Po co dziecku ulubiona przytulanka? Trzy powody, na które wskazują psycholodzy

.
U mnie, Nishki 2-3-4-letniej, był Piesek. Mały, brązowy piesek, który z miesiąca na miesiąc wyglądał coraz gorzej.

Nic dziwnego, bywało, że towarzyszył mi dwadzieścia godzin na dobę: podczas wycieczek, spacerów, zakupów, posiłków, kąpieli (na szczęście nie w wannie, lecz dzielnie asystował siedząc na półce) oraz snu. Gdy zapomnieliśmy go kiedyś wziąć z mieszkania cioci, którą odwiedziliśmy, tato musiał po niego w nocy wrócić, bo moja rozpacz była nie do opisania.

Tekst powstał w ramach mojego autorskiego cyklu Dovartościuj dziecko i siebie, w którym dzielę się ciekawostkami psychologicznymi związanymi z macierzyństwem i dzieciństwem. Ambasadorem cyklu jest Baby Dove – marka kosmetyków dla dzieci. Kosmetyki są hipoalergiczne, nie szczypią w oczy, mają neutralne pH i można je stosować od pierwszych dni życia. Kosmetyków Baby Dove używamy, od kiedy pojawiły się na polskim rynku, czyli od kilku miesięcy i jesteśmy szczerze zauroczeni ich zapachem, konsystencją, łatwością wchłaniania i nawilżania. W serii znajduje się m.in. krem przeciw odparzeniom, szampon, emulsja do mycia ciała i włosów, chusteczki pielęgnacyjne oraz balsam.

Bardzo lubię przygotowywać teksty do tego cyklu – podczas opracowywania tematu dowiaduję się wielu ciekawostek, dzięki którym zmieniam często punkt widzenia. Ostatnim razem opowiadałam Wam o lęku separacyjnym. Dziś w pewnym sensie kontynuuję ten wątek. Ustaliliśmy już, jak trudnym dla małego człowieka doświadczeniem jest z jednej strony rosnąca chęć wyruszenia w świat i eksplorowania go, czyli opuszczenia „matczynej spódnicy”, a z drugiej strony rosnący strach przed oddaleniem się od ukochanej mamy.

Jak mieć ciastko i zjeść ciastko? 

Ano dać dziecku tak zwany przez psychologów: obiekt przejściowy, zwany przez pozostałych ludzi: ulubionym pluszakiem. 🙂 (czasem to ulubiony kocyk, poduszka, szmatka itd).

Pozwólcie, że zacytuję fragment jednej z moich ulubionych książek „Żyć w rodzinie i przetrwać” stanowiącej zapis rozmowy Robina Skynner’a: psychiatry i psychoterapeuty z Johnem Cleesem:

JOHN: Dlaczego nazywa się misia obiektem przejściowym?

ROBIN: Bo pomaga dziecku przejść od stanu, w którym nie może długo wytrzymać bez wsparcia emocjonalnego dostarczonego przez matkę, do sytuacji, gdy może zacząć przyjmować je od innych ludzi.

JOHN: Ale dlaczego dzięki temu obiektowi dziecku łatwiej zapełnić tę lukę?

ROBIN: Ponieważ pozwala to część silnych uczuć, które tak mocno wiązały je z matką, przenieść z niej na ten obiekt. Może to być dowolna przytulna zabawka, szczególnie ważna dla dziecka – coś, co nosi ze sobą wszędzie i zasypiając, trzyma w objęciach.

Oto więc pierwszy powód, dla którego większość dzieci posiada ulubioną przytulankę: jest ona przenośnym „systemem wsparcia”, który pomaga mu uporać się z procesem oddzielenia się od matki. Pluszak jest jakby namiastką matki, rzeczą matkę reprezentującą. Dlaczego to ważne i przydatne? Skoro część uczuć, które żywi do mamy, może przenieść na pluszaka, może to robić za każdym razem, gdy mamy obok nie ma. Gdy mu źle, np. boi się i chce się do kogoś przytulić lub gdy mu dobrze, cieszy się z czegoś, robi coś fascynującego i chce podzielić się z kimś tą ekscytacją.

Drugą pozytywną z punktu widzenia rozwoju dziecka właściwością, jaką daje posiadanie ulubionego pluszaka jest fakt, że dzięki niemu dziecko uczy się matkować: „misiowi”, czyli de facto sobie. Chodzi tu o umiejętność zaopiekowania się sobą i swoimi uczuciami i powiedzenia sobie: „Wszystko będzie dobrze” czy „Dasz radę zrobić to sam”, „Uda ci się, zobaczysz”. Tak sobie zresztą czasem powtarzamy już będąc dorosłymi, prawda? 🙂

Rodzice, których dzieci mają swojego ukochanego pluszaka, pewnie to potwierdzą: dziecko, bawiąc się z nim, wchodzi w różne role, czasem matkuje mu, uspokaja go: „Nie bój się, maluszku, zaraz pójdziemy spać”, przywołuje go do porządku: „Tak nie można robić, nie krusz bułeczki na podłogę” – słowem, naśladuje nas, mamy, traktując pluszaka jako swoje dziecko. Czasem zaś szuka w pluszaku mamy.

Taka zabawa pomaga mu poznać i zorientować się we własnych uczuciach i odkryć, jak to jest być mamą i opiekować się swoim dzieckiem, dzięki czemu uczy się opiekować sobą (i swoim „wewnętrznym dzieckiem” o czym pisałam w TYM tekście.)

Trzecim pozytywnym aspektem wynikającym z zabawy z pluszakiem jest fakt, że dzięki temu dziecko uczy się, że niezależność jest w porządku. Do tego jednak kluczowe jest to, jak prawdziwa mama reaguje na więź dziecka z pluszakiem. Gdy ją aprobuje, cieszy się, jest to dla dziecka sygnał pochwały niezależności. Miś reprezentuje swobodę odejścia: „Możesz odejść od mamy, nie musisz trzymać się kurczowo jej spódnicy. Możesz szukać wsparcia w świecie pozamamowym. I ja, mama, nie mam z tym problemu, nie jestem zazdrosna.”

Fakt, że mama widzi, że dziecko lokuje uczucia „w kimś innym” i nie ma z tym problemu, jest dla niego w pewnym sensie przepustką do świata – może nauczyć się postrzegać ów świat jako otwarty i bezpieczny, co prowadzi go do rozwoju i zmiany, a nie zamknięty, co powoduje bezruch i lęk przed zmianą.

Warto zachęcać dzieci, i te małe, i te duże (ja więc, jako mama 13-miesięcznego syna i dwóch nastolatek przerabiam ten temat podwójnie) do tego, by śmiało ruszały w świat (i nie przedstawiać go im wyłącznie jako wrogiego) i co najważniejsze: nie obrażać się i nie rozpaczać, gdy będzie chciało weń wyruszyć. Czyli lepiej powstrzymajmy się przed uwagami, nawet tymi rzucanymi pół żartem w stylu:

– Wolisz spędzić weekend z koleżanką, a nie ze mną? (do starszej pociechy)
czy:
– Kogo bardziej kochasz: misia czy mamusię? (do szkraba)

Proces nawiązywania więzi dziecka z „obiektem przejściowym” zaczyna się w różnych chwilach, zwykle około 2 roku życia, ale zdarza się wcześniej. Ja od kilku tygodni próbuję synowi wcisnąć mamę zastępczą, ale niestety nie udaje mi się to. 🙂

Myślę, że kluczem jest to, że to JA to robię. A dlaczego maczam w tym palce? Bo za tydzień szykuje mi się trzydniowy wyjazd. I jestem w uczuciach, jak to małe dziecko ze wstępu tekstu: z jednej strony chcę eksplorować świat i cieszę się na myśl o tym, a z drugiej strony czuję lęk przed opuszczeniem swojej matki swojego dziecka.

Dotychczas nie rozstaliśmy się z synem na dłużej niż dwanaście godzin – a takie rozstania miały miejsce dosłownie kilka razy. Na co dzień rozstajemy się tylko na cztery godziny, które spędza u niani. Pomyślałam więc, że w ramach ukojenia swoich i syna nerwów zorganizuję mu obiekt zastępczy, w których będzie mógł ulokować swoje uczucia, gdy mamusi zabraknie. 😀 Oczywiście będzie miał też pod ręką tatusia, który z nim zostanie, ale chciałam móc zabezpieczyć się podwójnie. ;)).

Któregoś dnia z kosza z pluszakami wybrałam najbardziej uroczego moim zdaniem – dużego pluszowego Misia, którego dostałam w prezencie z okazji narodzin synka od Kamilli z Eko Drogerii. Zaczął towarzyszyć nam w sympatycznych momentach dniach: podczas zabawy, wycieczki, spaceru i kąpieli, którą syn uwielbia.
.

Jednak moje serce skradł również Bocian, więc i jego włączyłam w ekscytujące i radosne aktywności.

Bywało, że syn spoglądał na Bociana z zainteresowaniem, ale częściej z dystansem, obrzucając go spojrzeniem a’la:
– Dlaczego wszędzie za nami chodzisz? My z mamą wcale cię nie potrzebujemy!

Potrafił też zrzucić Misia na podłogę na zasadzie:
– Jesteś zbyt inwazyjny, zajmij się wreszcie swoimi sprawami!

– Może to i dobrze, przecież te pluszaki są dość duże, może lepszy będzie mały miś? – pomyślałam i od tego czasu w radosnych życiowych aktywnościach towarzyszą nam wszystkie trzy. Muszę jednak z żalem przyznać, że nie zaobserwowałam jeszcze chemii między moim synem, a którymś z pluszaków. Jak widać na zdjęciach, to zdecydowanie bardziej one są nim zainteresowane niż on nimi. Zabiegają o uwagę, a on nic. Widzicie ten smutek zarysowany na ich twarzy? 😉 Jestem bardzo ciekawa, jak ta sytuacja wygląda u Was. Miały, mają ulubione pluszaki?

Czas przyznać się do jednego. Po pierwsze, wprowadzając trzy pluszaki, wprowadziłam tym samym zbyt duży chaos. Po drugie, niechaj to mój syn wybierze i zdecyduje, czy, kiedy i jaka zabawka stanie się jego zastępczą mamą, obiektem przejściowym, ulubionym pluszakiem, jak zwał tak zwał. 😉

PS Oczywiście nie chodzi o to, że gdy dziecko nie ma przytulanki to jest źle, (bo część dzieci po prostu tak ma i nie przywiązuje się do obiektu przejściowego), lecz, że gdy ma, to jest dobrze. 

Komentarze: