Mój mąż, jak to mąż, ma cały szereg wad, ale jednego nie mogę mu zarzucić: nie kłamie. Taka sama jest starsza córka. Niedawno posprzeczałyśmy się i brzydko się do mnie odezwała. Zdenerwowałam się i powiedziałam:
– Basta. Jeżeli nie obiecasz mi teraz, że przestaniesz pod nosem przeklinać i wypowiadać teksty w stylu: „zamknij się”, nie kupię ci tego karnetu na siłownię – zaszantażowałam ją, bo brak mi już było słów. – Zrobiłaś to ostatni raz, umowa stoi?!
Zamilkła.
Po kilkunastu minutach zaczepiłam ją:
– Halo? Masz mi coś do powiedzenia? – przyznam, że oczekiwałam, że powie „Przepraszam, obiecuję, że nie będę już tak mówić” i zajmiemy się tym karnetem, zwłaszcza, że planowałyśmy to dziś wieczorem zrobić, bo był to ostatni moment na zamówienie go.
Tymczasem ona tylko wzruszyła ramionami i smutno rzekła:
– Niestety nie mogę ci obiecać, że tego nie zrobię. Bo może za kilka dni okaże się, że się zdenerwuję albo ty mnie wkurzysz, mamo, tak, że nie wytrzymam i mimo, że nie powinnam, to to powiem i będzie za późno, więc nie mogę ci tego obiecać – wypaliła i w duchu pożegnała się z karnetem, choć wiem, że bardzo jej na nim zależało.
Taka jest właśnie moja córka i to w niej bardzo cenię. Wystarczyłoby przecież, żeby powiedziała:
– Przepraszam i obiecuję, że nie będę już tak mówić.
Ale nie, ona powiedziała prawdę i nie była w stanie obiecać mi czegoś, czego nie jest pewna. Dlatego dogadałyśmy się, że obieca mi, że POSTARA SIĘ tak nie mówić.
Swoją drogą, sprzeczki, których powodem są przekleństwa, mają u nas długą rodzinną historię. Kiedyś, słysząc, jak uderzywszy się w stół, przeklęła, oburzyłam się:
– Nie życzę sobie, żebyś przeklinała, rozumiesz?!
– Jak sobie życzysz, droga mamo… – odparła i odwróciła się ze złością na pięcie. – Ale wiesz co ci powiem? – dodała na odchodne. – To jest NIELUDZKIE zabraniać przeklinać, bo przecież wtedy magazynuje się w człowieku złość i wpływa to na niego destrukcyjnie. Przecież w końcu te przekleństwa zostały po coś wymyślone!
Deal with it. 😉
Szacunek do ludzi objawia się między innymi w szacunku do słów, które do nich kierujemy. Lubię ludzi, którzy nie rzucają słów na wiatr, którzy dotrzymują obietnic, którzy nie szastają słowami. Uwielbiam ludzi słownych, tych, na których można polegać.
Taka jest na przykład moja mama: wiem, zawsze mam pewność, że gdy umawiam się z nią, słowa dotrzyma. Będzie tam, gdzie się umawiałyśmy, wyślę mi to, co ustaliłyśmy, sprawdzi mi, to co obiecała, zrobi to, co zapowiedziała.
Rozumiem, że plany mogą ulegać zmianom. Ale osoba, która szanuje słowo, pamięta o tym, żeby je odwołać. Z szacunkiem do słowa wiąże się również szacunek do czasu. Punktualność, dotrzymywanie terminów, nieinformowanie o istotnych kwestiach w ostatnim momencie – liczenie się z czasem drugiego człowieka. Liczenie się z czasem, a nie liczenie się czasem: czasem tak, a czasem nie…
I serio, nie jestem drobiazgowa. Rozumiem, że czasem pro forma rzuca się „odezwę się” i się tego nie robi i nie nazywam tego niesłownością, ale pretekstem, na które jestem wyczulona. W tym sensie, że nie udaję, że ich nie słyszę. Gdy proponuję komuś spotkanie, składam propozycję itp., a on mówi:
– Nie mam czasu. Jakoś może innym razem.
….. to zwykle biorę pod uwagę, że może to być pretekst, czyli zmyślony powód, dla ukrycia prawdziwej przyczyny, którą w tym przypadku jest to, że osoba ta nie chce się ze mną spotkać bądź współpracować lub jest jej to obojętne, słowem: nie zależy jej. 🙂
– Spotkamy się w najbliższym czasie? Może w przyszłym tygodniu? – pytam powiedzmy.
– Niestety nie mam czasu.
– A w następnym miesiącu? – czasem, choć nie zawsze, pozwalam sobie na kolejne pytanie.
– Nie wiem, czy do tego czasu skończę ten projekt.
W tym momencie zawsze milknę: nie ciągnę tego wątku. Bardzo nie lubię być natarczywa i natrętna i gdy tylko wyczuję, że ktoś nie ma ochoty na kontakt ze mną, odpuszczam. Nie pytam, jaki projekt. Nie sugeruję trzeciej daty spotkania. Nie przekonuję, żeby przełożył projektu na pojutrze. Nie proponuję pomocy przy projekcie. 🙂 Gdy moja propozycja po raz kolejny nie spotyka się z entuzjazmem rozmówcy, odpuszczam. I też nie obrażam się. I polecam i Wam: miejcie oczy i uszy otwarte na preteksty, nie zmuszajcie ludzi, by wszystko mówili wprost. Oczywiście preteksty nie mogą stać się głównym środkiem komunikacji, ale czasem lepiej nie usłyszeć:
– Nie chcę się z tobą spotkać, bo wolę poświęcić wolny czas bliskim, a ty jesteś „tylko” moją znajomą.
lub:
– Nie chce z tobą współpracować, bo nie odpowiada mi twój styl pracy, światopogląd, sposób bycia.
To trudne słowa, bo mogą ranić, a mimo, że bardzo szanuję słowa i prawdomówność, to uważam, że czasem warto ugryźć się w język.