalnych sytuacjach, reakcja staje się niewspółmierna do akcji. To przysłowiowa kropla, która drąży skałę.
Nagle, taka zawsze spokojna i opanowana kobieta, zaczyna wrzeszczeć na dziecko, bo odmówiło nałożenia skarpetki do pary. A krzyczy co najmniej tak, jakby odmówiło nałożenia czapki przy trzydziestostopniowym mrozie i tuż po kąpieli, mając już i tak zapalenie płuc, wybiegło z gołą głową na podwórko. Wszyscy zamierają, bo mama chyba nigdy jeszcze nie była tak wściekła. Tak jakby coś w niej pękło i się z niej ulotniło.
Albo mąż, który nigdy nie robił scen zazdrości (bo zawsze słyszał, że zazdrość jest bardzo złym uczuciem), nagle, gdy żona uśmiechnie się na imprezie do innego mężczyzny, wybucha i robi scenę zazdrości, łącznie z uderzeniem amanta pięścią w twarz i zagrożeniem małżonce rozwodem. Coś w nim pęka, czara goryczy, tej niepożądanej emocji, przelewa się.
Drugi problem polega na tym, że trzymanie szczelnie zasłoniętej kurtyny pochłania mnóstwo energii i wysiłku i odbija się na zdrowiu. Kontrolowanie tych wszystkich tabu emocji, trzymanie się w ryzach, tak by nie ujawnić złości, zazdrości, smutku, podekscytowania itd. jest ciężkim wyzwaniem, to życie w nieustannym napięciu! Ciągle trzeba być na baczności, czujnym, spiętym. Zwykle za tłumienie emocji dostaje się biednym narządom wewnętrznym i uwidacznia w różnych psychosomatycznych dolegliwości: bólach głowy, kręgosłupa, bezsenności, niestrawności, lękach itd.
Jaki morał z tej historii? Nie chowajmy uczuć za kurtyną. Nie udawajmy, że nie bywamy wściekli, podirytowani, zazdrośni, smutni, podekscytowani, znudzeni, przestraszeni. Pozwalajmy sobie na przeżywanie i uzewnętrznianie emocji, pozwólmy wyjść im na scenę. 🙂 więcej o tym pisałam tutaj: Pozwólmy dzieciom (i sobie) przeżywać emocje. Jeżeli nie umiemy zrobić tego sami, bo to wbrew pozorom niełatwa sztuka, warto udać się do psychologa lub psychoterapeuty.
Oczywiście nie chodzi o to, żeby, hulaj dusza piekła nie ma, pozwalać sobie zawsze i wszędzie na ekspresję wszystkich emocji, warto robić to w granicach norm społecznych. 🙂
Rzucanie się z radości w ramiona osoby, która prowadziła z nami rozmowę kwalifikacyjną i gratulując, zaprosiła nas na kolejny etap rekrutacji, płakanie w sklepie, gdy ktoś zgarnął nam sprzed nosa ostatnią drożdżówkę, dawanie wyrazu wściekłości wobec nagabującego nas sprzedawcy czy głośne śmianie się, gdy ktoś obcy śmiesznie upadnie z roweru – raczej nie jest na miejscu. 🙂