fot. Agnieszka Wanat
– Hola, hola, mój syn nie będzie spał w łóżeczku dla niemowląt! – zaoponowałam, gdy Marysia zaprowadziła mnie w IKEA do działu z niemowlęcymi łóżkami. Kilka dni wcześniej poprosiłam ją o przyjacielską pomoc w urządzeniu pokoju dla dziecka, które urodzę lada ty/dzień. – Mój syn będzie spał w łóżku co najmniej dla kilkulatków, a może nawet nastolatków, bo on od początku będzie nad wyraz rozwinięty! – wyjaśniłam.
– Oj, Nishka, Nishka, widzę, że jeszcze dużo pracy przede mną – westchnęła Marysia.
Ale zacznijmy od początku.
Otóż kiedy moja inna przyjaciółka Ania: absolwentka psychologii, powiedziała mi o tym, zaniemówiłam. Była to dla mnie tak szokująca wiadomość, że szok!
– Wyobraź sobie, że dziecko tuż po urodzeniu, zwłaszcza przez pierwsze trzy miesiące życia, ale to przekonanie trwa mniej więcej pół roku, ma poczucie omnipotencji.
– Omnipotencji, czyli wszechmocy i wszechwładzy?
– Tak, niemowlęciu wydaje się, że całe otoczenie, zwłaszcza rodzic, jest mu podporządkowany. Ma poczucie wszechmocy nad rodzicem, zwykle matką. Właściwie to Ono Jest Matką.
– Ono jest matką? Ejże, matka jest tylko jedna!
– Przez pierwsze pół roku życia sądzi, że ono i matka to jedność. Przyzwyczaiło się do tego w okresie prenatalnym, a po porodzie trwa w tym przekonaniu. Zwłaszcza, że mama, spełniając większość jego zachcianek, umacnia je w poczuciu sprawczości. Zapłacze: wkrótce zjawia się. Jest głodne: karmi je. Ma mokro: za chwilę zostaje przewinięty. Zmarznie: za chwilę zostaje okryty kocykiem. Niemowlę sądzi, że matka jest przedłużeniem jego samego, czymś w rodzaju niezwykle ruchliwej kończyny. 🙂
– Co? Matka czymś w rodzaju niezwykle ruchliwej kończyny? Wypraszam to sobie! – zbulwersowałam się. – Czy powinnam więc jakoś swojego niemowlaka utemperować? Nie spełniać wszystkich jego zachcianek? Że hola, hola, kolego, zaraz pokażę ci, KTO tu rządzi?!
– Wprost przeciwnie: utrzymuj go w tym poczuciu omnipotencji. Nie próbuj dyscyplinować niemowlęcia i spełniaj jego zachcianki. Niech wierzy, że ma w sobie moc sprawczą, że może wpływać na otaczający go świat. Dzięki temu jako dorosły będzie miał silne poczucie własnej wartości i autonomii oraz wiarę we własne siły.
Chce, żebyś wzięła je na ręce i przytuliła, mimo że dopiero odłożyłaś je do łóżeczka? Bierz.
Jest głodny, mimo, że jadł półtorej godziny temu? Nakarm je.
Wzywa cię w nocy do swojego łóżeczka? Idź do niego.
– Zaraz, zaraz, Nishka, ale pamiętaj: nie musisz wchodzić do jego łóżeczka, po prostu weź go na ręce. Zwłaszcza, że nikt z Was nie chce przecież, żeby łóżeczko się połamało, prawda? – wspaniałomyślnie dodała Ania.
– Sugerujesz, że za dużo ważę?!
Matka: ktoś w rodzaju niezwykle ruchliwej kończyny, która zjawia się, gdy dziecko tylko zapłacze 🙂
Matka z perspektywy dziecka: „tu-tu-tu-tu pęczek-drutu!” Ciekawe, co one sobie o nas dorosłych myślą…
– Ale ja czytałam taką świetną książkę „W Paryżu dzieci nie grymaszą”, w której autorka, podpatrując francuskie mamy, chwaliła je za tak zwaną „pauzę”, czyli odczekiwanie chwilę zanim spełni się żądanie dziecka, a nie błyskawiczne biegnięcie na każde jego zawołanie – rzekłam.
– Bardzo dobry pomysł. Wiadomo, matka też człowiek i potrzebuje czasu, żeby spełnić żądanie króla lub królowej. Nie musisz zrywać się na-tych-miast! Możesz trochę odczekać, żeby pokazać, że tu też toczy się jakieś życie, że niech cierpliwie poczeka. Ważne, że przyjdziesz.
– I udawać, że przychodzę na jego żądanie.
– Otóż to, jesteś jego niewolniczką.
– Nic, tylko czekam na rozkazy mojego króla.
Z psychologicznego punktu widzenia chodzi o to, by podczas pierwszego zetknięcia dziecka ze światem (którym przez pierwsze miesiące życia jest rodzic), wykształcić w nim świadomość, że może wywierać wpływ na otaczający go świat: że może ów świat zmieniać, że ma moc sprawczą.
Co ciekawe, od momentu, gdy skończy rok, należy mu stopniowo tę władzę ograniczać, ale temu przyjrzę się w następnych tekstach z tego cyklu.
Powiedziałam CYKLU?! Tak! To chyba doskonała okazja, żeby niniejszym coś ogłosić. 🙂 Otóż dzisiejszy tekst jest pierwszym z autorskiego cyklu „Pokoje dziecięce”, który niedawno wymyśliłyśmy i opracowałyśmy razem z Marysią Górecką z bloga mamygadzety.pl. Okazało się, że nasz pomysł spotkał się z zainteresowaniem IKEA, która była tak uprzejma, że wyposażyła nas w odpowiednie meble i akcesoria! 🙂
Na cykl złoży się dziesięć publikacji: pięć Marysi i pięć moich. W naszych wpisach będziemy poruszać tematykę związaną z urządzaniem dziecięcych pokojów: ja będę skupiać się na psychologicznych i socjologicznych aspektach dotyczących przestrzeni, w której mieszkają dzieci, natomiast Marysia, mama trojga, znawczyni gadżetów i posiadaczka talentu do praktycznego i ładnego urządzania dziecięcych przestrzeni, będzie dawać konkretne rady i wskazówki. Zajrzyjcie TUTAJ, a przekonacie się, co dziś naszykowała!
Marysia: z mojej perspektywy świeżo upieczona mama (najmłodszą córkę urodziła niecałe dwa lata temu, kiedy ja niecałe jedenaście lat temu…) była dla mnie nieocenioną pomocą podczas wizyty w IKEA, bo po tak długiej przerwie od niemowląt zapomniałam, jak się sprawy mają.
– Nishka, to nie jest fotel do karmienia piersią!!!
– Nishka, twój syn niemowlak, jakkolwiek silnie nie będzie w nim pracowało poczucie omnipotencji, będzie za mały na to łóżko, to łóżko dla kilkulatka!
– To jest odpowiednia zabawka dla niemowlaka! Na raporty, mapy, encyklopedie i leksykony przyjdzie jeszcze czas!
Nasza wizyta w IKEA przebiegła nie tylko wesoło, ale i pomyślnie, jej efektem było wybranie mebli dla niemowlęcia do mojego domu. Oto i one:
Ojoj, czy Mój Pan i Władca będzie zadowolony z wyborów swojej matki?
Czy spodoba mu się przewijak, na którym będę mu, uniżona sługa, zmieniać pieluchy?
Przy okazji, podpowiedź: dwie dolne szuflady przewijaka w zupełności wystarczyły mi na wszystkie ubranka (w znaczeniu: te, których będę używać przez najbliższe dwa miesiące, bo jak wiadomo dziecko w pierwszym roku życia rośnie ekspresowo) i pieluszki.
Mam nadzieję, że Szanowny Pan nie obrazi się za tak niepoważne kombinezony!
Skusiłam się jeszcze na taką komódkę – w której będę chować ubranka na kolejne miesiące życia synka (z czystej wygody: bo nasza garderoba jest już wypełniona ubraniami pozostałych domowników)… i na której najprawdopodobniej będziemy kąpać naszego Monarchę.
*
Dochodzimy do pytań za 100 punktów:
Pokój razem z dzieckiem czy osobno? Spanie w jednym łóżku z niemowlęciem czy oddzielnie?
Mama (lub tato – ja ze względu na to, że piszę o sobie i że 85% osób odwiedzających ten blog to kobiety, pozostanę przy określeniu „mama”, mając jednak absolutnie pozytywny stosunek do sytuacji, w którym dzieckiem zajmuje się przede wszystkim albo wyłącznie tato).
Są mamy, które najlepiej czują się w opcji: śpię w łóżku z niemowlęciem.
Mnie taka opcja niespecjalnie się uśmiecha, bo musiałabym mieć w nocy włączony tryb: „czujność”: nie tylko za siebie, ale i za męża. Nie mogłabym w pełni się zrelaksować, obawiając się, że zgnieciemy dziecko lub zrzucimy je z łóżka. (nie twierdzę, że tak się dzieje, bo przecież wiele mam śpi z dziećmi w łóżku i wszystko jest w porządku, po prostu JA czułabym się z tym niekomfortowo.) Tak więc do swojego łóżka mogę zaprosić niemowlę tylko w ciągu dnia. 🙂
Są mamy, które od początku organizują dwa oddzielne pokoje: dla rodziców i dziecka.
Taka opcja też mi nie pasuje, bo nie chciałoby mi się w nocy kursować do innego pomieszczenia. Poza tym czuję się spokojniejsza, mając berbecia blisko siebie.
Zawsze spałam w jednym pokoju z niemowlęciem. Owszem, przy córkach za bardzo nie miałam innego wyjścia: dysponowaliśmy mieszkaniem dwupokojowym. Od kilku lat mieszkamy w domu z dość dużą przestrzenią dającą pole do najróżniejszych aranżacji, słowem: moglibyśmy urządzić niemowlęciu oddzielny pokój. Jednak nie zdecydujemy się na to, przynajmniej przez pierwszy rok życia dziecka.
Dlaczego? Bo tak jest mi łatwiej. Skoro w nocy będę wstawać kilka razy, żeby nakarmić dziecko, po co mam wędrować do innego pokoju? Wolę zrobić dwa kroki ze swojego łóżka i być przy łóżeczku dziecka, następnie – już z kilkukilogramowym balastem – kolejne dwa kroki i razem zasiąść na fotelu do karmienia.
Moja Omnipotencjo, już lecę cię karmić!
Dlatego jego łóżeczko stanęło tuż obok naszego małżeńskiego łoża.
I taka też opcja: wspólny pokój z niemowlęciem, ale spanie w oddzielnych łóżkach jest dla mnie najwygodniejszą opcją.
Co chcę podkreślić: to jest MOJA opcja. Nie ma jedynego słusznego rozwiązania. Ważne, żeby Mama i Jej Pryncypał czuli się dobrze. A to, jak zaaranżują swoje przestrzenie to już jest ich sprawa. To znaczy wiadomo: wszystko aranżuje dziecko, bo matka jest przecież tylko przedłużeniem jego samego, czymś w rodzaju niezwykle ruchliwej kończyny. 🙂
Uwaga: doczepione do łóżeczka kosze, do których wyrzuca się śmieci lub trzyma kosmetyki, są wyrazem mojej ignorancji, powinnam była je bowiem przyczepić do przewijaka! Jak Marysia zobaczyła te zdjęcia, udzieliła mi ostrej reprymendy 🙂 Teraz już wiszą na odpowiednim miejscu, ale nie będę już męczyć Agnieszki prośbami o nową sesję fotograficzną. 🙂
O tym, jak nazywają się i ile kosztują meble oraz różne akcesoria mojej wyprawki (kocyki, ręczniczki, materac, prześcieradło, wanienka, lampka, zabawki), które pojawiły się w moim tekście dowiecie się u Marysi TUTAJ – koniecznie do niej zajrzyjcie, zwłaszcza, że w swoim tekście, jak zawsze ciekawie, przystępnie i dowcipnie napisanym, proponuje trzy warianty cenowe urządzenia kącika dla niemowlaka: na każdą kieszeń!
A już w pierwszej połowie sierpnia zapraszamy Was na publikacje poświęcone Pokojom Ucznia!
Autorką zdjęć ze sklepu IKEA, na których występuję w czerwonej bluzce jest Agnieszka Wanat, natomiast autorką zdjęć z mojego domu, na których występuję w szarej bluzce jest Agnieszka Dzieniszewska. 🙂