Pozwólmy dzieciom (i sobie) przeżywać wszystkie emocje: i te „dobre”, i te „złe”

fot. Mały Kadr

Zawsze podziwiałam moją przyjaciółkę, która, gdy przychodził do niej jej kilkuletni rozwścieczony syn, nie mówiła:
– Uspokój się!
lecz:
– Widzę, że jesteś zdenerwowany.

Chcę nauczyć się brać z niej przykład.

Dwa lata temu napisałam tekst, opowiadając w nim dumna, jak to, gdy jako dziecko biegłam po alejce w parku i wywracałam się, obcierając do krwi kolano, nie słyszałam od mamy:

–  Upadłaś? A nie mówiłam? Po co tak szybko biegłaś?
lecz z uśmiechem wypowiedziane:
–  Upadłaś? Wstawaj i biegnij dalej! ?

Ukazywałam to jako świetny przykład na to, jak można sobie radzić z porażkami i niepowodzeniami: czyli się nimi nie przejmować i iść do przodu, hej! Sama również w podobnym tonie wychowuję dzieci: przymknąć na trudne chwile oko, odwrócić uwagę, obrócić w żart. Jednak niedawno zrozumiałam, że w postępowaniu moim i moich rodziców (Mamo, Tato, jeżeli to czytacie, nie martwcie się, każdy ma prawo do błędów 😉 ) zabrakło czegoś bardzo ważnego: zaakceptowania wszystkich uczuć i emocji, również tych trudnych.

Bo jak dziecko upada, to odczuwa ból, a więc też smutek lub strach. I warto wtedy – o czym dowiedziałam się na spotkaniach „Być mamą”, o którym pisałam przy okazji wywiadu z panem Jackiem Bidą: psychiatrą i psychoterapeutą: nie negować emocji i uczuć dziecka.

Najlepszą więc reakcją na upadek małej Nishki byłoby powiedzenie:

– Upadłaś? Pewnie jest ci smutno, bo boli cię kolano?
lub
– Upadłaś? Widzę, że się przestraszyłaś?

I dopiero potem, po „przywitaniu się” z tym uczuciem strachu czy smutku, można zachęcić dziecko, żeby „biegło dalej”. Wiem oczywiście, dlaczego moi rodzice tak robili: sądzili, że jeżeli odwrócą uwagę od mojego bólu to zniknie, natomiast gdy się na nim skupią, będzie rósł. A to tak nie działa. Nie mieszajmy dziecku w głowie: gdy boi się, gdy jest mu smutno, nie zaprzeczajmy temu, wmawiając, że teraz to czas na radość. 

 

Zaakceptowanie emocji dziecka, danie mu przyzwolenia na ich odczuwanie jest ważnym elementem rozwoju. Bardzo dobry tekst o tym napisała jakiś czas temu Nebule: Pozwólcie dzieciom płakać – polecam lekturę!

Nam rodzicom wydaje się, że niektórych, tzw. „złych” emocji lepiej nie przeżywać i sprytnie zastąpić je innymi.

– Spadłeś, synku, z huśtawki? Nie płacz, bądź dzielny! A teraz chodźmy na wesołą karuzelę!
– Właśnie runęła twoja wieża z klocków, którą budowałaś od pół godziny? Nie denerwuj się, córeczko, przecież nic się nie stało, ojtamojtam zbudujesz nową!
– Byłeś świadkiem potrącenia małego kotka przez samochód i bardzo to przeżywasz? Nie bój się, chodź kupimy ci samochodzik, o którym od dawna marzyłeś, dobra?
– Koleżanka nie zaprosiła cię na urodziny i czujesz z tego powodu rozpacz i rozżalenie? Nie przejmuj się, zamiast tego pójdziemy do kina i na lody, ale będzie fajnie zobaczysz!

Udawanie, że uczuć i emocji nie ma: zaciskanie zębów, odwracanie uwagi, bagatelizowanie, rozśmieszanie nie sprawi że znikną, lecz że zostaną wyparte i stłumione. Tłumienie emocji wpływa źle nie tylko na zdrowie psychiczne, ale i fizyczne. Stąd rodzą się napięcia, bóle w kręgosłupie, dziwne bóle głowy itp. Dodatkowo sprawiają, że dziecko przestaje ufać swojej ocenie sytuacji. Bo skoro czuje smutek lub złość, a rodzic temu zaprzecza i próbuje przekuć to uczucie w coś zupełnie przeciwnego, to znaczy że źle ocenia sytuację, a to może prowadzić do problemów w kontakcie z samym sobą i z drugim człowiekiem.

Dziecko nauczone w dzieciństwie, że należy je tłumić będzie to też robiło w przyszłości, jako dorosły. I potem albo ujawnią się w dziwnych bólach ciała albo wypłyną nagle, niespodziewanie, gdy czara goryczy przeleje się i banalna sytuacja doprowadza do wybuchu wściekłości lub wylania morza łez.

Co ciekawe, często negujemy nie tylko te „złe” ale też i „dobre” emocje. Gdy dzieci skaczą z radości na wieść o czymś albo są podekscytowane, ożywione, beztroskie: czyli na różne sposoby wyrażają swoją radość, zdarza się nam przywoływać je do porządku. Tak jakbyśmy bali się eksplozji euforii. Wtedy uciszamy je:

– Już spokojnie, spokojnie, cichutko.

*
Byłam zawsze pełna podziwu dla mojej przyjaciółki, która gdy przychodził do niej jej kilkuletni ROZWŚCIECZONY syn, NIE mówiła:
– Uspokój się!
lecz:
– Widzę, że jesteś zdenerwowany.
– Tak, jestem zdenerwowany! – wykrzykiwał wściekły.
– Dlaczego jesteś zdenerwowany?
– Bo zgubiłem ważny klocek, a buduję konstrukcję!
– Rozumiem, że mogło to spowodować twoją złość. Zależało ci na tej budowli, a przez brak tego klocka ciężko ci ją skończyć?

Za chwilę działa się rzecz magiczna: syn spokojny odchodził od mamy. Tak jakby nazwanie i zaakceptowanie jego uczuć było niczym dotknięcie czarodziejskiej różdżki.

Czasem mówię sobie:
– Szkoda, że nie miałam tej wiedzy, gdy moje córki były małe. Z synem nie będę już popełniać tego błędu!

Tymczasem nigdy nie jest za późno, by zacząć nad sobą pracować. Moje nastoletnie córki są teraz w okresie burz hormonalnych i wstrząsają nimi silne emocje i staram się, choć oczywiście nie zawsze mi to wychodzi, również szanować ich emocje, nawet gdy wydają mi się „bezzasadne”. Szloch z powodu złego rozmiaru zamówionej przez internet kurtki? Chciałoby się krzyknąć:

– Czy ty zwariowałaś, rozpaczając z tego powodu?! Ludzie mają naprawdę duże problemy, a ty płaczesz z powodu za małej kurtki???

Ale staram się – choć oczywiście nie zawsze mi to wychodzi 🙂 –  spojrzeć z empatią na jej uczucia i rzec:

– Jest ci pewnie przykro, że ta kurtka okazała się za mała. Tak się cieszyłaś, że będziesz miała nową kurtkę i że jutro nałożysz ją do szkoły, tymczasem nic z tego.
Co więcej, staram się to również „ćwiczyć” na mężu. 🙂 Gdy jestem świadkiem jego wściekłości spowodowanej np. awarią jakiegoś systemu, staram się nie negować jego uczuć, krzycząc:

– Dlaczego znowu panikujesz?! Uspokój się! Pewnie znów robisz wielkie halo o nic!

Lecz staram się, choć oczywiście nie zawsze mi wychodzi 🙂 – powiedzieć:

– Widzę, że jesteś zdenerwowany. Spodziewałeś się, że dziś skończysz już ten projekt i będziesz mógł odetchnąć, a jednak okazało się, że to niemożliwe. Musi być Ci z tego powodu źle.

I to zwykle daje ukojenie, serio. 🙂  Pozwólmy naszych dzieciom, mężom oraz sobie samym na różne uczucia i emocje. Pozwólmy sobie na łzy, złość, radość, euforię. Nie odmawiajmy sobie i innym prawa do odczuwania smutku, niepokoju, żalu, przygnębienia, podekscytowania, entuzjazmu, złości, rozgoryczenia, zniecierpliwienia, strachu, przerażenia, zagubienia i masy innych emocji, z których zbudowany jest świat każdego człowieka. 🙂

Komentarze: